W pierwszym przypadku, odnoszę wrażenie, że era grą SB-ckimi teczkami powoli się kończy i sięga się po kwity z rozliczeń finansowych polityków. Przecież przez 25 lat wolnej Polski wydatki parlamentarzystów są finansowane z budżetu państwa, ale nigdy, może poza kilkoma incydentami z posłami śp. „Samoobrony”, nie dostarczały tylu emocji kończących się personalnymi zawirowaniami. Dlaczego? Bo po pierwsze brak jest poważnej debaty i pracy nad rozwiązywaniem poważnych spraw kraju, a po drugie odnotowujemy negatywną selekcję osób parających się polityką. Czy chcę przez to powiedzieć, że poselskie i ministerialne wydatki nie powinny być transparentne i pozbawione dwuznaczności? Oczywiście, że powinny! Ale wobec odpowiedzialności posłów za finanse publiczne liczone w miliardach, sensacje jakie wywołały poselskie kilometrówki są śmieszne.

Osobiście korzystam z rozliczeń przejazdem samochodem prywatnym w celach służbowych od kiedy auto posiadam, z wyjątkiem okresu kiedy korzystałem z samochodu służbowego z kierowcą. Sprawa jest prosta. Albo korzysta się z ryczałtu, albo rozlicza się przejazd na konkretnej trasie na podstawie oświadczenia lub druku delegacji, albo rozlicza się koszty na podstawie przedłożonych rachunków. Jest nadużyciem kiedy pobiera się ryczałt nie posiadając samochodu lub gdy składa się fałszywe oświadczenia. I za takie praktyki posłowie winni być karani. Są też pewne granice robienia ludziom wody z mózgu, gdy słyszę opowiadanie, że będąc ministrem i posłem w jednej osobie i mając służbowy samochód z kierowcą do dyspozycji, można przejechać jeszcze 50 tys. kilometrów rocznie własnym samochodem w ramach poselskich obowiązków. Traktujmy się poważnie.

Marsz PiS-u odbył się pod hasłami obrony demokracji, wolności mediów i rzetelności wyborów samorządowych. Zgromadził niemały tłum osób nienawidzących rządu i prezydenta RP. A co najsmutniejsze, że inicjatywa ta uzyskała poparcie kilku biskupów i dopiero interwencja nuncjusza papieskiego przywołała do porządku zaangażowanych w polityczną walkę hierarchów, czym sprzeniewierzali się nauczaniu Kościoła.

Wobec demokratycznie wybranych władz, o solidarnościowym rodowodzie, wykrzykiwano: „precz z komuną”, „raz sierpem raz młotem w czerwoną hołotę”, „nie ma polskości bez wolności”, „żeby Polska w siłę rosła, trzeba wodza, a nie osła” itd. Hasła te pokazują jak nisko zeszliśmy w rozmowie o nas samych. Są także brakiem jakiegokolwiek szacunku dla tego ogromnego wysiłku i ofiar jakie Polacy ponieśli w walce o wolność i suwerenność lokując nas w centrum Europy. Czyżby organizatorom takiej manifestacji marzył się dramat Ukrainy?

Wzmacnianie demokracji, usprawnianie instytucji państwowych, rozwój gospodarki, minimalizacja bezrobocia i zarobkowej emigracji, dbałość o bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne to zadania ciągłe. I dyskutujmy o nich poważnie, a nie przerzucajmy się epitetami. Podnieśmy się z bruku!

Jan Król, 14.12.2014.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.