Wczoraj w Hali 100-lecia miasta Sopotu odbył się Finał Maratonu Poparcia Bronisława Komorowskiego. Podczas konwencji głos zabierały takie osobistości jak Henryka Krzywonos i Przemysław Saleta. Konwencja w trójmiejskiej hali to ostatnia prosta kandydata ubiegającego się o reelekcję.
– Jak można mówić o odbudowywaniu naszego kraju ze zgliszczy? Jak można śpiewać, prosić o przywrócenie przez Pana Boga naszej wolności?! Tak to bywa i czasami być musi, że szaleństwo polityczne, szaleństwo wyborcze bywa źródłem groźnej ślepoty. Polsce potrzebne są zmiany i praca a nie radykalizm. Trzeba budować, a nie burzyć – przekonywał prezydent Bronisław Komorowski podczas podsumowania kampanii wyborczej.
Prezydent zaapelował także do młodych
– Nie dajcie się uwieść politycznym frustratom i spóźnionym na rewolucję. Ona dokonała się dawno, teraz czas na pracę – powiedział Komorowski. – Radykalizm najczęściej niczego nie buduje, a wiele rujnuje – podkreślił prezydent.
„Nie jestem człowiekiem strachliwym, ale boję się oszołomów”
Podczas konwencji głos zabrał także Przemysław Saleta.
– Nie jestem człowiekiem strachliwym, ale boję się oszołomów i zwolenników teorii spiskowych. Wybieram zgodę, dlatego popieram Bronisława Komorowskiego – mówił Przemysław Saleta.
„Nie chodziło nam o to, aby związki zawodowe popierały jakąś partię”
Henryka Krzywonos w swoim bezpośrednim stylu podsumowała działania związków zawodowych.
– Walczyliśmy o niezależne związki zawodowe – nikt nie mówił, że one będą partyjne, do cholery! – mówił legendarna tramwajarka.
Galeria
fot. facebook / Bronisław Komorowski
WYSTĄPIENIE PREZYDENTA MOŻNA UZNAĆ ZA ROZPACZLIWE. Trudno wiecami poparcia nadrobić czas stracony. Okres prezydentury dla ludzi, którzy żyją w okresie wolności, po zrywie „Solidarności” w 1980r., to niespełnione nadzieje i zaniechania, a nawet arogancja na wysokich stołkach. Nigdy żadne poparcie legendarnych działaczy, czy polityków, nie robiło na mnie żadnego wrażenia, a jedynie przypominało, może nie dosłownie, ale czasy PRL. Tam też były apele i epitety, jedynie słusznej władzy. Zawsze jest tak, że NIE LICZĄ SIĘ PIĘKNE SŁOWA, A CZYNY. Jeżeli jednak czyny zaprzeczają słowom albo ich brak, to każdy wtedy przyzna, że to coś nie tak. Jak można nazywać kogoś politycznymi frustratami, jeżeli Obywatele nie są zadowoleni z działań podejmowanych przez Rząd i Prezydenta? Mamy niby demokrację, którą należy pojmować jako władzę ludu, a jednak ta nasza demokracja jest bardzo kulawa. WŁADZA, wyłoniona z tego ludu, jest przedstawicielem społeczeństwa i MA TEMU SPOŁECZEŃSTWU SŁUŻYĆ, a nie je lekceważyć. NIEZADOWOLONYCH Z AROGANCJI WŁADZ kiedyś nazywano WARCHOŁAMI, a dziś bardzo podobnie, bo POLITYCZNYMI FRUSTRATAMI. A gdzie zdrowe refleksje Prezydenta? Czyżby nie zauważył tego, że w wielu przypadkach nie reagował na słuszne postulaty, mądrych ludzi na niskich szczeblach. Działania pod prąd, podpisywanie ustaw, które oprotestowało społeczeństwo, to zasadniczy BŁĄD GŁOWY PAŃSTWA. Nikt nie lubi sytuacji, w których WŁADZA, choćby NAJWYŻSZA, LEKCEWAŻY OBYWATELI. TO MA BYĆ DEMOKRACJA, TA PRAWDZIWA, a nie puste słowa.