Partie polityczne, stowarzyszenia oraz przedsiębiorcy zmobilizowali się, aby odwołać dotychczasowego prezydenta Słupska Macieja Kobylińskiego. Rozmowy z mieszkańcami, ulotki, banery, bilbordy, profile na portalach społecznościowych, a od niedawna po mieście krąży samochód obwieszczający termin przeprowadzenia referendum – to zdaniem inicjatorów ma pomóc w osiągnięciu progu wyborczego.

fot. GK
fot. GK

Referendum zaplanowane na 27 października ma doprowadzić do odwołania z funkcji prezydenta miasta Słupska. Aby do tego doszło, potrzebna jest frekwencja około 20%. Aby referendum okazało się skuteczne udział w nim musi wziąć 15 679 uprawnionych do głosowania słupszczan. Na dzień dzisiejszy w Słupsku prawo głosowania posiada 75 830 osób.

Jednak część osób boi się wyrazić swój pogląd, ponieważ mogłoby to się stać powodem posądzenia o nielojalność wobec pracodawcy, czyli prezydenta. Zdarzają się także opinie, iż uczestnicy referendum zostaną surowo potraktowani. Są w tej grupie nawet dyrektorzy wydziałów i jednostek podległych miastu, którzy podobno rozważają niepójście do urn.

Sprawdziliśmy więc, czy przełożony może sprawdzić, kto uczestniczył w głosowaniu i jak głosował?

Działanie takie jest manipulacją, bo do listy wyborców, przynajmniej teoretycznie, nikt postronny nie ma dostępu. Nikt nie może sobie przyjść i powiedzieć: „Przepraszam, chciałem sprawdzić, czy pan Kowalski głosował czy nie”. Inaczej jest w przypadku członków komisji — tym bardziej tych wskazanych przez prezydenta — którzy mogą na swojej zmianie sprawdzić konkretną osobę. Zapewne stąd bierze się niepokój czy strach pracowników urzędu i jednostek miejskich.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.