Na pewno igrzyska olimpijskie w Londynie były sukcesem sportowym i organizacyjnym. Uczta dla kibica trwała kilkanaście dni. Niesamowicie wysoki poziom sportowy, zawzięta rywalizacja i szokujące niespodzianki. Jak w kontekście tych trzech wymiarów oceniam występ reprezentacji polskich sportowców?

Nie byłem wszechstronnym obserwatorem wszystkich konkurencji, więc odniosę się tylko do niektórych dyscyplin. Najwybitniejszym osiągnięciem był wynik i zwycięstwo w pchnięciu kulą zdobyte przez Tomasza Majewskiego. Jest to kontynuowanie wielkich wyczynów polskich sportowców na igrzyskach olimpijskich w lekkoatletyce. I jest to porównywalne do osiągnięć Władysława Komara, Władysława Kozakiewicza, Józefa Szmita, Jacka Wszoły czy Bronisława Malinowskiego. Nie sposób wymienić wszystkich polskich gwiazd. Za wybitne osiągnięcie na tych igrzyskach uważam również wynik Anity Włodarczyk. Z satysfakcją odnotowywałem wyniki, które poprawiały rekordy życiowe jak zdobycie 9. miejsca w maratonie przez Henryka Szosta. Był w tym biegu najlepszym zawodnikiem z Europy.

Do największych tragedii sportowych w moim odczuciu zaliczam występ w podnoszeniu ciężarów Marcina Dołęgi. Ten wspaniały zawodnik, mistrz świata z niezrozumiałych powodów spalił podejście do ciężarów, które jak sam powiedział podnosił w środku nocy i w pidżamie. Moim, niefachowca zdaniem to organizm odmówił mu posłuszeństwa.

Fala komentarzy, w miarę upływu czasu coraz bardziej krytycznych przewinęła się przez szpalty wszystkich gazet. Co mnie negatywnie dotknęło to, iż w czasie otwarcia igrzysk, podczas przemarszu poszczególnych ekip, kamera pokazywała znamienitych gości pozdrawiających z trybun maszerująca ekipę danego kraju. Pokazano Irenę Szewińską pozdrawiającą sportowców. Czy to pomyłka kamerzysty?  Czy tylko Pani Irena była jedyną osobą honorową ze strony władz Polski na otwarciu igrzysk? (a pani Irena była tam również, jako członek MKOL).

Nie będę jeszcze jedną osobą wylewająca swoje żale na łamach szpalt gazety. Ale spójrzmy również na udział sportowców z Pomorza. Czy był owocny? Czy był medalowy? W historii to nasi pomorsko – kaszubscy sportowcy rozsławiali imię Polski na Świecie. Na pierwszą powojenną Olimpiadę właśnie do Londynu w 1948 r. Polska wysłała 24 sportowców. Z jedynym medalem brązowym powrócił nasz reprezentant Aleksy Antkiewicz. Był nazywany przez kibiców „bombardierem z Wybrzeża”. Jego atutem była niezwykła zadziorność w walce, ambicja i silny nokautujący cios. Często się jednak zapominał się w ringu i walczył chaotycznie, narażając sekundującego mu trenera Feliksa Stamma na chwile grozy. Po pojedynku eliminacyjnym z pięściarzem Filipin „papa” Stamm miał nawet powiedzieć: „Sekunduj sobie sam, jak jesteś taki mądry, bo ja nie mam na to nerwów”. Ale walkę tę Antkiewicz wygrał i dwie kolejne. Dopiero w półfinale uległ reprezentantowi Włoch, Ernesto Formenti, późniejszemu złotemu medaliście (Kronika Sportu – Wydawnictwo „ kronika „ Marian B. Michalik 1993 r).

Na następnej Olimpiadzie w Helsinkach w 1952 r. nasi pomorscy reprezentanci zdobyli dla Polski dwa medale. Aleksy Antkiewicz w wadze lekkiej, medal srebrny i Zygmunt Chychła, w wadze półśredniej medal złoty. Był to jedyny dla Polski medal złoty i jedyne odegranie nasz hymn. W ogólnej punktacji Polska zdobyła 26 miejsce.

Niewątpliwie jednym z największych talentów sportowych w Polsce była Elżbieta Krzesińska z d. Duńska. Jej medale w skoku w dal, złoty w Melbourne i srebrny w Rzymie były doniosłymi wydarzeniami w historii sportu. Ale w Helsinkach w 1952 r. pomimo oddania świetnego skoku została sklasyfikowana dopiero na 12 miejscu. Powodem tego był długi warkocz, który przy lądowaniu, gdy miała głowę odchyloną do tyłu, dotknął ziemi i zostawił około 60 centymetrowy ślad na piasku. W tej sytuacji zawody w tej konkurencji zostały przerwane a sędziowie musieli rozważyć, jaką odległość zawodniczce uznać. Czy należy mierzyć ostatnio zostawiony ślad ciała czy warkocza? Sędziowie wobec krótkiego czasu na decyzje, a także będąc pod presją ostrego protestu Węgrów orzekli, iż liczy się ostatni ślad warkocza i zamiast drugiego miejsca Pani Ela zdobyła miejsce 12. Elżbieta Krzesińska była wszechstronną zawodniczką, która mogła się poszczycić następującymi rezultatami: w skoku w dal 6,35 m (1956 r. rekord świata), w biegu na 100 m – 12,1 (1962 r.) w biegu na 200 m – 25,7 (1954 r.) w biegu na 80 m przez płotki – 11,0 (1961 r.) oraz w skoku wzwyż – 1,625 (1955 r.). Jan Mulak nasz wybitny trener, twórca Wunderteamu lekkoatletycznego lat 50. i 60., często mówił, ze Elżbieta Krzesińska była największym żeńskim talentem, jaki spotkał w swoim życiu.

W Rzymie Jarosława Jóżwiakowska zdobyła srebro w skoku wzwyż (była w tym okresie reprezentantką AZS Gdańsk, a nasz bokser Brunon Bendig zdobył brązowy medal w wadze koguciej w boksie. W Rzymie znakomity gdański sportowiec Kazimierz Zimny zdobył srebrny medal w biegu na 5000 m. Również w Rzymie profesor Jerzy Młynarczyk reprezentował Polskę w drużynie koszykarskiej. Znamienity profesor prawa (mój promotor na Wydziale Prawa UG), późniejszy prezydent miasta Gdańska, z numerem 7 występował w drużynie Polski na tych igrzyskach (7 miejsce).

Byli i następni wybitni sportowcy, do których bez wątpienia zaliczam Sylwię Gruchałę, brązową medalistkę z Sydney i srebrną z Aten we florecie, Magdalenę Mroczkiewicz i Annę Rybicką, srebrne medale w Sydney w drużynowym florecie. Nie mam możliwości wymienić wszystkich, ale nie sposób jeszcze pominąć Adama Wrońskiego urodzonego w Kartuzach, a trenującego w klubie w Żukowie zdobywcę dwóch medali złotych w zapasach w Seulu i w Atlancie oraz Leszka Blanika zdobywcę brązu w Sydney i złota w Pekinie w gimnastyce w konkurencji skok.

Czy w Gdańsku lub w innym miejscu Pomorza mamy jakieś miejsce poświęcone ich osiągnięciom? I wracając do dnia dzisiejszego. Nasz sport sunie po równi pochyłej w dół. Przyczyn jest wiele, wszystkie zostały wyliczone w prasie. Zmienia się model polskiego życia młodzieży, (ale nie na świecie) i należy się zastanowić jak temu zaradzić. Czy jesteśmy w stanie temu zaradzić? Ja raczej skłaniam się ku stanowisku, iż nie i dlatego nie wysłuchałem ekspozycji Pani Minister Sportu w tej sprawie (ostatnie wyniki naszej reprezentacji w koszykówce i piłce nożnej mówią same za siebie). Ale mimochodem w innych relacjach musiałem zapoznać się z niektórymi planami na przyszłość Ministerstwa Sportu. Dopowiem tylko jedno to struktura związków sportowych i urzędników ministerstwa jest chybiona i tam należy szukać rozwiązań. Odnośnie tworzenia dobrych wzorów dla młodzieży do naśladowania to zaliczam do nich i popieram aktywność sportową naszego Premiera.

1 KOMENTARZ

  1. Tak, jak w gospodarce, tak i w sporcie staczamy się. Wzorce mamy dookoła, ale jakoś nie ma chęci, by z nich korzystać. Więcej, o dziwo, było osiągnięć w epoce Gierka, bo było więcej ambicji, a mniej złodziei. Teraz duże pieniądze tracimy na działaczy. Wyczerpane fundusze uniemożliwiają rozwój sportu masowego, który jest podstawą wielkiego wyczynu. Talentów nam nie brak, tylko w tych warunkach znaczna ich część marnuje się. Aktywność sportową Premiera też popieram, ale wolałbym większą aktywność w zarządzaniu Państwem. Z tego byłby pożytek dla wszystkich.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.