Jak najbardziej aktualne wydaje się twierdzenie, że sposób w jaki myślimy wpływa na to, jak się czujemy. Czynniki emocjonalne to nic innego, jak czynniki psychiczne. Coraz częściej zwracamy uwagę w leczeniu na ścisły związek psychiki i ciała. Wielu starożytnych filozofów i lekarzy wyznawało takie podejście. Platon uznał, że ciało i dusza nie mogą być oddzielone od siebie, są bowiem całością. Hipokrates zaś uważał, że jednym z zasadniczych elementów leczenia jest pozytywne oddziaływanie na psychikę chorego. Rosnące zainteresowanie psychoimmunologią wytłumaczyć można tym, że dostarcza nam ona nowej wiedzy do radzenia sobie z chorobami i stresem. Nasza psychika to potężny sojusznik, który może nam umożliwić powrót do zdrowia, bowiem ogromną rolę w chorobach pełni nasz system odpornościowy.

W naszym organizmie istnieją co najmniej trzy systemy, które są odpowiedzialne za przenoszenie emocji na poziom fizyczny. Są wśród nich neuropeptydy, neurotransmitery, czynniki wzrostu i cytokiny, które wpływają na aktywność komórek, ich podział i mechanizmy genetyczne. W wyniku stresu zmniejszają się więc zasoby odpornościowe człowieka. Emocje wpływają na stan zdrowia i przebiegające leczenie, są bardzo istotnym elementem systemu odpornościowego. Liczne badania wykazały, że angażując umysł, wpływamy na korzystniejszy efekt leczenia. I tak, pacjenci z różnymi chorobami, posiadający więcej emocji pozytywnych, jak nadzieja i optymizm,  oraz postawy korzystne dla leczenia, szybciej powracali do zdrowia.

Kiedyś podczas rozmowy z pacjentką chorą na raka usłyszałam: „Kiedyś żyłam w ciągłym pośpiechu, ciągle się zamartwiałam o przyszłość i nie pamiętam, abym miała czas na spokojne  rozmowy z bliskimi i na zwykłą radość z życia. Zmarnowałam tyle lat. Teraz wiem, że trzeba było po prostu żyć.”

Choroba staje się często korzystna, otrzymuje się w tym czasie większe wsparcie i zainteresowanie bliskich, cierpiący uświadamia sobie unikalność relacji z drugą osobą, następuje rozwój wartości duchowych i nagle wszystko ulega przewartościowaniu. Człowiek uzyskuje nowy wgląd w sens życia, do którego w normalnym stanie nie byłby zdolny. Wielu wówczas żałuje, że nie żyło inaczej. Owa duchowość w obliczu zagrożenia, to zgoda ze światem i z samym sobą. Często wiąże się z religią. Badania psychologów w różnych grupach chorób wykazały konsekwentny związek emocji pozytywnych i satysfakcji z życia z duchowością. Im wyższa jest duchowość, tym mniejsza intensywność emocji negatywnych. Pacjenci chorzy na raka z większym poziomem duchowości  oceniali swoje aktualne samopoczucie jako lepsze i częściej deklarowali optymizm i nadzieję w przewidywaniach dotyczących dalszego przebiegu choroby. Istniała też istotna statystycznie dodatnia korelacja między duchowością a  jakością życia.

Gdy ciało jest głęboko chore, wielkość duchowa tym bardziej się uwydatnia, stanowiąc przejmującą lekcję dla ludzi zdrowych” (Jan Paweł II, 1984).

  Negatywne wydarzenia życiowe często motywują nas do poszukiwania znaczenia i nadawania im sensu. Często znajdujemy coś dobrego, co wniknęło z nawet najbardziej bolesnych zdarzeń. Respektując granice psychologii jako dyscypliny naukowej można przyjąć, że ciało żyje w świecie tworzonym przez umysł a kryzys okazuje się często warunkiem koniecznym dla refleksji i znalezienia wartości życia w krótkim czasie. Paradoksalnie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.