Zaprzyjaźnione z nami podróżniczki z Łeby kontynuują swoją podróż po Azji. Tym razem dzielą się swoimi wrażeniami z wizyty w Yangonie oraz nad Jeziorem Inle.
W Bangkoku spędziłyśmy dwa raczej leniwe dni. Do Yangonu doleciałyśmy zmęczone i głodne. Znalezienie hostelu zajęło nam trochę. Pierwszy, do którego weszłyśmy był brudny i ciemny, do drugiego nawet nie weszłyśmy. Już od drzwi śmierdziało i kręciły się tam koty z połamanymi nogami.
Na początku znienawidziłam Yangon. Jest brudny i śmierdzi jak góra zgniłych śmieci. Na ulicach pełno jest ulicznych straganów z jedzeniem, ale za każdym razem kiedy próbowałyśmy coś zjeść , to od razu nam przechodził na głód! Spędziłyśmy tam w sumie 2 głodne dni. Później doradzono nam, żeby jadać w restauracjach przeznaczonych tylko dla zachodnich turystów. Teraz jadamy w knajpach z klima – normalnie jak królowe :)
Z Yangonu jechałyśmy autobusem cala noc przez wyboiste birmańskie drogi do Jeziora Inle. Przez cala drogę towarzyszyło nam birmańskie karaoke i opery mydlane. Ludzie śpiewali razem z artystami. Było naprawdę ciekawie :) Przyjechałyśmy rano. Jest tutaj więcej turystów i jest trochę lepiej niż w Yangonie. Spędzimy tutaj 4 dni, a później jedziemy do Mandalay.
Joanna Szreder
Galeria
fot. Magdalena Horanin