Lekarze żądają podniesienia nakładów na służbę zdrowia do 6,8% PKB w ciągu trzech lat oraz zdecydowanego podniesienia swoich wynagrodzeń gdyż otrzymywane ponad 2 tys. na rękę godzi w ich godność, poziom wykształcenia i zmusza do podejmowania dodatkowych prac, nawet do 40 godzin tygodniowo, co dzieje się kosztem jakości wykonywanej pracy podstawowej czy dokształcania, niezbędnego przy zdobywaniu specjalizacji. A gdzie życie rodzinne, nie mówiąc już o odpoczynku. System funkcjonowania publicznej opieki zdrowotnej określają jako patologiczny, co odczuwają i pacjenci i personel medyczny.

Człowiek, który zdobył się na tak desperacki akt, którym jest uczynienie z siebie żywej pochodni, w rozrzuconych przed podpaleniem ulotkach wyraził swój sprzeciw wobec aktualnych rządów PiS i jego przystawek zwracając m.in. uwagę na: łamanie Konstytucji, ubezwłasnowolnienie TK, zamach na niezależność sądownictwa, upartyjnienie publicznych mediów oraz instytucji i firm państwowych, dewastację przyrody, marginalizowanie Polski w UE.

Wobec tych dramatycznych akcji, przeprowadzonych przez ludzi doprowadzonych do ostateczności, minister Spraw Wewnętrznych Mariusz Błaszczak oświadczył, że są one skutkiem zachowań „totalnej opozycji”, co przez wszystkie przypadki odmienia.

A moim zdaniem dowodzą one desperacji w jakiej znaleźli się ludzie dotknięci „dobrą zmianą”.

Kiedy swego czasu odwiedziłem Tybet zwróciły moją uwagę wozy i gaśnice p/pożarowe rozlokowane w centralnych punktach Lassy – stolicy tej krainy. Obok gaśnic ustawione były długie tyczki zakończone sztywną pętlą dla powalania samopodpalających się osób. W ten sposób autorytarne władze Chin próbują przeciwdziałać aktom samospalenia, których zniewoleni Tybetańczycy dokonali już ponad 150. W tak bolesny sposób wyrażają swój sprzeciw wobec ciemiężenia ich przez Chińczyków. W taki też sposób chcą zwrócić uwagę możnych tego świata na krzywdę, której doświadczają. Czy w Polsce też takie przeciw ogniowe posterunki będą tworzone? Póki co tylko mury są ustawiane.

Lekarze-rezydenci znajdują się w arcytrudnym położeniu. Problem tkwi bowiem nie tyle w dorzuceniu pieniędzy do służby zdrowia ile w odejściu od scentralizowanego i zbiurokratyzowanego nią zarządzania. Poza dyskusją natomiast jest konieczność natychmiastowego podniesienia wynagrodzeń rezydentów, które finansowane są przez Ministerstwo Zdrowia, do poziomu co najmniej 5 tys. zł netto.

Publiczna ochrona zdrowia stanowi worek bez dna. Starzejące się społeczeństwo, nowe kosztowne metody leczenia, zwiększona ochrona dzieci po urodzeniu ze wszystkimi tego konsekwencjami powodują, że nigdy nie wystarczy pieniędzy dla zapewnienia każdemu takiego samego poziomu opieki. I ta prawda musi w końcu dotrzeć do świadomości tak rządzących jak i opinii publicznej. A ponadto zarządzanie łącznie z finansowaniem publicznej opieki zdrowotnej winno być maksymalnie zdecentralizowane do poziomu gminy, powiatu i województwa według standardów określonych przez państwo, które ma być regulatorem, a nie stroną dla świadczących usługi medyczne podmiotów, tak publicznych jak i prywatnych. Nie od rzeczy byłoby też wprowadzenie choćby symbolicznych opłat w przypadku korzystania ze środków obowiązkowego ubezpieczenia w wysokości np. 5 zł za wizytę u lekarza i 10 zł za dzień pobytu w szpitalu. Umówmy się, że tak jak nie ma „darmowych lunchów” tak też nie ma darmowej służby zdrowia. Ktoś za kogoś może ewentualnie zapłacić, ale zapłacić trzeba.

Wprowadzona na przełomie wieków przez rząd Jerzego Buzka reforma służby zdrowia zapoczątkowała ten kierunek zmian. Niestety już rząd Leszka Millera odszedł od jej założeń likwidując 16 kas chorych i centralizując je pod postacią NFZ. Obecny rząd chciał w ogóle powrócić do budżetowego finansowania opieki zdrowotnej, jak w PRL, ale odszedł od tego zamiaru. Wprowadził natomiast uprzywilejowaną sieć szpitali mających z góry zagwarantowane kontrakty. W ten sposób uderzył w nieźle rozwijającą się sieć placówek prywatnych.

A absurdalne, sięgające nawet kilku lat kolejki, szczególnie do lekarzy specjalistów, jak były tak są nadal.

Ani podpalający się Pan Piotr, ani młodzi lekarze nie podjęli swoich akcji z niczyjego poduszczenia ani na czyjekolwiek zamówienie. Dają ONI świadectwo swojej niezgody na otaczającą ich i nas rzeczywistość i powinny być ważnym sygnałem dla wszystkich, ale głównie dla rządzących, że są granice bezprawia, jątrzącej propagandy i zaufania wyborców.

A w tle tej żywej pochodni słychać było piosenkę „Chłopców z Placu Broni”:

„…Tak niewiele miałem
Tak niewiele mam
Mogę stracić wszystko
Mogę zostać sam
Wolność kocham i rozumiem
Wolności oddać nie umiem…”.

Jan Król, 24 październik 2017.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.