Na marginesie to perspektywa upadku najsłynniejszego obecnie para banku i jego „dzieci” zawierała się już w nazwie firmy. Bo „amber” to z angielska kolor bursztynu. Więc wszystkim tym, którzy zawierzyli, że ich pieniądze są bezpiecznie lokowane w złotym kruszcu pozostanie zapewne oglądanie jakiejś bursztynowej ozdoby, którą zapewne w domu posiadają.
A tak na poważnie to przypadek Amber Gold i jego inicjatora to kolejne bolesne i trudne doświadczenie z zakresu obywatelskiej i gospodarczej wolności. Czy zatem tę wolność należy ograniczyć? Nie! Należy natomiast zwiększyć nacisk na odpowiedzialność. Zarówno licznych, a może za licznych, funkcjonariuszy państwa jak i poszczególnych ludzi podejmujących codziennie miliony przeróżnych decyzji, w tym też związanych z własnymi pieniędzmi.
To, że facet (wczoraj jeszcze Marcin Plichta, a dzisiaj już Marcin P.), mając 28 lat i ponoć dziewięć prawomocnych wyroków za różne oszustwa był w stanie uruchomić dwa tak poważne przedsięwzięcia gospodarcze, dowodzi, że jest wybitnym hochsztaplerem, który nabił w butelkę nie tylko tysiące klientów, ale też dziesiątki poważnych instytucji oraz media, a głównie tzw. dziennikarzy śledczych. Czy wszystkich zdołał uśpić kosztownymi reklamami i hojnymi dotacjami? A najzabawniejsze, że udawało mu się ukrywać swoją podobiznę i to w dobie jawności wszystkiego. Państwo dziennikarze! Nie oburzajcie się, że też obok funkcjonariuszy państwa zatraciliście czujność. I nie wyżywajcie się w zamian na sympatycznym synu premiera za to, że miał umowę o współpracy z linią OLT. Bo wszystkie tytuły dla których pracujecie taką współpracę z panem P. podjęły, choćby drukując, chyba za niemałe pieniądze, reklamy. Chyba tych pieniędzy nie zamierzacie zwracać, czego oczekujecie od obdarowanych darowiznami. Uf! Nie znoszę tej hipokryzji. A jak mleko się już rozlało to każdy chce być świętszym od samego papieża. Nieładnie.
Tropiący krótką, ale jak barwną historię działań Marcina P. koncentrują się obecnie na para banku. A mnie bardzo interesuje historia linii lotniczej OLT, która za 99 zł oferowała przeloty krajowe i z góry zakładała trzyletni okres działalności deficytowej. Jak potężne musiałoby być zaplecze finansowe takiego zamysłu, aby miał on szansę powodzenia. Czy tego nie badały: Urząd Lotnictwa Cywilnego, porty lotnicze, firmy leasingujące samoloty, banki wystawiające, podejrzewam, różne gwarancje? Póki co panuje wokół tej sprawy milczenie, poza sygnałami, że firma pozostaje dłużnikiem tych podmiotów. A przecież uruchomienie linii lotniczej, z takimi ambicjami, to nie to samo co podjęcie produkcji np. lodów (przy całym szacunku dla lodów, które uwielbiam). To wielkie logistycznie i finansowo przedsięwzięcie związane z odpowiedzialnością za los pasażerów. Czy pan Plichta działał w pojedynkę czy też był tylko słupem ogłoszeniowym? To jest pytanie, które mnie dręczy.
Los Amber Gold i OLT winien być przykładem, jak nie należy robić biznesu, wykładanym nie tylko studentom zarządzania, ale wyjaśnianym też szerokiej opinii publicznej. Taki może być z tego bolesnego doświadczenia jedyny pożytek.
Jan Król, 22 sierpnia 2012.