Osobiście brzydzę się podsłuchami i ludźmi, którzy sięgają po tę metodę działania. Ale! No właśnie ALE! Jeżeli podzielimy opinię wyrażoną przez zacnego, aczkolwiek ostatnio mocno sfrustrowanego profesora, to po pierwsze odnośmy ją do wszystkich podsłuchujących nielegalnie, a po drugie nie udawajmy, że w niektórych przypadkach, gdy to nam pasuje, nielegalny podsłuch ma swoje uzasadnienie, a w innych nie. Tymczasem podsłuchiwanie, jako sposób zdobywania informacji w przeróżnych celach, było zawsze obecne w życiu tak prywatnym jak i publicznym. Nie ma zatem dla mnie większej różnicy pomiędzy nielegalnymi nagraniami, których dopuścił się A. Michnik w rozmowie z L. Rywinem, T. Sekielski (TVN) wobec R. Beger (Samoobrona) i A. Lipińskim (PiS) czy poboczną aktywnością najbardziej dziś znanych warszawskich kelnerów. Podobny charakter mają też wszelkie nielegalne podsłuchy zakładane przez służby specjalne.

Takie postawienie sprawy idzie w sukurs rządowi, który póki co koncentruje się na szukaniu sprawców i ewentualnych mocodawców najsłynniejszych polskich podsłuchów, a pomija czy lekceważy ich treści i odpowiedzialność osób je wypowiadających. Niestety taki tok rozumowania przyjęło wielu polityków i publicystów więc do dramatycznego „smoleńskiego” podziału doszedł obecnie kolejny, coraz mocniej obecny także w opinii publicznej. Mamy więc tych, którzy osądzają głównie podsłuchujących i tygodnik „Wprost”, który te podsłuchy opublikował oraz tych, którzy chcą przede wszystkim ścigać podsłuchiwanych.

„Demokracja nie funkcjonuje bez odróżnienia tego, co prywatne, od tego, co publiczne. Politycy muszą mieć możliwość dyskutowania różnych spraw bez ogródek, dawania upustu napięciu, dogadywania się w stylu coś za coś.” – pisze E. Lucas (GW 24.06.14.). Ale pisze to jako przyjaciel szefa MSZ R. Sikorskiego usprawiedliwiając wątpliwe tezy, które wygłaszał. Tak się jednak składa, że politycy skazani są na mniej prywatności, pomijając już fakt, że podsłuchiwane rozmowy prywatnego charakteru nie miały. Podobnie jest np. z osobami duchownymi czy tymi, którzy poszli na służbę w mundurze. Oni też z wielu przyjemności muszą rezygnować. Było kiedyś takie powiedzenie: „wolę 2000 zł na spocznij niż 4000 na baczność”. To jest kwestia wyboru, ze wszystkimi tego konsekwencjami. I nikt nikomu nie każe być politykiem.

Tymczasem, w mojej ocenie, winni ujawnionej afery są głównie podsłuchiwani przez to co i gdzie mówili. W dalszej kolejności winiłbym służby specjalne państwa, że założonych od roku, w publicznych miejscach, podsłuchów nie znaleźli. Wreszcie ważni są nagrywający i potencjalni ich zleceniodawcy. A najmniej winny jest „Wprost”, który dbając głównie o swój interes, chociaż podpiera się interesem publicznym, dostarczone nagrania opublikował. Tylu zatem mamy sprawców aktualnego, politycznego trzęsienia ziemi. Ale starajmy się być w miarę sprawiedliwi w szukaniu winnych jego zaistnienia. Nie hołdujmy moralności Kalego!

Jan Król, 01.07.2014.

2 KOMENTARZE

  1. Wszelkie działania ludzi (a więc i podsłuchujących) możemy oceniać przy użyciu dwóch różnych układów odniesienia.
    Pierwszym jest układ etyczny, a drugim funkcjonalny (praktyczny).
    Używając oficjalnie uznawanych (niekoniecznie wyznawanych) norm etycznych, musimy uznać, że podsłuchiwanie w każdej postaci jest nieetyczne, czyli złe (przy założeniu, że absolutne zło istnieje).
    Inaczej rzecz się ma, gdy zastosujemy drugi układ odniesienia.
    Tu ocena będzie zależna od tego jak bardzo użyteczne było podsłuchiwanie dla trzech zbiorów osób: dla podsłuchujących, dla podsłuchiwanych i – co bardzo ważne – dla ogółu społeczeństwa.
    W konkretnym przypadku aktualnej afery podsłuchowej:
    1. dla pierwszego zbioru podsłuchiwanie było – rzecz jasna – czynnością dobrą (jeśli absolutne dobro istnieje) w wielu aspektach (na przykład finansowym, emocjonalnym itd.);
    2. dla drugiego oraz osób z nim związanych było złe;
    3. dla ogółu społeczeństwa ocena musi być wystawiona przy użyciu dodatkowego kryterium, a mianowicie – stopnia w jakim zaistniałe podsłuchy stały się społecznie przydatne.
    I tu pojawia się odwieczny problem, bo ocena zależy od tych, którzy oceniają podsłuchy z punktu widzenia własnych interesów, wskutek czego:
    – jedna część społeczeństwa oceni je pozytywnie (będą to ci, którzy pragną przejąć władzę wraz z tymi, którzy ich świadomie lub nieświadomie popierają)
    – druga część społeczeństwa oceni je negatywnie (będą to ci, którzy dzierżą władzę wraz z tymi, którzy ich świadomie lub nieświadomie popierają.
    A teraz (źle postawione!) pytanie, na które obecnie nie ma i w przyszłości nie będzie odpowiedzi: czy podsłuchy były przydatne dla Polski jako zbioru wszystkich Polaków, czyli – innymi słowy – czy w ich efekcie skorzystamy wszyscy?

  2. Bardzo dobry felieton Janie.
    Nie dajmy sie zwariować.
    Podsłuchy byly są i będą ,a sprawna wladza ma sobie z nimi poradzić.
    Natomiast afera podsłuchowa obnażyła to co jest,a niestety nie powinno byc u osób publicznych.Niski poziom kultury,arogancję i ignorowanie społeczeństwa,które jest potrzebne tylko przy okazji wyborow.I dotyczy to niestety wszystkich środowisk,które powinny być wzorcem dla maluczkich – o czym piszesz.Gdzie Ci honorowi i szarmanccy oficerowie,dyplomaci i mecenasi oraz przedwojenni urzędnicy i nauczyciele a także lekarze.
    Oj psieją nam elity.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.