Wybory, podobnie jak i poprzednie (do samorządu i do Parlamentu Europejskiego), ukazały dwa oblicza Polek i Polaków, a zatem i Polski. Jedno to ludzie otwarci, tolerancyjni, stawiający na demokrację i rządy w miarę stabilnego i dobrego prawa, zainteresowani głębszą integracją w ramach UE, nie wchodzący innym do sumień i łóżek, zainteresowani współpracą z Kościołem (-ami) respektującym ewangeliczne przesłanie miłości bliźniego i wolności każdego.

Drugie to kraj ludzi pełnych lęków i kompleksów, bojących się obcych, nieufny wobec unijnych partnerów oraz niezależnych instytucji i organizacji, przywołujący na każdym kroku upiory z naszej historii, instrumentalnie traktujący prawo i demokrację, chowający się za klerykalnym, niesoborowym modelem stosunków kościelno-państwowych, wyciągających rękę po budżetowe pieniądze.

Z całą odpowiedzialnością można powiedzieć, że Polki i Polacy podzieleni są dokładnie na pół. I nawet przewaga opozycji w liczbie oddanych na nią głosów, o bez mała jeden milion, nie przełożyła się na liczbę uzyskanych sejmowych mandatów bo PiS uzyskał ich 235. Chociaż to tylko cztery głosy zapewniające bezwzględną większość, to jednak jest to większość. To efekt sposobu dzielenia mandatów metodą d’Hondta mocno preferującej największe ugrupowanie. Nigdy też już się nie dowiemy czy gdyby opozycja szła jednym blokiem, a nie trzema to czy uzyskałaby takie samo poparcie i czy frekwencja byłaby równie wysoka. A wyniosła ona 61.1% uprawnionych do głosowania i była najwyższą od 1989 roku. Mam również wrażenie, że w kampanii niedostatecznie wykorzystany został przez opozycję potencjał samorządowy i europejski, biorąc pod uwagę wysokie poparcie społeczeństwa dla obu tych obszarów.

Pewną pociechą dla opozycji jest uzyskanie 51 mandatów w Senacie wobec 48 uzyskanych przez PiS. Jedna pani senator ogłosiła się jako niezależna (wcześniej należała do PO, lecz obecnie startowała z własnego komitetu wobec którego PiS nie wystawił kontrkandydata (-ki)).

Co oznacza ten wynik? A no to, że PiS będzie formował rząd, ale już nie będzie miał takiej bezwzględnej przewagi za względu na Senat. A przed nami za rok wybory prezydenckie bez jednoznacznego aktualnie faworyta.

Czego można się obawiać? Po pierwsze próby wyłuskiwania przez PiS pojedynczych posłów i senatorów z innych klubów za obietnice lukratywnych stanowisk lub poprzez szantaż, jeśli byłyby po temu jakiekolwiek powody. Czyli politycznej korupcji, która winna być nie tylko piętnowana, ale i karana, np. utratą mandatu. Po drugie dalszej dezintegracji opozycji, tak między trzema blokami, które startowały w wyborach, jak i wewnątrz każdego z nich. Już dzisiaj słychać, że „Zieloni” chcą odrębnego koła, nie wiemy jak zachowają się ludzie od Kukiza, co zamierza „Razem” i „Wiosna”. Każdy z tych podmiotów zapowiada walkę o swój program, a więc i ma zamiar pozyskiwania zwolenników. Źle będzie to wróżyć przyszłości opozycji demokratycznej jako formacji zdolnej przeciwstawić się PiS-owi jeśli na plan pierwszy nie wysuną zagadnień, które ich łączą, a zostawiając na dalszym planie to co ich dzieli. A na to nakładają się jeszcze ambicje poszczególnych liderów.

Odrębną niejako kwestią jest sytuacja w Koalicji Obywatelskiej, a w szczególności w Platformie Obywatelskiej jako największym ugrupowaniu opozycyjnym. Wydaje mi się, że najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby połączenie PO z „Nowoczesną”, tak jak przed laty połączyła się Unia Demokratyczna z Kongresem Liberalno-Demokratycznym pod częściowo zmienionym kierownictwem. A Grzegorz Schetyna winien wziąć przykład z Angeli Merkel i ogłosić, że nie zamierza startować w nadchodzących wyborach na przewodniczącego partii. Nie podzielam wściekłych i niesprawiedliwych ataków kierowanych na niego choćby przez Stefana Niesiołowskiego czy Władka Frasyniuka, ale chyba pan przewodniczący dotknął sufitu i powinien z godnością zwolnić miejsce dla innych. Zresztą jego faworyci na funkcjach kolejnych dwóch sekretarzy partii i przewodniczącego klubu parlamentarnego nie przynoszą mu chwały. Poza A. Merkel dobrym przykładem odejść z klasą z ważnych stanowisk jest przykład wieloletnich prezydentów Katowic i Wrocławia, Piotra Uszoka i Rafała Dutkiewicza, którzy uznali, że ich czas się skończył, ale z powodzeniem wskazali wartościowych następców. Umiejętność godnego odejścia to ważny element politycznej kultury, której ciągle musimy się uczyć.

W powyższych uwagach o powyborczej sytuacji pominąłem Konfederację, która rzutem na taśmę wtargnęła do Sejmu uzyskując poparcie ponad jednego miliona dwustu tysięcy wyborców, czego nie można lekceważyć. Jest to formacja groźna. Jawnie antyeuropejska, nacjonalistyczna i demagogiczna. Jaki będzie jej dalszy los trudno powiedzieć. Ale przynajmniej polemiki Janusza Korwina-Mikke z Klaudią Jachirą będą dostarczały sporo materiału dla dziennikarzy i kabaretów.

Jan Król, 20.10.2019.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.