Szkole Podstawowej nr 1 w Rumi, w której w fatalnych warunkach uczy się 750 dzieci, grozi zamknięcie, jeśli temperatura w salach spadnie poniżej 18 st. C. Tymczasem Rada Miasta nie chce przeznaczyć kolejnych środków na remont szkoły.
System grzewczy budynku jest w opłakanym stanie. Piecykami olejowymi nie da się dogrzewać wszystkich sal bez narażenia dzieci na niebezpieczeństwo. Instalacja elektryczna takiego obciążenia może nie wytrzymać – mówią rodzice. Wtedy dzieci będą zmuszone uczestniczyć w zajęciach organizowanych na terenie domów kultury, w wynajmowanych salkach lub w innych szkołach. Te jednak często znajdują się na drugim końcu miasta. W ubiegłym tygodniu radni nie przyznali dodatkowych pieniędzy na rozbudowę szkoły. Wykonawca zapowiedział, że jeśli do jutra nie zostanie opłacona faktura za nieprzewidziane w kosztorysie roboty, zejdzie z placu budowy. Mająca większość w Radzie Miasta koalicja PiS-KRN (wyrzuceni radni z PO) nie chce dać kolejnych środków na rozbudowę i modernizację szkoły.
Rodzice uczniów rumskiej „jedynki” szukają pomocy, gdzie tylko mogą. Zapowiadają, że uczynią wszystko, żeby inwestycja, na którą czekali wiele lat, nie została przerwana. We wtorek jeden z członków Rady Rodzicielskiej pojechał do Ministerstwa Edukacji Narodowej, by urzędników najwyższego szczebla zainteresować tym, co dzieje się najstarszej rumskiej podstawówce. Zwrócili się też o pomoc do Rzecznika Praw Dziecka.
– Rodzice pojechali do Warszawy z własnej inicjatywy, ja o wizycie zostałam po prostu poinformowana – mówi Irena Kopaczewska, dyrektor SP nr 1 w Rumi.
– Odbyły się dwie rozmowy w MEN w naszej sprawie – informuje Piotr Labuda, rodzic i zarazem prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Szkoły Podstawowej nr 1. – Ze wstępnej relacji telefonicznej wiem, że otrzymaliśmy zapewnienie o tym, iż urzędnicy z Warszawy przyjrzą się sytuacji w naszej szkole.
W czerwcu br. rodzice okupowali szkołę domagając się remontu. Teraz zapowiadają kolejne akcje protestacyjne.