mat. prasowe

Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Gdańsku, przy współpracy z Kołem Naukowym Historyków Akademii Pomorskiej, zaprasza na promocję najnowszych wydawnictw pt. „Pierwsza dekada. Aparat bezpieczeństwa w województwie gdańskim w latach 1945–1956” oraz „Mapa terroru. Śladami zbrodni komunistycznych w województwie gdańskim (1945–1956)”. Autorem pierwszej pozycji jest dr Daniel Czerwiński, pracownik Oddziałowego Biura Badań Naukowych IPN w Gdańsku. Natomiast druga książka jest dziełem kilku autorów: Roberta Chrzanowskiego, Daniela Czerwińskiego, Krzysztofa Filipa, Waldemara Kowalskiego oraz Marcina Węglińskiego. Spotkanie odbędzie się 30 marca br. w Instytucie Historii i Politologii Akademii Pomorskiej, przy ul. Arciszewskiego 22a o godz. 17.00.

mat. prasowe

„Pierwsza dekada. Aparat bezpieczeństwa w województwie gdańskim w latach 1945–1956”

Książka ta stanowi pierwszą tak szeroką próbę charakterystyki działalności UB na poziomie wojewódzkim. Pokazuje nie tylko strukturę i ludzi tworzących aparat bezpieczeństwa, ale odsłania jednocześnie mechanizmy funkcjonowania komunistycznego aparatu represji. Niniejsza publikacja szczegółowo opisuje funkcjonowanie aparatu represji w powojennym województwie gdańskim. Jak wyglądała jego struktura? Kim byli tworzący go ludzie? Jak odnajdywali się oni w powojennej rzeczywistości Pomorza Gdańskiego? Co stanowiło dla nich największe wyzwanie? Jaka była skala represji wobec społeczeństwa? W jakich warunkach przebywali więźniowie UB? Jak zapamiętały swych oprawców ofiary systemu komunistycznego?

Fragment książki:

Naczelnik Wydziału Śledczego WUBP był „gospodarzem” aresztu wewnętrznego. Początkowo śledczy pracowali w gmachu przy Nowym Świecie. Według relacji ich pokoje mieściły się na pierwszym piętrze. Pierwotnie nie mieli oni tam jednak aresztu, dlatego aresztowanych przetrzymywano w Więzieniu Karno -Śledczym w Gdańsku. Na potrzeby funkcjonariuszy bezpieki wydzielono tam odrębną część – Pawilon VI.

Było to swego rodzaju więzienie w więzieniu. Nie mieli tam wstępu pracownicy administracyjni. Do wielu miejsc, w tym zlokalizowanych w jego przyziemiach karcerów, niezatrudnionych w nich strażników obowiązywał zakaz wstępu. Funkcjonariuszy do służby ochronnej w tym pawilonie specjalnie dobierano, ale nawet im nie pozwalano na swobodne poruszanie się poza wyznaczonym posterunkiem. W połowie lat pięćdziesiątych były to trzy kondygnacje aresztu oraz osiem cel zaadaptowanych na biura.

Więziony tam Tadeusz Bieńkowicz opisywał to tak:

„Po trzech dniach w asyście strażnika wyprowadzono mnie z celi, doprowadzono mnie do piwnic budynku, mnie te piwnice były znane z suchych karców. Oni sprowadzali mnie o jeszcze jedno piętro niżej w dół. Tam na korytarzach stała woda, otworzyli drzwi żelazne, następnie drewniane. Ukazał się podziemny loch […] strażnik powiedział mi, że długo mnie w tym pomieszczeniu trzymać nie będą, bo nie jestem posądzony o szpiegostwo, a po 7 godzinach pobytu w tej celi wszyscy się przyznają do wszystkiego. Był to koniec listopada lub grudzień, niesamowicie zimno, gdy wszedłem do tego pomieszczenia, było w nim ciemno, woda sączyła się po ścianach, na podłodze był rozlany mocz zmieszany z błotem […]. Na skutek siedzenia w tej celi miałem omamy wzrokowe. Widziałem łóżko, siennik, upadałem na podłogę, raniąc się […] byłem opuchnięty tak, że dwoma rękoma nie mogłem objąć nogi w kostce. W sumie przetrzymano mnie w tej celi około 7 dni. Strażnik zlitował się nade mną około 4 rano, otworzył drzwi celi i dał mi do okrycia moją marynarkę. Zabrał mi ją około 7 rano, gdy do więzienia przychodzili śledczy. Spałem w tej celi na stojąco – oparty o zmarzniętą ścianę. Strażnik, który dał mi marynarkę, stwierdził, że już się kończę, że jestem już opuchnięty do pasa i zawiadomił swoich przełożonych. Wyciągnięto mnie z tej celi, gdy postawiono mnie na suchym miejscu, dostałem drgawek. Nie mogłem się opanować. Dostałem też strasznych bóli nerek, tak że wezwano wtedy do mnie lekarza, który powiedział mi, że nastąpił zanik nerwów w wyniku przemrożenia”.

W 1946 r., po zajęciu gmachu przy ul. Okopowej, urządzono tam odpowiedni areszt, który mieścił się w dawnym skrzydle więziennym, ale korzystano również z cel na parterze, zaadaptowanych w czasie wojny przez Gestapo. Najprawdopodobniej w 1947 r. zamontowano grube kotary w oknach oraz dzwonki chroniące „przed agresywną postawą przesłuchiwanych”. W 1949 r. dodatkowo zamontowano podświetlane lampki z napisem „Nie wchodzić”, które paliły się w trakcie przesłuchania.

„Mapa terroru. Śladami zbrodni komunistycznych w województwie gdańskim (1945–1956)”

Mapa terroru. Śladami zbrodni komunistycznych w województwie gdańskim 1945–1956 pokazuje nie tylko więzienie na Kurkowej, ale także inne miejsca powojennej kaźni, kojarzone z UBP i Informacją Wojskową – w Gdańsku, Gdyni czy Sopocie, ale i w Bytowie, Elblągu, Kartuzach, Kościerzynie, Kwidzynie, Lęborku, Malborku, Miastku, Nowym Dworze Gdańskim, Pruszczu Gdańskim, Pucku, Sławnie, Słupsku, Starogardzie Gdańskim, Sztumie, Tczewie i Wejherowie. Rozdział „Przed czerwoną Temidą” ukazuje „wymiar sprawiedliwości” w pierwszej powojennej dekadzie na Pomorzu Gdańskim – w rzeczywistości wymiar niesprawiedliwości i zbrodni na najlepszych Polakach, którzy tak jak „Inka” chcieli się zachować „jak trzeba”; złowrogą Wojskową Prokuraturę Rejonową i Prokuraturę Marynarki Wojennej, które tylko nominalnie były polskie, a w rzeczywistości przygotowywały grunt pod zbrodnie sądowe; Wojskowy Sąd Rejonowy i Sąd Marynarki Wojennej, w których wyroki ferowali nie sędziowie, lecz UB i Informacja Wojskowa. W tej wędrówce po pomorskiej Golgocie poznamy areszty i więzienia karno-śledcze, miejsca męczeństw Polaków wiernych „świętej sprawie”. Warte szczególnej uwagi są rozdziały autorstwa oficera więziennictwa, od lat współpracującego z gdańskim oddziałem IPN, mjr. Waldemara Kowalskiego, który jak nikt na Pomorzu poznał tajemnicę „dołów kryjomych”, czyli miejsc pochówków, a raczej miejsc tajnego pogrzebania naszych bohaterów.- Dr Jarosław Szarek, Prezes IPN (fragment wstępu).

-Nie pierwszy raz współpracujemy z IPN-em, jest to miła i owocna współpraca. Mamy nadzieję, że tematyka obu promowanych publikacji zainteresuje wiele osób. Warto pojawić się na czwartkowym spotkaniu, ponieważ w ww. książkach zostały także poruszone kwestie dotyczące Słupska i okolic- co powinno jeszcze bardziej zachęcić mieszkańców naszego regionu, aby zawitali na Akademię Pomorską.- mówi Patrycja Jędrzejewska, wiceprezes i rzecznik Koła Naukowego Historyków Akademii Pomorskiej w Słupsku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.