rodzinny grobowiec Jana Heweliusza/ze zbiorów prof. A. Zbierskiego

Skąd Pan Profesor wiedział, że ciało wielkiego astronoma znajduje się w kościele św. Katarzyny?

Już w XIX w. zaznaczano, że Heweliusz jest pochowany w kościele św. Katarzyny. Miałem więc podstawy w literaturze naukowej,  mogłem opierać się na niej, jednak w samym kościele miejsce to nie było znane. Moje badania archeologiczne wykazały, że posadzka znajdowała się na wysokości 393 cm nad poziomem morza, ale w niej płyty Heweliusza nie było. Na szczęście w kościele zachowało się epitafium astronoma. Logika nakazywała mi, że nie ma co biegać  nerwowo i kopać 55 dziur, tylko trzeba schylić się pod epitafium i tam szukać płyty grobowej. W  tym wszystkim kierowałem się logiką, zaczerpniętą jeszcze ze sposobu myślenia, którą uzyskałem, będąc podchorążym Szarych Szeregów oraz w sposobie myślenia strategicznego. I okazało się, że to się sprawdziło… Nad posadzką leżało do 2 metrów gruzu.

Skąd ten gruz?

W roku 1945, w marcu, na Gdańsk ruszyli Sowieci ze swoimi czołgami. Doszli oni do kościoła św. Katarzyny, zaczęli walić pięściami do bramy. Był to kościół protestancki –jak zresztą  wszystkie kościoły w Gdańsku -za wyjątkiem może tylko służby katolickiej w kościele św. Mikołaja, który też był kościołem protestanckim, ale tam polski kapłan mógł odprawiać przed wojną mszę. Pastor sprzeciwił się Sowietom, żeby ten kościół niszczyli. Oni jednak zastrzelili go z zimną krwią u progu  świątyni, następnie ją podpalili. Dlatego św. Katarzyna i większość kościołów w Gdańsku spłonęła. Na szczęście  epitafium Jana Heweliusza spłonęło tylko w tej części, która była drewniana. Marmurowa część – konsola z jego twarzą, rzeźbiona w białym marmurze,  z napisem: Urodzony 28 stycznia 1611 roku, zmarł 28 stycznia 1687 roku, zachowała się. Pod epitafium rzeczywiście była posadzka, a nad nią gruz. Usunąłem go, ale 393 cm nad poziomem morza nadal nic nie było. Nie straciłem jednak ducha –  zerwałem posadzkę i 356 cm nad poziomem morza zastałem płytę Heweliusza. Na tej płycie była zaś data 1659. Złapałem się  za głowę, bo zobaczyłem, że nie odpowiada ona dacie śmierci! Dopiero później doszedłem do wniosku, że 1659  to data ufundowania płyty nagrobnej – zapobiegliwi mieszczanie, dbając o swoją drogę pośmiertną, fundowali sobie grobowe płyty czy epitafia jeszcze za życia.

rodzinny grobowiec Jana Heweliusza/ze zbiorów prof. A. Zbierskiego
rodzinny grobowiec Jana Heweliusza/ze zbiorów prof. A. Zbierskiego

Ilu ludzi pracowało z Panem Profesorem podczas tego przedsięwzięcia?

Musiałem zmontować całą ekipę studentów i absolwentów Uniwersytetu Krakowskiego, Uniwersytetu Gdańskiego, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego,  z którego pochodził także mój syn Tomek – i taką ekipę – łącznie ze studentami z Politechniki Gdańskiej i pracownikami naukowymi, mogłem stworzyć ad hoc. Pracownia archeologiczna, którą prowadziłem, była w stanie ograniczonych możliwości  i na owe badania, mimo że byłem w Polskiej Akademii Nauk, złamanego grosza nie otrzymałem. Jakieś pieniądze dało miasto i konserwatorzy. Moja ekipa cały czas robiła zdjęcia. Trzeba było improwizować – i znów przydała mi się praktyka okupacyjna. I jak na przykład chciało się przyspieszyć koniec wojny, to trzeba było improwizować,  i jak zaczęło się pierwszą strzelaninę na ulicach Warszawy, to trzeba było się grubo zastanowić, ilu Polaków rozstrzelają teraz Niemcy – mam na myśli akcję Szarych Szeregów pod Arsenałem  i na Kutscherę. Trzeba było sprzątnąć dowódców aparatu terroru, który działał na terenie Polski. Celowo robię ten wtręt, żeby  wyspowiadać się z tego. Mówię o tym również po to,  by pokazać w jakiej sytuacji byłem, gdy zaczynałem  badania… Każdy mój krok był tropiony. Musiałem więc te tropy gubić. Na tym polegała tajemnica naszego trwania i możliwości robienia badań z prawdziwego zdarzenia.

Wróćmy jednak do kościoła św. Katarzyny. Na głębokości 356 cm nad poziomem morza, odkrył Pan Profesor płytę nagrobną, pod którą znajdował się Jan Heweliusz…

Nie tylko on, ale zacznijmy od tegoż. Pamiętajmy, że zanim został wielkim astronomem i wynalazcą, gdy miał 7 lat, rozpoczął naukę w  gimnazjum protestanckim w Gdańsku na poziomie uczelni półwyższej, jako  syn ojca Abrahama – piwowara. Dziadek Michał też był piwowarem, ale także browarnikiem. Rodzina Heweliusza  dorobiła się wielu browarów  – w końcu astronom wraz z żoną miał ich 12. Z takiego oto domu wyrósł Jan Heweliusz, który był do tego zawodu przyuczony, ale ostatecznie rodzina postanowiła, że ma się uczyć. Rodzice wiedzieli, że tylko w ten sposób – przez naukę – w świecie feudalnym, bardzo klasowo podzielonym, będzie miał jedyną szansę, żeby wybić się na właściwą pozycję. To jest dla was, młodych, taki bardzo ważny akcent dziejowy, że tu – na północy Polski – była koncentracja najlepszych osiągnięć Europy, która się realizowała w takich miastach jak: Toruń, Gdańsk, Elbląg, Królewiec. I te miasta w I Rzeczpospolitej przodowały. Tajemnica sukcesu ekonomicznego, gospodarczego tkwiła w tym czasie w połączeniu różnorodności wartości i zdobyczy, które przynosili tutaj do Gdańska obcy przybysze. Byli nimi: Niemcy, Holendrzy, Anglicy, Włosi, Francuzi, Żydzi. Jan Heweliusz wyrastał w takim właśnie świecie. Wyrastał w Gdańsku, który był miastem wyjątkowym. Czuł się obywatelem świata polskiego. Mówił o sobie, że jest Civis Orbis Poloniae – obywatel świata polskiego – bo żył w Rzeczpospolitej, gdzie panowali polscy królowie i ci królowie mieli jeszcze dużo oleju w głowie. Jan Heweliusz, chcąc podnieść się społecznie – a był przecież w klasie mieszczańskiej – musiał zabiegać o względy królów, chcąc dojść do szlachectwa. Udało mu się to. Herb mieszczański był bez korony, natomiast szlachecki z koroną i Heweliusz herb z koroną miał już od 1660 roku –  taki też znajdował się w Kościele św. Katarzyny, ale po wojnie ktoś go sprzątnął. Oznacza to, że ktoś musiał przekopać się przez te gruzy przede mną. Zrekonstruowałem jednak ten herb i jest on już na płycie Jana Heweliusza.

W jakim stanie znajdowała się płyta?

Zachowała się dobrze, chociaż była odłamana w narożniku, trochę pęknięta, miała również rysy na całej powierzchni i była mocno zmatowiała. Ów płyta  to belgijski marmur, czarny, bardzo drogi. Gruby na 28 centymetrów. Przywieziono ją statkiem do Gdańska, uroczyście dźwigiem podniesiono, położono na wozie o szerokich kołach, na tym wozie zawieziono  do kościoła św. Katarzyny i tam wykuto miejsce dla herbu. U góry zachował się napis: Herr Johan Hewelke, czyli Pan Jan Heweliusz, a pod nim: Błogosławieni są ci, którzy w Panu umierają [14 rozdział Apokalipsy] i ten napis był dla mnie jednoznaczny, że mamy do czynienia z płytą Jana Heweliusza, mimo że na dole tej płyty figurowała data 1659.

płyta nagrobna Jana Heweliusza/ze zbiorów prof. A. Zbierskiego
płyta nagrobna Jana Heweliusza/ze zbiorów prof. A. Zbierskiego

Proszę odtworzyć tamten moment..

Najpierw tę płytę odsłoniłem, żeby mi się cała ujawniła, potem przesunąłem ją, co nie było rzeczą łatwą, bo ważyła około 2 ton i trzeba było to metodą partyzancką przesunąć. I tak idąc milimetr po milimetrze, szliśmy w tych wykopaliskach przez warstwę próchnicy cmentarnej wymieszanej z piaskiem i już w tej warstwie próchnicy cmentarnej były kości osoby dorosłej i były kości dziecięce, co mi od razu sugerowało, że jestem na tropie grobu rodziny Jana Heweliusza. Po tych pierwszych odkryciach, doszliśmy do trumny nr 3 – świetnie zachowanej, wykonanej z grubych desek 4-centymetrowych. Ośmiu tęgich chłopów musiało ją podnosić z biednym astronomem i te 4-centymetrowe dechy zachowały się w swojej postaci  do czasów dzisiejszych. Jan Heweliusz posługiwał się na co dzień językiem niemieckim i holenderskim, ponieważ jego żona była holenderką. Elżbieta Koopman miała 16 lat, Heweliusz 52 lata, kiedy pobrali się. Była jego drugą żoną i asystentką przy badaniach astronomicznych. Los nam poszczęścił, dlatego, że w tej jamie grobowej była również trumna wnuczki Jana Heweliusza. Mieliśmy ich w swoich rękach. Cieszyliśmy się wszyscy.

Czy było coś, co zaskoczyło Pana Profesora przy otwieraniu miejsca wiecznego spoczynku astronoma?

Pomiędzy tymi trumnami były monety, które zawsze dla archeologa są jednym z najważniejszych elementów, bo są datownikami  dosyć ścisłymi. Na każdej z tych monet były daty i można było te monety też wykorzystać w datowaniu tych trumien. Pojawiło się pytanie, co te monety tam robią? Jakie jest ich znaczenie? Wierzono w to, że jak się chciało przepłynąć na drugi brzeg życia pozaziemskiego, to trzeba było zapłacić Haronowi. Tradycje starożytnych były wtedy jeszcze bardzo żywe – zwłaszcza w okresie baroku – wpadłem jednak na inny trop dzięki książce Strach w oczach Zachodu, której autor napisał, że monety wrzucano do trumny po to, ażeby potomkowie nie wnosili potem już żadnych pretensji do spadku po zmarłym. Wykorzystałem tę interpretację i zamieściłem ją w swojej pracy. Przy trumnie Heweliusza jest moneta z roku 1622, która należała do króla polskiego Zygmunta III Wazy.

W jakim stanie znajdował się szkielet Heweliusza?

Astronom miał pięknie zachowany szkielet. Badania serologiczne pokazały grupę krwi AB – to jest grupa krwi, która bardzo rzadko występuje w polskiej populacji – posiada ją tylko 5% społeczeństwa. Ciekawostką jest to, że tę samą grupę miał Jan Paweł II.

Czego dowiedział się Pan o Heweliuszu po  badaniach antropologicznych?

Są wyraźnie schorzenia reumatologiczne dłoni – z pewnością z powodu wielogodzinnego przesiadywania na dworze, poza tym problemy z kręgosłupem – kręgi C5, C6 – wyraźnie zniekształcone przez ciągłe odchylanie głowy do tyłu, a konieczne przy obserwowaniu gwiazd, planet, komet i księżyca…

Jakiego wzrostu był uczony?

Był średniego wzrostu. Miał170 centymetrów.

Czy w grobowcu znajdował się jakiś jego prywatny przedmiot?

Heweliusz musiał cierpieć na choroby nerek i wobec tego pas sukienny został z nim w trumnie. Znajdował się on  na lędźwiach uczonego. On jest w kawałkach: długi na104 cm, na2 mm gruby i  szeroki na 7 cm. Drugi pas – skórzany – znajdował się pomiędzy nogami. Jedna kokarda z tiulu – z wystroju trumiennego. Odzież nie zachowała się. Pozostał sam czysty szkielet. Jednak szkielet niezwykły, bo tak wielkiej postaci – wzorcowego człowieka obywatela miasta, który do końca życia zachował swoją funkcję rajcy miasta Gdańska. To człowiek, który dziś daje przykład tym, którzy są odpowiedzialni za myślenie w tym mieście, a więc przedstawicielom gdańskich uczelni, dyrektorom, kierownikom placówek akademii nauk, kierownikom placówek jednostek badawczo – rozwojowych. To musi być elita czynna, tak jak Heweliusz był uczonym czynnym. Był też wynalazcą, o czym nie zapominajmy – zbudował ogromny teleskop, który miał ponad 90 m długości. Przy ul. Korzennej 53, 54, 55, na powierzchni140 metrów, zbudował największe obserwatorium astronomiczne w ówczesnej Europie.

Czy Heweliusz jest nadal aktualny?

Niewątpliwie Heweliusz jest tym wyważonym, spokojnym człowiekiem, który potrafił stworzyć ciepły, rodzinny dom, być obywatelem miasta Gdańska, nocami pracować jako astronom w obserwatorium urządzonym własnymi rękami, drukować książki – na najlepszym papierze, najlepszymi farbami, znajdować czas na odpisywanie na listy i utrzymywać kontakty z wielkimi tego świata i wreszcie za swoją pracę – Selenografię –   powołany został na członka Akademii Europejskiej – to było ogromne wyróżnienie wtedy.

Czego Heweliusz Pana nauczył?

Przed wyruszeniem do kościoła św. Katarzyny, będąc kierownikiem stacji archeologicznej w Gdańsku – tak długo jak pozwoliła mi służba bezpieczeństwa, to tam trwałem – zająłem się archeomagnetyką. Szukałem źródeł do deklinacji i inklinacji magnetycznej, gdyż było mi to potrzebne do zainspirowania  uczonych, badaczy, naukowców,  do zbudowania metody datowania glinianych przedmiotów, których mamy tyle w archeologii. Można było datować te przedmioty, ponieważ w  wypalonej glinie, w każdej glinie jest dość duży procent żelaza i to żelazo zachowuje się jako małe igiełki żelaziste. Igiełki te przy wypalaniu naczyń, kafli czy cegieł, zachowują swoją orientację magnetyczną. Do bieguna magnetycznego jest ona zmienna i ma swoją roczną deklinację. Sztuka polegała na tym, żeby włączyć w to nowoczesną aparaturę – magnetometry protonowe i na tychże badać dawną deklinację magnetyczną. Można było wyznaczać punkty dla każdego roku za pomocą krzywej. Przed Heweliuszem deklinacje te obliczał Anonim. Heweliusz jednak zrobił to perfekcyjnie, bezbłędnie i najlepiej – robił to corocznie, gdyż było to potrzebne kapitanom żeglugi, aby wyznaczać dobrze kierunek północny.

Interesuje się Pan Profesor współczesną astronomią?

Jestem pod wielkim wrażeniem dzieł napisanych o współczesnej astronomii. To już zupełnie inny świat niż świat Heweliusza – to zupełnie inne instrumentarium. Dzięki  nowoczesnym badaniom, do których daleko było Heweliuszowi, a te nowe zdobycze i osiągnięcia są dlatego ważne, że kiedy się już rozwiną, kiedy ujawnią się te nieskończone galaktyki, które mamy w przestrzeni kosmicznej – będą nie tylko przewrotem w astronomii, ale również w filozofii i myśleniu człowieczym. I ja w to wierzę, jako archeolog i historyk. Na tym polega wiązanie tych odległych artefaktów, osiągnięć różnych nauk. Tylko na styku tych różnych dyscyplin  można mniej więcej budować opcję docenienia nauki w życiu  obecnym i przyszłym. Nauka powinna stać się elementem porządkującym także obecny świat. Jest po to, żeby ostrzegała, żeby zwracała ludziom uwagę na myślenie mądre i odpowiedzialne. Taki był Heweliusz i taki jest nakaz dla każdego człowieka myślącego, a dla uczonego w szczególności. Heweliusz miał 300 metrów do kościoła św. Katarzyny. Szedł do niego rano, pod północny filar i tam swoje myśli rozbujane badaniami, odkryciami, porządkował. Modlił się długo i dokładnie. On – protestant. Jak my, Polacy, odchodzimy bardzo szybko od wizji kraju, który bierze odpowiedzialność za wszystkich obywateli i który tym obywatelom nie robi krzywd? I na tym polega też tajemnica dzisiejszych sytuacji w Polsce, które czasem są groteskowe. A Jana Pawła II już nie ma…

Bardzo dziękuję za rozmowę.

*Prof. dr hab. Andrzej Zbierski – polski archeolog, autor licznych opracowań dotyczących archeologii Gdańska; emerytowany dyrektor Centralnego Muzeum Morskiego; honorowy prezes Gdańskiego Towarzystwa Naukowego; honorowy prezes Stowarzyszenia Muzealników Polskich; odkrywca grobu astronoma Jana Heweliusza i jego rodziny w kościele św. Katarzyny; od 2011 r. honorowy obywatel Gdańska.

2 KOMENTARZE

  1. W tej wypowiedzi widać głębię myśli Andrzeja – nie tylko naukowca ale i człowieka, społecznika, patrioty, konspiratora, oddanego swojej pasji badawczej, a także nauczyciela,który ze swą wiedzą i swoimi refleksjami pragnie podzielić się z innymi.

  2. W kościele św. Mikołaja w 1945r. byli katolicy i od dawna nie był on kościołem protestanckim. Historia Gdańska jest skoplikowana.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.