Dla jasności wywodu skupiam się jedynie na zagadnieniu zysku i ludzkich potrzebach, aby przejść do nowej, tworzącej się formuły ekonomii próbującej godzić nieubłagane prawa rynku, zysku, wolności gospodarczej z zaspokajaniem potrzeb człowieka. Mam na myśli ekonomię wartości, ekonomię otwierających się oczu (Open Eyes Economy), która rodzi się po wielkim krachu socjalizmu, ale i po kryzysie kapitalizmu, w dotychczasowej formule, którego doświadczamy.

W zeszłym tygodniu miałem przyjemność uczestniczenia w I Kongresie Ekonomii Wartości, który odbył się w Krakowie w pięknym, nowowybudowanym Centrum Kongresowym. Inicjatorem tego wydarzenia był prof. Jerzy Hausner wspierany przez prezydenta miasta, marszałka województwa małopolskiego oraz jego macierzysty Uniwersytet Ekonomiczny. Podczas dwudniowych obrad, które na tle braku debaty publicznej w kraju były jak łyk świeżego powietrza, dyskutowano w jaki sposób, na poziomie firm i miast, realizować społeczne, kulturalne, środowiskowe, edukacyjne wreszcie te zwykłe, materialne potrzeby ludzi. Na tle zjawisk globalnych takich jak: ocieplenie klimatu, wyczerpywanie się zasobów niektórych surowców, marnotrawstwo w procesie produkcji i konsumpcji, drastycznego zróżnicowania w poziomie życia ludzi, kryzysu spowodowanego rozejściem się sfery finansów i materialnych procesów gospodarczych czynić edukację, pracę i życie sensowniejszym, ciekawszym i sprawiedliwszym. A miałoby się to odbywać nie kosztem konkurencji, osiągania zysku czy wolności gospodarczych. Aktualną reakcją wielu społeczeństw na przytoczone zjawiska kryzysowe jest zwrócenie się ku państwowym władzom jako gwaranta sprawiedliwszej redystrybucji, bezpieczeństwa socjalnego i ludzkiej szczęśliwości. Stąd podatność na populistyczne hasła, stąd powrót do narodowych egoizmów. Tymczasem ten wariant był już ćwiczony w realnym socjaliźmie, z opłakanym skutkiem.

Rzecz w tym czy wolni ludzie, wolni przedsiębiorcy, wolni obywatele żyjący w wolnych krajach potrafią podporządkować dążenie do maksymalizacji zysków i nieokiełzanej konsumpcji społecznemu wymiarowi gospodarczej aktywności? Czy uda się szerzej otworzyć oczy na funkcje i skutki społeczne współczesnej ekonomii? Czy propagatorzy ekonomii wartości nie są nadmiernymi optymistami, a może nawet idealistami? Okazuje się jednak, że praktyka funkcjonowania wielu firm i miast pokazuje, że nie jest im obca ekonomia wartości. Coraz częściej zwracają bowiem uwagę, pod wpływem oczekiwań pracowników i lokalnych wspólnot, na ekologię, ograniczenie marnotrawstwa, wykorzystanie surowców wtórnych, czystą energię, , edukację pracowników i mieszkańców, wrażliwość i wsparcie dla ważnych przedsięwzięć kulturalnych, estetykę. I okazuje się, że mają także dobre wyniki ekonomiczne.

Bo jak powiedział w swoim wystąpieniu Paweł Potoroczyn (do niedawna świetny dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza, którego dotknęła „dobra zmiana”): „Gospodarka jest częścią kultury. Jakie kompetencje kulturotwórcze i zdolność absorpcji kultury – taka zdolność do współpracy wielkich innowacyjnych przedsięwzięć. Ile społecznej odpowiedzialności, zdolności do zarządzania wiedzą i sieciowania – tyle przewag konkurencyjnych. Jaki pułap identyfikacji z warościami firmy lub marki – taki sukces rynkowy. Ile kapitału intelektualnego – tyle postępu. Jaka kultura – taka gospodarka”.  Nic dodać nic ująć tylko próbować praktykować.

Jan Król, 23.11.2016.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.