Naukowcy z całej Europy ratują węgorze, którym wkrótce może grozić wyginięcie. Największą przeszkodą w rozmnażaniu się tego gatunku są tamy i elektrownie wodne, które uniemożliwiają wędrówkę ryb na tarło. Węgorze, aby się rozmnożyć, muszą pokonać tysiące kilometrów do Morza Sargassowego.

Żadne zwierzę na ziemi, aby się rozmnożyć, nie pokonuje tak długiej wędrówki jak węgorz. Ryby te, pchane niezwykłym instynktem pokonują tysiące kilometrów. Ze wszystkich jezior na świecie spływają rzekami do mórz i pokonują Ocean Atlantycki. Wszystko po to, aby dotrzeć do Morza Sargassowego. Niestety postęp cywilizacyjny sprawia, że dociera ich tam coraz mniej. – Wyginiecie europejskich węgorzy wydaje się bardzo realne. Właśnie dlatego Unia Europejska zobowiązała wszystkie kraje członkowskie do ratowania tego gatunku. Każdy kraj ma zrobić wszystko, aby węgorze z danego regionu docierały na tarło do Morza Sargassowego. Choć dziś właściciele małych efektowni wodnych pewni są, że Unia będzie wspierać ich inwestycje, może się okazać, że dla ratowania węgorzy wiele elektrowni wodnych trzeba będzie zlikwidować – mówi prof. Piotr Dębowski z Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie.
Unia Europejska chce, aby naukowcy ze wszystkich krajów wspólnoty zbadali ile procent węgorzy jest w stanie pokonać drogę z jezior i rzek do mórz. W największych i najbardziej zarybionych polskich rzekach odławiane są gotowe do drogi na tarło tak zwane ”srebrne węgorze”. Akcja naukowców trwa właśnie na Kaszubach. Uśpionym na kilkanaście minut rybom wszczepiane są specjalne nadajniki.
– Robimy kilku a czasami nawet kilkunastomilimetrowe nacięcie skalpelem w pobliżu podbrzusza. Jest to zabieg bardzo trudny i musi być wykonany precyzyjnie. Skóra węgorza jest bardzo mocna. Trzeba więc uważać, aby skalpel nie zagłębił się zbyt mocno i nie uszkodził organów wewnętrznych. Po włożeniu pod skórę nadajników rana jest zaszywana, dezynfekowana i smarowana maścią, która przyspieszy gojenie – tłumaczy Michał Skóra z Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Gdańsku.

Wszystkim badanym węgorzom wszczepiane są pod skórę chipy. Dodatkowo ryby otrzymują zamiennie nadajniki wysyłające fale radiowe lub nadajniki akustyczne działające jak mały sonar. Dzięki zainstalowanym wzdłuż rzeki antenom i urządzeń odbiorczym wędrówkę węgorzy będzie można przez kilkanaście tygodni śledzić na ekranach komputerów. – W ciałach węgorzy umieszczamy aż trzy rodzaje nadajników. Każdy z nich ma jakieś wady i zalety. Jedne nadają sygnał tylko wtedy, gdy ryba wynurza się na ułamek sekundy z wody, zaś inne tylko, gdy przebywa w wodzie. Jedne nadajniki pracują w wodzie słonej, inne tylko w słodkiej – mówi Rafał Bernaś z Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Gdańsku.

Węgorze z nadajnikami wpuszczane są powtórnie do rzek powyżej elektrowni wodnych i tam. Ile z nich pokona przeszkody i dotrze do morza będzie wiadomo dopiero za kilkanaście tygodni. Zdaniem dużej części naukowców, w Polsce w turbinach elektrowni wodnych może ginąć nawet sto procent węgorzy płynących na tarło.

No wlasnie turbiny! Może naprawdę już najwyższa pora aby się wziąć za Włocławek!!
no tak turbiny,a jak zawsze wina zganiana jest na wedkarza!!!