Kończy się najbardziej nietypowy miesiąc w roku. Jest w kalendarzu gregoriańskim najkrótszy, ale co cztery lata trzeba dołożyć mu jeden dzień, aby podstawą obliczeń mógł być czas obiegu ziemi dookoła słońca.
I choć to między 23 a 24 lutego w roku przestępnym naprawdę przybywa nam dodatkowa doba, to 29 jest dniem dodanym, nadliczbowym. Trochę to dziwne? Na tym jednak nie koniec, a przynajmniej nie zawsze. Zdarzały się wszak kilkakrotnie 30 dniowe warianty lutego.
W 1712 roku w Szwecji – przy przejściu z kalendarza szwedzkiego na gregoriański, powstała jednodniowa nadwyżka dopisana właśnie do lutego. Dwukrotnie wydłużano ten miesiąc w ZSRR , gdzie wprowadzono nowy kalendarz nazwany rewolucyjnym, w którym każdy miesiąc miał 30 dni. Obowiązywał tylko 3 lata w okresie 1929-1932. Najdłużej 30 dniowy luty obowiązywał w Starożytnym Rzymie: między 44 rokiem p.n.e. a 8 rokiem n.e. Wydłużył go Oktawian August z czystej zazdrości wobec Juliusza Cezara – twórcy kalendarza juliańskiego. Oktawian pragnął, by nazwany jego imieniem miesiąc Augustus nie był krótszy od Juliusa , który miał 31 dni. Dorzucając dzień lipcowi kosztem – lutego właśnie, spowodował, że ten miał raz 29 a raz 30 dni.
Zamieszania nie daje się do dziś uniknąć, bo dodatkowy lutowy dzień komplikuje życie – no choćby tym, którzy się 29-go urodzili lub obchodzą imieniny /Teofil, August i Lutosław/.
Szerokim echem odbiła się niedawno dyskusja o dacie urodzin Fryderyka Chopina, która być może przypadła właśnie 29 lutego. Kontrowersje są tak duże, że dodaje się lub ujmuje Chopinowi 2 lata a dwusetną rocznicę urodzin kompozytora obchodzono aż 17 dni do pierwszego marca włącznie.
Kłopot z dodatkowym dniem lutego ma także kalendarz liturgiczny, który wspomnienie świętego Mateusza obchodzi 24 lutego w latach zwykłych, a 25 w przestępnych. Wymyka się spod kontroli?
Nazwa lutego nawiązuje do ciężkich mrozów. Porzekadła potwierdzają, że pogodowych żartów nie ma, że to apogeum zimy na naszej półkuli, a tymczasem luty bardzo przybliża nas do wiosny. W czasie tych zaledwie dwudziestu paru dni, nocy ubywa o ponad 7 godzin.
To nie jest zwykły miesiąc . W nim musi tkwić jakaś magia. Kto na Pomorzu nie słyszał o pewnym zegarze, odmierzającym nie tylko godziny ale i święta kościelne i znaki zodiaku i nawet lata zwykłe i przestępne. O zegarze, który zbudowany w XV w. zamilkł na setki lat, bo genialny zegarmistrz skrzywdzony przez pysznych gdańszczan, sam uszkodził doskonały mechanizm w geście rozpaczy i tragicznej zemsty. Zegar to wyjątkowy.
Legenda, a może coś więcej, wiąże astronomiczny zegar z Bazyliki Mariackiej w Gdańsku, bo o nim mowa, z dniem 29 lutego. Odnowiony w 1984 roku mechanizm ponownie działa i przyciąga raz na cztery lata tych, co wierzą w jego moc spełniania życzeń. Dobrze więc pojawić się w bazylice zanim zegar wybije na dwunastą w południe w magicznym dniu 29 lutego. Na posadzce odszukać płytę nagrobną Ewerta Ferbera, spojrzeć w lewo i podziwiając kunszt wspaniałego zegarmistrza i cudowność jego 13 metrowego dzieła, pomyśleć życzenie, pomedytować. Nim ostatni gong uderzy spełni się marzenie. A może magią jest już fakt , że znowu umiesz marzyć. Przekonaj się.