Czytając te refleksje sam sobie próbowałem odpowiedzieć – a co MNIE trzyma i, że nawet dobrze czuję się w kraju nad Wisłą. Zapewne niebagatelne znaczenie miał rodzinny dom. Przede wszystkim dlatego, że ojciec mój po ośmioletniej wojennej tułaczce, i to nie w roli marudera czy jeńca lecz frontowego, wpierw podoficera, a potem oficera (kampania wrześniowa, afrykańska i włoska), wrócił w 1947 r. z Anglii do Polski mając paszport, zaproszenie od dość zamożnego wujka z Ameryki i świadomość, że wraca nie do takiej Polski o jaką walczył. Ma zresztą wpisane w swoje wojskowe akta, do których dotarłem,: „wróg Polski Ludowej”. Ale wrócił do mojej mamy z którą wziął ślub w lipcu 1939 r., a która z kolei, jako repatriantka z Borysławia, zatrzymała się w Mielcu, przy siostrach ojca, czekając na powrót swojej matki (mojej babci) i brata z rodziną z syberyjskiej zsyłki. I dlatego nie chciała emigrować. Wychowałem się więc w klimacie w którym rodzice wybrali ponownie Polskę po wojennej zawierusze. I nigdy, mimo niełatwego życia, nie żałowali tego. Czy zatem ja miałbym postąpić inaczej? Mimo ciekawości świata i odwiedzeniu ponad 60 krajów nigdy nie miałem ochoty na opuszczenie Polski.

Ponadto, może też dlatego, że tu i tam byłem, Polska jest ciekawym krajem. Tak ze względu na swoją, okresami dramatyczną historię, jak i ze względu na okoliczności ponownego odzyskania wolności, w co miałem to szczęście być odrobinę zaangażowany. Takiej przygody żaden inny kraj by mi nie dostarczył. Polska jest też interesująca ze względu na urozmaicony klimat, zróżnicowaną rzeźbę terenu i brak kataklizmów przyrodniczych. Wreszcie trzymają mnie ludzie – rodzina, przyjaciele, znajomi. Bez nich nie potrafiłbym funkcjonować. A wiele tych międzyludzkich kontaktów sięga dzieciństwa i lat szkolnych. Takich więzi nie da się zbudować bez zakorzenienia w tradycję, kulturę, język.

Czy zatem nic mnie w Polsce nie denerwuje i czasami nie doprowadza do szewskiej pasji? Oczywiście TAK! Nie będę jednak teraz wymieniał tych sytuacji, aby nie psuć atmosfery narodowego święta. Wiem bowiem, że nie ma idealnych państw i społeczeństw oraz to, że życie to ciągła walka dobra ze złem, uczciwości z nieuczciwością, rozsądku z jego brakiem, nadziei z beznadzieją.

W ostatnią sobotę miałem przyjemność wziąć udział w konferencji zorganizowanej przez Kancelarie Senatu i Prezydenta RP w ramach realizowanego przez te instytucje projektu „Archiwa Przełomu”. Jest on poświęcony m.in. historii Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego (OKP), który był parlamentarną emanacją Komitetów Obywatelskich „Solidarność”. Było trochę wspomnień, ale i refleksja, że duch ideowej walki o nowy kształt kraju zanikł. Gdy słyszymy o wyczynach posłów Nowaka, Wiplera, Hoffmana, Kamińskiego czy o aferze podsłuchowej, ciarki po skórze przechodzą, a wstyd ogarnia duszę. A był czas, kiedy to posłowie i senatorowie OKP opodatkowywali się, aby móc sfinansować analizy i projekty rozwiązań prawnych budowanej od podstaw demokracji i gospodarki rynkowej. Łza się w oku kręci.

Jan Król, 11. 11. 2014.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.