Gunnar Heinsohn / fot. Milena Misztal

Urodził się pan w Gdyni. Jakie są pańskie wspomnienia związane z Pomorzem?

Gunnar Heinsohn: Urodziłem się w Małym Kacku (1939-1945: Gotenhafen Klein-Katz) 21 listopada 1943 roku. Statek mojego ojca zatonął na kanadyjskim wybrzeżu w maju 1943 roku, dlatego moje narodziny nastąpiły po jego śmierci. Zanim został marynarzem, służył jako oficer artylerii na okręcie pancernika Schlesien, który ostrzeliwał polski port marynarki wojennej na Helu, kiedy 1 września 1939 r. Schleswig-Holstein ostrzeliwał Westerplatte. Jego śmierć na nowo rozbudziła relację matki z poprzednim zalotnikiem. Był nim Grossgrundbesitzer, baron z Pomorza. Ponieważ moja owdowiała matka była mocno zajęta dwoma starszymi braćmi, byłem wychowywany przez 18 miesięcy przez młodą Kaszubkę (ur. 1922 r.). Nazywała się Irena Przytarska. W listopadzie 1944 r. roku musiałem jednak opuścić kraj…

Gunnar z Ireną Przytarską.
Rok. 1944. Irena Przytarska trzyma na rękach Gunnara Heinsohna.

Co pan zawdzięcza tej młodej Kaszubce?

Gunnar Heinsohn: Dała mi całą miłość, której potrzebowałem w decydujących pierwszych miesiącach życia. Ponieważ nigdy nie wyszła za mąż, mogłem znaleźć ją pod panieńskim nazwiskiem. Usiłowałem, od 1994 r. powrócić do tej miłości… Pochowałem ją w lipcu 2005 roku w Gdyni, gdzie – przed emeryturą – była dyrektorem miejskiego przedszkola.

Poświęcił pan wiele prac teorii cywilizacji, ludobójstwu i metropoliom. Jaka jest pańska definicja metropolii?

Gunnar Heinsohn: Metropolia jest intelektualnym, ekonomicznym i duchowym centrum regionu (jeżeli jest to duże państwo), a często całego państwa (jeżeli jest małe). Dla całych państw mamy: Paryż, Rzym, Londyn. Niczego takiego nie dostrzegamy w Niemczech, gdyż są tam regionalne metropolie jak Stuttgart czy Monachium – i to one kontrolują południowe Niemcy. Dusseldorf kontroluje zachodnie Niemcy; Frankfurt centralne. Stany Zjednoczone są tak duże, że potrzebują kilku metropolii. Nie można komunikować się na 10 mln km kwadratowych tylko z jedną metropolią, więc musi być ich kilka: Chicago, Nowy Jork, Filadelfia, Los Angeles.

Czy miasta takie jak Chicago, Nowy Jork, Paryż, Londyn mogą być wyznacznikami cywilizacyjnego wzrostu społeczeństw?

Gunnar Heinsohn: Oczywiście, bo stanowią grupę, która może się komunikować, motywować się wzajemnie, rozwijać, naciskać na siebie, powodując zmiany. Takie procesy mają szansę zaistnieć w metropoliach o minimalnych rozmiarach od 3 do 4 milinów mieszkańców – jak Hamburg czy Frankfurt. W Polsce jest tylko jedna metropolia – Warszawa, a powinna być jeszcze druga – na wybrzeżu. Uważam, że Gdańsk powinien być metropolią.

 Jak tego dokonać? Jest to w ogóle możliwe?

Gunnar Heinsohn: Gdańsk to małe miasto, w którym żyje 400 tysięcy ludzi. W całym Trójmieście około 800 tysięcy. To niewiele. Musimy zapytać raczej dlaczego Gdańsk nie jest Barceloną, Hamburgiem, Rotterdamem, czy Sydney Polski? W 1945 roku Hamburg był jeszcze bardziej zniszczony niż Gdańsk – i Rotterdam został poważnie uszkodzony przez ataki Luftwaffe. Są na to pytanie dwie odpowiedzi.  40 lat komunizmu: od 1950 do 1990 (nie mówię o latach 1945 – 1950, gdy mieliście geniusza Jana Borowskiego, który dotykał murów tego miasta i umiał kontrolować prywatnych kontraktorów – to oni odbudowywali piękności klasy światowej, na przykład ul. Długą,  czy kilka budynków przy ul. Piwnej). 40 lat było jednak straconych… Jest drugi problem, nawet większy – to demografia. W latach pięćdziesiątych Polska była najmłodszym krajem w Europie, jeżeli chodzi o średni wiek Polaka, który wynosił 28 lat. Teraz wynosi on 38 lat, za 20 lat wyniesie 50.  Polakiem w średnim wieku będzie zatem dziadek. Starzenie się społeczeństw najbardziej widać w ścianach starego miasta. Spadek polskiej populacji oznacza, że miedzy 1990 a 2050 r., czyli przez 60 lat, Polska straci 7 milionów ludzi,  tzn. że Trójmiasto straci 170 tys. ludzi (60 tys. z nich zamieszka za granicą, a 20 tys. mieszkań w Trójmieście opustoszeje).

Gunnar Heinsohn / fot. Milena Misztal
Gunnar Heinsohn / fot. Milena Misztal

Jak ten problem rozwiązuje się na świecie?

Gunnar Heinsohn: Hamburg rozrastał się, budował piękne mieszkania, przyciągał Niemców z innych miast. Takie miasta jak np. Bremerhaven i  Wilhelmshaven, w których mieszka około 150 tys. ludzi, szybko umierają. Nie ma jednak sensu, by twierdzić, że skoro Hamburg jest bogaty, to należałoby trochę jego bogactwa zainwestować w mniejszych miastach. To byłby błąd, który mógłby tylko poszerzyć biedę. Musimy bronić powierzchni, które zachowają przyszłość! W Niemczech mówimy:  niech Brimahaven i  Wilhelmshaven umrą, aby Hamburg mógł żyć. Dlatego niech Słupsk, Olsztyn, Elbląg umrą, by żył Gdańsk! To brzmi brutalnie, ale sytuacja tego wymaga. Nikt nie mówi ludziom w Brimahaven, by przeprowadzali się do Hamburga. Oni sami do tego dochodzą, tak jak ci, którzy przeprowadzają się do Trójmiasta.

Jest pan bacznym obserwatorem rozwoju miast. W jakim kierunku zmierza Trójmiasto?

Gunnar Heinsohn: Jestem turystą od 20 lat. Byłem w Trójmieście setki razy i muszę stwierdzić, że niewiele się zmieniło przez te lata. Jest kilka nowych budynków, ale bardzo mało… Dostrzegam wiele zaniedbanych miejsc, ale gdyby je odrestaurować – byłyby najpiękniejszymi w północnej Europie. Turyści przyjadą jeden raz i gdy im się spodoba, powrócą. Oni, tak jak i ja, pytają: dlaczego tu się nic nie zmienia?

Z kogo mamy brać zatem przykład?

Gunnar Heinsohn: Spójrzmy na Iwonę Berent, która kieruje odbudową kościoła św. Jana. Jak szybko go upiększyła. W tym przypadku było niewiele pieniędzy, ale pani Berent wiedziała, jak je odpowiednio wykorzystać, by coś zmienić w tym małym rogu miasta… Każdego roku można ogłosić pomysł na projekt: kto zrobi najlepszą małą zmianę? Bez zmiany w mieście stracicie swoich najlepszych, najbardziej kreatywnych ludzi. Gdybyśmy nie stracili 150 tys. ludzi między 1990 a 2050, bylibyśmy bliżej statusu metropolii, ale nie widzę, by tak się stało. I płaczę z tego powodu każdego ranka…

Dziękuję za rozmowę.

Gunnar Heinsohn to niemiecki socjolog i ekonomista. Urodził się w Gdyni 21 listopada 1943r. Od 1984 roku jest profesorem Uniwersytetu w Bremie, gdzie kieruje Instytutem Badań Porównawczych nad Ludobójstwem im. Rafaela Lemkina. Lista jego publikacji obejmuje prawie 700 artykułów naukowych, materiałów konferencyjnych oraz książek. Jego badania koncentrują się na rozwoju nowych teorii dotyczących historii cywilizacji.

2 KOMENTARZE

  1. Panie Gunnar! Nie zgadzam się z Panem że przetrwają tylko metropolie. Wprost przeciwnie—ludzie w obliczu przyszłych kataklizmów już zaczynają exodus na prowincję. Hamburg już się islamizuje–żyjemy w epoce postindustrialnej.Jeżeli chodzi o Trójmiasto to następuje teraz dynamiczne odrabianie powojennych zaległości.Możesz Pan być dumny że urodziłeś się Pan w takim pięknym mieście. Jako były mieszkaniec Gdyni pamiętam wycieczki nad rzekę Kaczą w Małym Kacku. Teraz w tamtym kierunku idzie rozwój miasta . Głowa do góry Panie Gunnar—Jeżeli Polska obroni się przed multi–kulti to tu w Trójmieście będziesz Pan czuł się Europejczykiem. REGARDS. K.Michalak

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.