Maraton – to zawsze jest wielkie wyzwanie. Zawsze to bowiem 42 km 195 metrów. Prawie każdy z nas pamięta maratończyka z starożytnej Grecji (490 rok p.n.e.), który obwieścił obywatelom Aten zwycięstwo nad Persami i, niestety,  wyzioną ducha. Będąc w Grecji warto odwiedzić to ważne i symboliczne miejsce. Z początkiem lat 90. ubiegłego wieku bliżej zainteresowałem się bigami maratońskimi. Zastanawiałem się, czy zwykły śmiertelnik może w miarę spokojnie pokonać dystans biegu maratońskiego? W 1993 roku poddałem się próbie w biegu – Półmaratonu Solidarności na trasie Gdynia-Sopot-Gdańsk. Dużo by o tym mówić, ale bieg ukończyłem. W dwa lata później bieg ten zamieniono w pełny maraton, Maraton Solidarności, i tak jest do dzisiaj. Zawsze mnie ujmowały wątki ideowe Maratonu, a więc uczczenie ofiar Grudnia 70, uhonorowanie powstania „Solidarności” i promocja idei biegu olimpijskiego, a pośrednio promocja Gdańska, Pomorza – w skali kraju i za granicą.

Tegoroczny XXIII Maraton Solidarności zanotował rekord frekwencji. Albowiem zgłosiło się 1002 zawodników. Pakiety startowe odebrało 787 osób, a wystartowało 763 zawodników. Maraton ukończył 738 osób, czyli ponad 93 % z tych, co faktycznie wystartowali. To naprawdę wysoki wskaźnik tzw. efektywności. W geografii zawodniczej solidnie reprezentowane było Pomorze, w tym szeroko Trójmiasto. Z mojego rodzinnego Tczewa, Maraton ukończyło 6 osób. Nie zabrakło zawodników z największych miast Polski. W tym roku znacząca była reprezentacja „międzynarodowa”, z następujących 20 państw: Niemcy, Wielka Brytania, Szwecja, Łotwa, Ukraina, USA, Norwegia, Litwa, Szwajcaria, Honkong, Węgry, Rosja, Austria, Belgia, Hiszpania, Irlandia, Białoruś, Francja, Włochy i Australia. Na Maratonie Solidarności wyniki (z uwagi na środek lata, byłoby to trudne), ani nawet nagrody, nie są najważniejsze. Tegorocznym mecenasem Maratonu była ponownie Grupa Energa. Gwoli rzetelności faktograficznej odnotujmy najważniejsze wyniki. XXIII Maraton Solidarności wygrali Kenijczycy tj. Bernard Kipkorir Talam z czasem 2 godziny 27 minut i 56 sekund oraz Karim Kwenomi (2:28:04), ale trzecie miejsce zajął Polak Kamil Kunert (2:37:32), czwarte gdańszczanin Antoni Grabowski (2:44:59) i piąte Arleta Meloch (2:49:15). Brawo dla Pań, których było całkiem sporo!  

Niezwykłym dyrektorem Maratonu Solidarności, od jego samego początku (od 1995 roku) do dzisiaj, pozostaje p.  Kazimierz Zimny. Formalnie bieg organizuje Stowarzyszenie Maratonu „Solidarność”. Powoływany jest Komitet honorowy i Komitet organizacyjny. Ale de facto rangę i pozycję Maratonu wyznacza Pan Kazimierz. Warto poświęcić kilka słów jego biografii. Pan Kazimierz urodził się (4.06.1935) i wychował w Tczewie. Edukację zaczynał od tutejszej Szkoły Metalowej. Z czasem został doktorem nauk o kulturze fizycznej. Ale nade wszystko sport był i jest drogowskazem jego życia. Szczupły i skromny chłopak, długo i wytrwale trenował na ścieżkach i walach wiślanych wokół Tczewa. Z czasem został prawdziwym mistrzem na swoim  koronnym dystansie – 5 000 metrów. Należał do czołowych długodystansowców polskiego  „Wunderteamu”, z przełomu lat 50/60 ubiegłego wieku. Kontuzja pozbawiła go szansy na złoty medal na olimpiadzie w Melbourne w 1956 roku. Natomiast na XVII Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie (1960) zdobył brązowy medal, a i niewiele zabrakło do najwyższego trofeum. W 1958 (Sztokholm) i 1962 roku (Belgrad) został srebrnym medalistą Mistrzostw Europy. Wtedy jeszcze nie organizowano mistrzostw świata. Ma także K. Zimny znaczące sukcesy jako trener i nauczyciel akademicki. Jest wysoko ceniony w Polskim Komitecie Olimpijskim (PKOl). Niedawno rodzinne miasto przyznało mu Honorowe Obywatelstwo Miasta Tczewa. I proszę sobie wyobrazić, że Pan Kazimierz był dyrektorem Półmaratonu  Solidarność i nieprzerwanie kieruje Maratonem Solidarności. Ale K. Zimny był nie tylko wybitnym sportowcem, jest znakomitym dyrektorem, ale pozostaje człowiekiem z charakterem i o wyrazistych poglądach. A tam, gdzie zachodzi możliwość, zawsze szuka dobra wspólnego.   

Moje osobiste doświadczenie Półmaratonu Solidarności było różnorakie i dość bolesne. We wspomnianym 1993 roku po prostu dałem się namówić na ten niepospolity bieg. Przypomnę, że wtedy odbywał się w Trójmieście jedynie Półmaraton Solidarności. Ale dla ludzi w garniturach i na funkcjach publicznych, i tak było to nie lada wyzwanie. Początkowo  wzbraniałem się przed swoim udziałem w Półmaratonie Solidarności. Za trzecim razem, gdy w zacnym gronie w Gdańsku zaapelowano o udział chociażby jednego polityka, a wszyscy zainteresowani milczeli, zdecydowałem się. Dodam, byłem wtedy posłem pomorskim z ramienia NSZZ „Solidarność”. Szkoda, iż miałem mało czasu na treningi i ogólne przygotowanie. Potem okazało się jeszcze, że pobiegłem w niewłaściwym obuwiu. Ale bieg dzielnie ukończyłem, chociaż z dużym bólem w kostkach. Przez najbliższy tydzień w ogóle nie mogłem chodzić. Ale to szczęśliwie minęło. Obecnie nawet aktywnie zachęcam do dłuższych biegów, szczególnie parkrun (5 000 metrów). Ale jak przed każdym dużym wyzwaniem, trzeba się po prostu dobrze przygotować i skorzystać z profesjonalnych konsultacji.

I prawie na sam koniec. Warto przywołać p. Roberta Korzeniowskiego (ur. 1968 r.) polskiego  chodziarza, wielokrotnego mistrza olimpijskiego, mistrza Europy i świata. Pan Robert ma wiele w sobie z postawy mistrza olimpijskiego. Przypomnę, iż zdobył 4 złote medale olimpijskie (Atlanta 1996, Sydney 2000 i Ateny 2004) w tym 3 złote na swoim koronnym dystansie tj. w chodzie na 50 km. I co też ważne, wiedział doskonale kiedy odejść. Odszedł bowiem u szczytu kariery sportowej i sławy. Obecnie należy do najwybitniejszych polskich sportowców i chyba jest najbardziej utytułowanym polskim mistrzem. Nie oznacza to wcale, że w swojej karierze nie napotykał na trudności i bariery. Bywał niesprawiedliwie dyskwalifikowany. W moim przekonaniu, właśnie tacy sportowcy, olimpijczycy jak K. Zimny i R. Korzeniowski są takimi współczesnymi maratończykami. I znamienne, i co bardzo ważne, obaj wielcy mistrzowie, nie spoczęli na laurach,  doradzają i posługują polskiemu sportowi.

I na sam koniec. Sport ma duże znaczenie dla zdrowia i kondycji społecznej narodu. Ale warto też  pamiętać, że kształtuje ludzkie charaktery. Kibicując przez kilka godzin finałowi XXIII Maratonu Solidarności (15.08.2017) w Gdańsku, pomyślałem sobie, iluż tu biegnie odważnych, dzielnych i szlachetnych ludzi. Być może w przyszłości, z tego grona wyjdzie kolejny mistrz olimpijski. A piękny przykład i wzór do naśladowania już został dany. Pamiętajmy też o słowach Alice Munro, laureatki Nagrody Nobla: „Gdy stracisz wiarę w ludzi, idź obejrzeć maraton”.  

Jan Kulas

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.