Dlaczego tak wielu Polaków jest przeciwnych wprowadzeniu waluty euro? Przedsiębiorcy rozliczają się w euro, nowe kraje do strefy euro przystępują i nic złego się nie dzieje . Czy to tylko uprzedzenia, element politycznej rozgrywki?

– To nie tylko element politycznej rozgrywki – to głębszy problem. Sprzeciw Polaków w stosunku do euro to wyraz lęku przed „nowym”. Ciekawe, że taki sam odsetek badanych, czyli ok. 72% , jest przeciw euro, jak i przeciw przyjęciu uchodźców. Twierdzę, że to ci sami ludzie. Ich lęki są podsycane przez polityków niechętnych Europie Zachodniej – w szczególności Niemcom (dziwne, że jakoś niemieckie samochody Polakom nie przeszkadzają, a odwrotnie budzą szacunek), które chcą wzmacniania euro jako waluty łączącej kraje Unii. Na nie nakłada się również fałszywe przekonanie, że skutkiem wprowadzenia euro będą podwyżki cen. Jednak doświadczenia krajów naszego regionu, które wprowadziły euro: Słowacji, Litwy, Łotwy, Estonii nie potwierdzają tych obaw. Może zaszły drobne korekty cen, ale generalnie nie poszły one w górę. Moim zdaniem, błędem było niewprowadzenie euro zaraz po akcesji Polski do Unii Europejskiej. To był najlepszy moment, wówczas chyba tylko 40% Polaków było temu przeciw.

Jakie ewidentne korzyści odniosłaby Polska przyjmując wspólną walutę? Jakimi argumentami trafić do przeciętnego obywatela z tych 72% przeciwników euro?

– Po pierwsze – co szalenie ważne dla przedsiębiorców – nastąpiłoby obniżenie kosztów transakcyjnych w eksporcie i w imporcie oraz zmniejszenie ryzyka kursowego. Wzrosłyby również pewność i bezpieczeństwo obrotu towarowego, zwiększyłaby się stabilność inwestowania, a przez to –  możliwości zagranicznej ekspansji. Ciągle się mówi, że mało inwestujemy za granicą. To brak euro ogranicza tę zdolność do ekspansji na rynki trzecie, nie tylko w sensie eksportu towarów, ale również inwestowania na nich. Po drugie – zwykli ludzie mieliby szansę na wzrost wynagrodzeń, ale w połączeniu ze wzrostem wydajności i efektywności gospodarowania. Integracja Polski z krajami Unii Europejskiej, które mają wyższą wydajność pracy i efektywność gospodarowania, zbliżałaby nas do tych parametrów, które dają wyższe zarobki. Czy Polacy nie chcieliby zarabiać jak Niemcy, Francuzi, Skandynawowie? Przecież właśnie po to emigrują. Można odwrócić sytuację: wprowadzenie euro pokazałoby perspektywę ujednolicania poziomu wynagrodzeń w krajach Unii Europejskiej poprzez wzrost efektywności gospodarowania. W moim przekonaniu argument, że euro to również perspektywa wyższych wynagrodzeń, słabo funkcjonuje w opinii publicznej. Funkcjonuje jedynie opinia, że będą wyższe ceny. Nie! Wyższych cen nie będzie, ale wyższe wynagrodzenia mogą być – wynagrodzenia zbliżające nas do poziomu wynagrodzeń w krajach Unii Europejskiej. I po trzecie – Polska jako państwo znalazłaby się w gremiach decyzyjnych strefy euro. Nie jest tajemnicą, że w tej chwili państwa Unii dzielą się na kraje co najmniej trzech prędkości. Twarde jądro stanowią kraje, w których funkcjonuje euro. Jeżeli nie wprowadzimy euro, usytuujemy się na peryferiach Unii.

Jaki jest pesymistyczny scenariusz dla Polski, jeśli nie tylko nie przyjmiemy euro, ale będziemy świadomie kwestionować prawo unijne? Czy Polexit wydaje się Panu realny, czy to kolejny element polityki, a Unia „i tak nic nam nie zrobi”, bo jesteśmy prężnie rozwijającą się gospodarką i wschodnią flanką? Czy rzeczywiście można liczyć na specjalne traktowanie i nierychliwość unijnych procedur?

– Polityka PiS przeciwna jest nie tylko wprowadzeniu euro, ale kwestionuje również prawodawstwo, a nawet wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. To pierwszy taki przypadek w historii. To prowadzi do izolacji naszego kraju w Unii Europejskiej. I nie tyle grozi nam Polexit formalny, opuszczenie UE, co realny — nie będziemy poważnym, wiarygodnym członkiem wspaniałej wspólnoty narodów, która gwarantuje, czego się w tej chwili nie docenia – pokój i dobrobyt. Słyszy się opinię, że warto opuścić Unię Europejską nawet za cenę rezygnacji z funduszy europejskich w zamian za całkowitą blokadę wobec uchodźców. Nie chodzi o to, żeby otworzyć się na ludzi uciekających przed śmiercią, torturami i prześladowaniami bezgranicznie, ale nie można odwracać się plecami od problemu, z którym boryka się wiele krajów UE, najbardziej Grecja i Włochy, ale również Niemcy, które przyjęły 1,3 miliona uciekinierów. Ceną, którą za to wszystko zapłacimy, będzie zepchnięcie na margines na własne życzenie. W moim przekonaniu minął już czas specjalnego traktowania Polski ze względu na to, że była ofiarą II wojny, żyła pod jarzmem komunizmu, miała wspaniały, solidarnościowy zryw, udaną transformację ustrojową. Nie ma powodów, by Polskę nadal traktować jako dziecko specjalnej troski. Jesteśmy rozwijającym się krajem w środku Europy, z podnoszącym się poziomem życia naszych rodaków i będziemy traktowani tak, jak wszyscy. Musimy przede wszystkim respektować zasadę funkcjonowania w państwie prawa. W tej chwili łamanie praworządności w Polsce, łącznie z łamaniem Konstytucji, jest na porządku dziennym. I mamy już tego skutki. Kolejny prezydent Francji wielkim łukiem ominął Polskę, a odwiedził inne kraje w naszej części Europy. A w dłuższej perspektywie będziemy w UE tracili jako kraj, konkurencyjna gospodarka. Nie będziemy mieli wpływu na jej decyzje dotyczące bezpieczeństwa granic, bezpieczeństwa energetycznego, ekologii itp.

Jaka jest, według Pana, rola organizacji takich jak BCC w edukowaniu społeczeństwa? Jak to robić?

– Potrzebna jest ogromna praca nad świadomością Polaków, którą należy rozpoczynać już w szkole podstawowej. W młodych ludziach powinno się kształtować otwartość i optymizm. Ogromna część Polaków już taka właśnie jest. Ale również ogromna ich część wyemigrowała i to nie tylko z powodów ekonomicznych. Jednak te 72% niepokoi i dlatego potrzebne jest ustawiczne edukowanie społeczeństwa. Potrzebna jest też ciągła praca takiej organizacji, jak Business Centre Club i innych organizacji biznesowych oraz pozostałych, licznych organizacji pozarządowych, które mają ogromną rolę do odegrania w społeczeństwie obywatelskim. W Polsce dominuje obecnie postawa roszczeniowa wobec własnego państwa i Unii Europejskiej. Unia jest dobra, gdy daje pieniądze, a jak my będziemy tym płatnikiem netto, by pomóc biedniejszym, to już będzie zła? Taka postawa nie gwarantuje dynamicznego rozwoju żadnego kraju, a naszego w szczególności. Za dynamicznym rozwojem gospodarczym idzie podnoszenie poziomu życia i wzrost realnych wynagrodzeń, na czym Polakom przecież zależy. Przestrzegałbym przed oczekiwaniami, że państwo da ekstra kolejne pieniądze na życie, takie jak 500+. W tej chwili już 23% pobierających mówi, że to jest niewystarczająca kwota, a tymczasem pojawiają się kolejne pomysły dofinansowania rencistów i emerytów. Długofalowo to bardzo niedobra tendencja, która umacnia postawy roszczeniowe. Trzeba wyraźnie odróżnić to, co jest polityką społeczną, adresowana do ludzi potrzebujących z powodów obiektywnych, niezbędną we współczesnym świecie, od rozdawnictwa pieniędzy. I tutaj organizacje takie jak Business Centre Club mają ogromną rolę do odegrania. Szkoda, że ciągle nie powstał powszechny samorząd gospodarczy, czego BCC i inne organizacje domagają się od lat. Trzeba powiedzieć szczerze, że żaden rząd nie był zainteresowany, by w Polsce powstał powszechny samorząd gospodarczy. Bo siła oddziaływania takiego samorządu na decyzje Parlamentu czy rządu byłaby ogromna.

Przywołuje się jednak argument, że Konstytucja nie pozwala na wprowadzenie euro.

– Nasza Konstytucja w art. 227 informuje jedynie, że centralnym bankiem w Polsce jest Narodowy Bank Polski i że przysługuje mu wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej. Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskiego pieniądza. I to jest pewna norma. Ale jeżeli powstanie silna i jednoznaczna wola polityczna na wprowadzenie euro, to moim zdaniem, nawet bez jej zmiany, można je wprowadzić. Zmiana w Konstytucji nie jest konieczna – choć tutaj trwa spór wśród prawników – ponieważ  art. 90 mówi, że Rzeczpospolita Polska może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach. Mamy więc też taką normę, która pozwala nam na wprowadzenie euro, co oczywiście sprawiłoby, że za politykę pieniężną odpowiadałby Europejski Bank Centralny. Sprawa Konstytucji jest więc wtórna w stosunku do woli wprowadzenia euro. Dzisiaj takiej woli nie ma i do tego umacnia się przekonanie, że wprowadzenie euro nie służyłoby interesom Polski. To szkodliwym pogląd i za jakiś czas odbije się na naszej sytuacji bytowej, gospodarczej i cywilizacyjnej.

______________________

Wywiad ukazał się w Gazecie BCC.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.