Zbliża się koniec roku będący czasem wielu podsumowań. Myślimy zazwyczaj w tym czasie co było dobre, co mogło wyglądać lepiej, a także robimy sobie postanowienia na kolejny rok.

 W tym artykule również chciałbym podsumować pewien aspekt życia, który znacząco zmienił się w tym roku przez pandemię, mam na myśli naukę. Jaka była to zmiana? Na to pytanie musi już odpowiedzieć sobie każdy kogo ona dotknęła, ale spróbujemy dokonać obiektywnej oceny.

 Zacznijmy od plusów. Wiele osób mogłoby mi zarzucić, że nie było ich za dużo, jednak jakieś były.

 Pierwszym plusem jest sam powód dla którego wprowadzono tak zwane zdalne nauczanie, czyli ograniczenie kontaktu z innymi osobami. Nie ulega wątpliwościom, że dzięki ograniczeniu kontaktu z potencjalnie zarażonymi minimalizujemy ryzyko choroby.          

Kolejnym plusem może być brak konieczności dojazdów do szkół i na uczelnie. Duża część uczniów i studentów nie mieszka w tej samej miejscowości w której się uczą. Konieczność codziennych dojazdów nie tylko generuje dodatkowe koszty, ale i jest po prostu męcząca. Brak tej konieczności to na pewno istotne udogodnienie.

 A teraz przejdźmy do ciemnej strony zdalnego nauczania… Tutaj osobiście mógłbym się znacząco bardziej rozpisać, ale przytoczę tylko te kwestie, które wydają się najbardziej istotne.

Pierwszym minusem zdalnego nauczania jest brak odpowiedniego przeszkolenia nauczycieli i wykładowców do pracy z programem z jakim pracuje dana szkoła. Można powiedzieć, że „na własnej skórze” doświadczyłem jak to wyglądało w szkole średniej, na samym początku pandemii i doświadczam do tej pory będąc na pierwszym roku studiów.

Obie szkoły pracują z innymi programami do komunikacji i w obydwu przypadkach nauczyciele i wykładowcy mają częste problemy, co jest frustrujące i wpływa na jakość zajęć. I nie są to problemy ze sprzętem czy połączeniem tylko brak tak elementarnej wiedzy jak umiejętność zamrożenia ekranu czy wyświetlenia prezentacji.

 Następny minus to lekkie „odpuszczanie sobie” przez uczniów, ale i nauczycieli… Sam czasami podczas wykładów robię inne rzeczy i niekoniecznie się na nich skupiam. Pomaga w tym niewątpliwie wyłączona kamerka i mikrofon, więc nauczyciel nie ma możliwości zweryfikowania czy uczniowie są po drugiej stronie czy też nie.

Natomiast odpuszczanie sobie przez nauczycieli ma miejsce wtedy, gdy lekcja staje się biernym monologiem. Są takie lekcje i wykłady kiedy jedyny kontakt z uczniami i studentami ogranicza się do powiedzenia „dzień dobry” i „do widzenia”. Ja osobiście taki brak chęci do urozmaicenia zajęć uznaję za lenistwo ze strony nauczycieli i wykładowców, które nie poprawia chęci do nauki.

Kolejnym minusem jest brak fizycznego kontaktu, nad czym ubolewają zarówno uczniowie/studenci jak i część nauczycieli/wykładowców. Do tej pory nie mogłem osobiście poznać chociaż połowy ludzi z roku. Taki brak integracji nie tylko utrudnia komunikacje ale chociażby dobór partnerów do zadań w grupach, bo po prostu nikogo się nie zna.

Wspomniana wcześniej część nauczycieli i wykładowców która ceni sobie kontakt „face to face” ze swoimi uczniami, uważa iż mimo wszystko komunikatory z których korzystają są niewystarczające i nie mogą w pełni wykorzystać swojego potencjału pedagogicznego.

Podsumowując nauczanie zdalne to ogromna zmiana do której tak naprawdę cały czas się jeszcze przyzwyczajamy i zbieramy doświadczenie. Miejmy nadzieję, że z czasem przestanie być konieczne i wrócimy do szkół i na uczelnie, a zebrane teraz doświadczenie posłuży za materiał do analizy w przyszłości.

Robert Synakowski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.