Wsłuchując się w toczącą się na ten temat dyskusję można zapytać, czy w ogóle nowe przywództwo rozumiane jako postać charyzmatycznego lidera jest potrzebne? Na przykład partia RAZEM, najbardziej lewicująca i grupująca chyba najmłodszych działaczy, uznała, że nie będą wybierali swojego prezesa, a kierownictwo będzie kolektywne. Póki co mogą oni liczyć na 1-2% wyborczego poparcia. Pani prof. Magdalena Środa wieszczy „Koniec fallicznego przywództwa” (GW z dn.02.08.17.) rozumianego, w odniesieniu również do kobiet, jako „myślenie o polityce w kategoriach: jednorodności, masy, siły i podporządkowania liderowi, który częściej wczytuje się w rady Machiavellego, niż wsłuchuje w opinie innych”.
A jednak, nie sięgając głęboko w przeszłość, PiS z silnym jednoosobowym kierownictwem sięga ciągle 35% poparcia. Wcześniej PO z D. Tuskiem, SLD z A. Kwaśniewskim i L. Millerem czy „Solidarność” z L. Wałęsą osiągały imponujące rezultaty wyborcze. Obserwując także europejską scenę polityczną widzimy jak ważną rolę odgrywają silni liderzy w osobach choćby Angeli Merkel, Emmanuela Macrona i Victora Orbana. Oczywiście, że silne, jednoosobowe przywództwo niesie ze sobą zagrożenia dla demokracji, o ile lider przestaje respektować zasady państwa prawa i demokratycznych procedur tak w kraju jak i w swoim ugrupowaniu, czego w Polsce i na Węgrzech aktualnie doświadczamy. A przykład Rosji, Białorusi czy Turcji dobitnie pokazuje jak łatwo można ześliznąć się z drogi respektującej praworządność i obywatelskie wolności w kierunku rządów autorytarnych, mimo że dysponujących społecznym mandatem pochodzącym z wyborów.
W moim przekonaniu jednoznaczne przywództwo, tak w kraju jak i w poszczególnych ugrupowaniach społecznych i politycznych jest potrzebne i ma swoją wartość o ile jest osadzone w demokratycznych regułach gry. A dla mnie oznaczają one maximum wolności i dyskusji przed podejmowaniem określonych decyzji oraz maximum dyscypliny i skuteczności przy ich wdrażaniu w życie. Obawiam się, że jako społeczeństwo cierpimy na deficyt tego drugiego członu reguł potrzebnego dla efektywnego działania. Chociaż w przypadku rządów PiS jest chyba na odwrót.
Czy to wołanie o nowe przywództwo wypełni się czy też pozostanie „głosem wołającego na puszczy”? Demonstracje, które przetoczyły się ostatnio przez Polskę pokazały dużą zdolność niemałej części społeczeństwa do spontanicznego zrywu i samoorganizacji. Entuzjastycznie zostali przyjęci opozycyjni politycy młodego pokolenia w osobach Kamilii Gasiuk-Pihowicz (NOWOCZESNA) i Borysa Budki (PO). Świetnie swoje role odegrały przywódczynie nowych ruchów społecznych: „Akcja Demokracja”, „Czarny Protest”, „Dziewuchy Dziewuchom”. Dzielnie sobie poczyna Paweł Kasprzak jako twórca i twarz „Obywateli RP”. Nowej odsłony oczekuje KOD. A więc sporo się dzieje. Ale czy ukształtuje się w związku z tym nowe przywództwo zdolne do poprowadzenia spraw kraju?
Bardzo doświadczony w bojach przewodniczący PO powtarza za swoim poprzednikiem to co od niego sam usłyszał, że aby być szefem partii trzeba wygrać w niej wybory, albo stworzyć nową. I jest sporo racji w tym powiedzeniu gdyż nie ma innej drogi do stania się przywódcą swojego obozu politycznego, a w przypadku wygrania wyborów powszechnych przywódcą, czy jednym z przywódców kraju. Czy te nowe twarze, które ujawniły się w czasie masowych protestów mają wolę, odwagę i umiejętności potrzebne do podjęcia takiej walki? Czas pokaże. Bo zapotrzebowanie istnieje!
Jan Król, 10.08.2017.