Jedna z największych gwiazd muzyki wokalnej w powojennej Polsce, Violetta Villas, zmarła w swoim rodzinnym domu w Lewinie Kłodzkim. – Nie boję się śmierci. W końcu to nie jest koniec. Śmierć jest dopiero prawdziwym początkiem – mówiła w kwietniu dziennikarzom Faktu.

Policja otrzymała informację od pogotowia ratunkowego o zgonie piosenkarki w poniedziałek ok. godz. 21 – poinformował PAP rzecznik prasowy komendy wojewódzkiej we Wrocławiu Paweł Petrykowski.
Artystka w ostatnim czasie była w złym stanie. Podczas pożegnalnego koncertu, który odbył się w lutym br. w Kielcach, musiała zostać zniesiona ze sceny, ponieważ nie była w stanie opuścić jej o własnych siłach. – Mama ciężko choruje, ale ja nic nie mogę zrobić, bo odrzuca moją pomoc – powiedział syn Villas, Krzysztof Gospodarek. Była postacią bardzo kontrowersyjną.
– Violettę Villas należałoby określić mianem stosowanym kiedyś w operze włoskiej – primadonna assoluta, to znaczy primadonna, pierwsza gwiazda, a właściwie pierwsza gwiazda nieporównywalna do żadnej innej, która mogłaby pretendować do tego stanowiska – opisywał ją Bogusław Kaczyński.
Villas, a właściwie Czesława Maria Cieślak, karierę rozpoczęła w 1960 roku. Od tego czasu śpiewała w najsłynniejszych salach koncertowych – paryskiej Olimpii i wielu w Stanach Zjednoczonych. Występowała m.in z Frankiem Sinatrą, Paulem Anką, Charles’em Aznavourem, Earthą Kitt, Deanem Martinem, Sammym Davisem. Zagrała też kilka niewielkich ról filmowych w produkcjach wytwórni MGM.

Sic transit gloria Mundi…