List z napisem „wąglik”, który ktoś wysłał do słupskiej prokuratury, postawił na nogi niemal wszystkie służby mundurowe w mieście. W budynku Prokuratury Okręgowej w Słupsku koperta leżała od kilku dni. Teraz trwa ekspertyza rzekomego wąglika.

Kopertę z napisem „wąglik” znalazł ją pracownik Prokuratury Okręgowej przy ul. Leszczyńskiego w Słupsku. Przesyłka przyszła pocztą i została zauważona podczas porannego sortowania listów. Zgodnie z procedurą zarządzania kryzysowego na miejsce przyjechały cztery wozy strażackie z 15 strażakami, dwa samochody policyjne, służby inspekcji sanitarnej i straż miejska. Strażacy w specjalnych kombinezonach zabrali kopertę i umieścili ja w odpowiednim pojemniku. Potem inne służby zawiozły list do laboratorium inspekcji sanitarnej w Gdańsku. – Wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Teraz czekamy na ekspertyzę tego rzekomego wąglika – mówi Leszek Szweda, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w słupskim Urzędzie Miejskim, który nieoficjalnie mówi, że mało prawdopodobne jest, aby był to wąglik. O bakteriach wąglika, które stanowią śmiertelne zagrożenie dla człowieka, zrobiło sie głośno 10 lat temu, gdy wykradziono je z laboratorium wojskowego w USA. Wtedy ktoś wysłał do ambasad i urzędów kilkadziesiąt przesyłek z groźnym proszkiem, co wywołało panikę na całym świecie. Żadna przesyłka nie dotarła do Polski.