Z powodu fatalnego stanu technicznego Urząd Morski zmuszony był zamknąć molo w Ustce. Choć turyści nie kryją wściekłości, zostało ono zamknięte w trosce o ich bezpieczeństwo.

Kto marzy o spacerze po molo powinien przynajmniej tego lata omijać Ustkę szerokim łukiem. Z powodu fatalnego stanu technicznego części falochronu, Urząd Morski w Słupsku zmuszony był zamknąć jedną z największych wakacyjnych atrakcji Ustki.
– To jest poważna awaria. Nagle molo zaczęło nam się zapadać i dla bezpieczeństwa turystów musieliśmy natychmiast zamknąć jego dużą część – mówi Tomasz Bobin, dyr. Urzędu Morskiego w Słupsku.
Jak łatwo przewidzieć zamknięte usteckie molo rozwścieczyło wielu turystów, którzy przyjechali tu na wakacje.
– Jesteśmy w Ustce po raz pierwszy w życiu. Tyle razy słyszeliśmy o tej miejscowości same dobre rzeczy. Gdy tu przyjechałam i zobaczyłem ten plac budowy zamiast mola po prostu się załamałam – mówią zaczepieni przy molu turyści. – Moim zdaniem nikt tu nie myśli i nie szanuje turystów. Tak właśnie wychodzi polskie niechlujstwo – dodają inni.
Wielu wczasowiczów jeszcze bardziej niż plac budowy oburza fakt, że na rozebranym częściowo falochronie od dwóch tygodni nie ma żadnego robotnika.
– Co to ma znaczyć, że tu nikt nie pracuje? Jesteśmy kasowani za opłatę klimatyczną i to nie mało, a tymczasem ten opuszczony plac budowy najlepiej świadczy jak szanuje się tu turystów – denerwują się goście.
Brak robotników na budowie to nie efekt niechlujstwa czy lenistwa. Stan techniczny mola przerósł bowiem najczarniejsze obawy wykonawcy inwestycji.
– Gdy robotnicy skuli nawierzchnię falochronu okazało się, że przez dziesięciolecia morze wypłukało duże fragmenty podłoża. Wstępne ekspertyzy nie wykazały, że molo jest w tak złym stanie. Prace muszą mieć znacznie większy zakres niż w pierwotnym projekcie – wyjaśnia Tomasz Bobin.
Pracownicy Urzędu Morskiego zapewniają, że gdy tylko powstanie nowy projekt naprawy mola, wszystkie prace ruszą z kopyta. Niestety falochron będzie otwarty dla turystów najwcześniej za miesiąc.