fot. Wikimedia

Tyle ma do zaproponowania rządząca ekipa współczesnym Niemcom, którzy są naszym największym partnerem gospodarczym, którzy właśnie pod rządami A. Merkel, przyjaźnie nastawionej do Polski, są, a może już tylko były (?), naszym kluczowym sojusznikiem w UE.

Wybitni prawnicy, znawcy przedmiotu mówią, że z punktu widzenia prawa międzynarodowego sprawa reparacji wojennych jest zamknięta. Także w płaszczyźnie politycznej udało się nam tak ułożyć stosunki z Niemcami, że mamy otwartą, pokojową granicę z uznanym jej przebiegiem. Więc po co to jątrzenie odwołujące się do tragicznej przeszłości naszych narodów, skoro możemy wspólnie budować świetlaną przyszłość? A no po to, że wyczerpuje się już paliwo związanie z rozdawnictwem pieniędzy, komisja Macierewicza mająca alternatywnie wyjaśnić smoleńską tragedię kończy w kompromitujący sposób swój żywot, wieku emerytalnego już bardziej nie można skrócić. Zatem potrzebny jest nowy zapalnik dla podtrzymania nadziei na łatwe i dostatnie życie. Więc pojawiły się bogate Niemcy jako źródło zaspokojenia tych oczekiwań.

Rzecz nie w tym aby nie znać i zapomnieć przeszłość, lecz w tym, że koncentrując się na jej rozpamiętywaniu i wysuwaniu jednostronnych roszczeń zamykamy sobie szansę na trwałe ułożenie jak najlepszych stosunków z Niemcami, a w ślad za tym i z pozostałymi krajami UE.

fot. Wikimedia

Idąc tym tropem można zapytać dlaczego nie sięgnąć do okresu rozbiorów czy nawet potopu szwedzkiego i nie rościć pretensji do byłych najeźdźców? I tak można by w nieskończoność. Ale życie idzie naprzód i są sytuacje kiedy zasada „grubej kreski” stanowi najlepsze z możliwych rozwiązanie. Piszę o tym jako potomek walczących na kluczowych frontach II wojny z bronią u nogi. I muszę powiedzieć, że w rodzinnych rozmowach nigdy nie pojawiła się nuta rewanżu i zadośćuczynienia. Niemcy traktowani byli jak pokonany wróg, z którymi w dalszym ciągu sąsiadujemy i z którymi musimy ułożyć przyszłość. Tak patrzyli też na powojenną Europę ojcowie założyciele dzisiejszej UE – Adenauer, de Gasperi, Monnet, Schuman – wizjonerzy, politycy, chrześcijanie.

Czy wysuwający dziś kwestię odszkodowań od Niemców nie zauważają, że jak przyjdzie czas podsumowań i bilansowania to automatycznie pojawi się kwestia granicy zachodniej i północnej, a w konsekwencji i wschodniej, mienia przesiedleńców i żydowskiego, w tle pojawiłoby się nieuchronnie zagadnienie rozliczeń z Rosją, nie tylko za okres okupacji, ale i komunistycznego zniewolenia itd. Jednym słowem „never-ending story”. Tym samym podważony by został cały powojenny ład, który, co by o nim nie powiedzieć i nie pomyśleć, zapewnia pokój, bezpieczeństwo i dobrobyt narodom Europy. Do czego miałoby to prowadzić? Do ponownego wzięcia się za łby? Nie daj Boże! A podnoszący głowę nacjonaliści wszelakiej maści dają coraz mocniej znać o sobie. Pierwszy raz od 1945 r. taka formacja (Alternatywa dla Niemiec – AfD) zdobyła bez mała 13 % miejsc w Bundestagu. A w Rosji tacy ludzie praktycznie już rządzą. Zagrożenia te zaczyna dostrzegać Kościół bo głosem Episkopatu nawołuje do ostudzenia emocji i nawiązuje do pamiętnego listu z 1965 roku skierowanego do Niemieckiego Episkopatu w którym zawarte zostały jakże prorocze i mądre słowa: „przebaczamy i prosimy o wybaczenie”.

Angela Merkel wygrywając kolejne wybory, w niełatwych dla niej okolicznościach (kryzys uchodźczy, kryzys strefy euro, ataki terrorystyczne) okazała się prawdziwym mężem stanu, gdyż nie straciła zaufania swoich zwolenników. Prezydent, rząd, wreszcie J. Kaczyński muszą się zdecydować czy partnerem dla naszego kraju będzie Angela Merkel i stworzony przez nią rząd, czy AfD z hasłami (Niemcy dla Niemców, koniec z multi-kulti, skończmy z Euro, z dystansem do UE, odwróćmy się od uchodźców, itp.) zbliżonymi do tych płynących ze strony aktualnych polskich władz? Czy chcemy być „samotną wyspą wolności”, jak sugerował to „Jarosław Polskę zbaw”, czy też chcemy być krajem wolnych obywateli pośród innych wolnych narodów. Ale ta druga opcja wymaga współpracy i zdolności do dialogu i kompromisu, a nie napinania mięśni i wysuwania roszczeń. Przed takim dylematem stoimy i od nas samych zależy, póki demokratyczne wybory nie są jeszcze zagrożone, w jakim kierunku będziemy podążać.

W wymiarze indywidualnym samotność nie jest najlepszym sposobem na życie, chociaż samotników nie brakuje. Podobnie w życiu narodu skazywanie się na samotność może wywołać depresję, a ta czynić potrafi wielkie spustoszenie, łącznie z samobójstwem.

Jan Król, 26.09.2017

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.