
Ale Panią Prezydentową dane mi było spotkać dopiero teraz. Mimo 84 lat i niesamowitych przeżyć zachowuje wspaniałą kondycję psycho-fizyczną. Trzeźwo ocenia sytuację, mówi piękną polszczyzną, bije z niej radość, optymizm i elegancja, ciepło mówi o innych. Jest bardzo aktywna. Mieszkając i w Londynie i w Warszawie udziela się społecznie na wielu polach. Zdobyła się także na opowieść o swoim życiu, którą w formie książkowej opracowała pani Iwona Walentynowicz, notabene synowa wieloletniego z-cy dowódcy pułku lotniczego w Słupsku, a później dowódcy wojsk lotniczych generała dywizji Mieczysława Walentynowicza. W kilka dni po Toruniu nadarzyła mi się kolejna okazja spędzenia kilku godzin z Panią Kaczorowską podczas jej autorskiego spotkania i wydanej na jej cześć kolacji.
Miała zaledwie 10 lat gdy pierwszym transportem z 9 na 10 lutego 1940 roku wywieziona została, wraz z rodzicami i 14 letnim bratem, ze Stanisławowa , aby po 6 tygodniach, w bydlęcym wagonie dotrzeć w okolice Komi na granicy koła podbiegunowego. Rozpoczęła się wieloletnia walka o życie i przeżycie. W dużym stopniu dzięki zaradności matki Rozalii (ojciec trafił na rok do łagru o zaostrzonym rygorze wskutek donosu sąsiada z Polski) i maszynie do szycia, którą udało im się zabrać z domu i która towarzyszyła im przez 8-letni czas tułaczki, przetrwali. A potem kolejna eskapada, liczona w tysiącach kilometrów, do tworzonego z zesłańców Wojska Polskiego. Przez Buzułuk – Aralsk – Taszkient – Aszchabad do Krasnowodzka, aby przez morze Kaspijskie dotrzeć do Iranu. Gdy mężczyźni skierowani zostali na front, wpierw afrykański, a potem włoski, kobiety z dziećmi (w ogromnej części sierotami) wysłane zostały przez Indie, a następnie Kenię do Ugandy. Tam, na afrykańskim lądzie oczekiwała na wieści o ojcu i bracie i tam doczekała się końca wojny.

Trzy lata w głodzie, temperaturach od -50 do +50 stopni Celsjusza, brudzie, lęku, niepewności, w kontakcie z chorobami (tyfus, malaria, czerwonka) i ze śmiercią zbierającą obfite żniwo – wytrwała. I jeszcze pięć kolejnych lat oczekiwania na powrót do kraju. Historia nie szczędziła jednak kolejnych brutalnych doświadczeń. Los nie oszczędzał tysięcy uchodźców. Zamiast do Polski przetransportowana została w lutym 1948 roku do Anglii. Tutaj, dzięki aktywności w harcerstwie, szczęśliwie spotkała swoją wielką miłość Ryszarda Kaczorowskiego, z którym i przy którym spędziła życie, aż do jego tragicznej śmierci w katastrofie smoleńskiej. Do Katynia miała lecieć też jedna z córek prezydenckiej pary, ale z braku wizy ocalała.
Mojemu spotkaniu z Panią Prezydentową towarzyszyło wielkie wzruszenie gdyż moi najbliżsi mieli też za sobą podobną gehennę. Szczęśliwie przeżyli tę straszliwą noc zsyłek, wojny i okupacji, co można ocenić tylko w kategorii cudu.
Postanowiłem skreślić tych kilka słów o Pani Prezydentowej, gdyż pomogło mi to spojrzeć z pewnego dystansu na dokonującą się aneksję Krymu przez Rosję Putina. Może tym razem nie będzie zsyłek, głodu i eksterminacji. Bo mamy przecież XXI wiek. Ale tak jak kiedyś jest kłamstwo, buta, naga siła i chęć ekspansji tak mocno nawiązująca do imperialnej polityki carów i Stalina. Znowu lęk, niepewność, przemoc wkroczyły na wydawało się stabilną sytuację Europy. Lecz jak pokazuje historia krótkofalowe zwycięstwa stają się na ogół długofalowymi klęskami. I nigdy nie wolno tracić nadziei.
Jan Król, 20.03.2014.