To opowieść o prawdziwej miłości na tle rozstania, wojny, zsyłek, eksterminacji, głodu, spoglądania śmierci prosto w oczy na kolejnych frontach, zmiany granic, repatriacji, powrotów. I chociaż miłość nie jedno ma imię to ta przetrwała mimo tak wielu przeciwności. Spojrzenie na los dwojga osób przez pryzmat dramatycznej historii narodów i państw zasługuje na pamięć, refleksję i zadumę. Takie spojrzenie pozwala lepiej docenić życie w wolności i pokoju.
A zaczęło się od odnalezienia 100 listów Edmunda do Wandy i kilku Wandy do Edmunda pisanych w dramatycznych latach 1939-1947. „Osobiste dokumenty i wspomnienia ożywiają historyczne uogólnienia. Inspiracją do powstania tej kroniki stały się listy, jakie na przekór wieloletniej rozłące polski żołnierz pisał do żony. Rzucają światło zarówno na żołnierską odyseję, jak i na życie osobiste. Książka jest cennym wkładem w zrozumienie II wojny oraz okresu tuż po jej zakończeniu.” – napisał Norman Davies po zapoznaniu się z materiałem źródłowym.
„Zachowana unikalna korespondencja była przechowywana z pietyzmem przez małżonków i teraz stała się podstawą dla tej publikacji. Teksty oryginalnych listów zostały uzupełnione cytatami i komentarzami z innych źródeł oraz informacjami z obszernych zapisków Edmunda, który po przejściu na emeryturę w 1976 roku spisał wspomnienia, odnosząc się w nich głównie do czasów wojennych. Dzięki zachowanym listom, jak również wspomnieniom potomnych, możemy opowiedzieć o losach tej niezwykłej pary.” – ze wstępu autorów.
A losy te były rzeczywiście godne uwiecznienia. Wanda i Edmund wzięli ślub 15 lipca 1939 roku, a już 20 sierpnia tegoż roku Edmund, jako rezerwista, powołany został do wojska w ramach Obrony Narodowej. Wrócił, bagatela, po ośmiu latach przemierzając około 40 tysięcy kilometrów biorąc udział w walkach na Podkarpaciu, obóz internowania na Węgrzech, ucieczkę przez zieloną granicę do Splitu, a stamtąd do tworzącej się osławionej Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich w Syrii. Kolejne etapy tej przymusowej „podróży” to walki, w roli frontowego żołnierza i oficera, na froncie afrykańskim (Tobruk, Ain el Gazala), przygotowywanie się do walk w górach w Iraku oraz wyzwalanie Włoch, od Tarento do Bolonii (Monte Cassino, San Stefano, Ankona, Monte Trebbio). Z Italii wraz z II Korpusem został przemieszczony do Anglii z której wyjechał w 1947. Nie do USA, co miał zapewnione, lecz do Polski, do Mielca bo tam czekała Wanda.
A Wanda pozostała samotna w rodzinnym Borysławiu gdyż jej mamę z bratem, jego żoną i 4-ro letnim synkiem wywieźli Rosjanie w głąb Kazachstanu, a ojciec już nie żył. Nie poddała się. Współpracowała z AK, udzielała korepetycji, żarliwie modliła się, była świadkiem trzykrotnego przemieszczania się frontu, bo wpierw wkroczyli Rosjanie, później Niemcy i znowu Rosjanie anektując tę część Polski. Wybrała repatryjację i w 1945 znalazła się w Mielcu przy siostrze Edmunda. I tu doczekała się powrotu męża oraz zesłanych w głąb Rosji najbliższych. To cud, że wszyscy przeżyli.
Oby doświadczenie Wandy i Edmunda nie musiało być udziałem kolejnych pokoleń. Aczkolwiek tak się nie dzieje, szczególnie na terenach Bliskiego Wschodu, przyjaznego Polakom w okresie II wojny, to nigdy nie można tracić nadziei. Dlatego warto sięgać do takich lektur.
A moja satysfakcja z ukazania się „Listów…” jest szczególna, gdyż Wanda i Edmund to moi śp. rodzice. Cześć ich pamięci.
Jan Król, 14.01.2019.