Z Panią Prezydentową w Toruniu.
Z Prezydentem Ryszardem Kaczorowskim na wzgórzu 593 podczas obchodów 55 rocznicy bitwy o Monte Cassino.
Z Prezydentem Ryszardem Kaczorowskim na wzgórzu 593 podczas obchodów 55 rocznicy bitwy o Monte Cassino.

Ale Panią Prezydentową dane mi było spotkać dopiero teraz. Mimo 84 lat i niesamowitych przeżyć zachowuje wspaniałą kondycję psycho-fizyczną. Trzeźwo ocenia sytuację, mówi piękną polszczyzną, bije z niej radość, optymizm i elegancja, ciepło mówi o innych. Jest bardzo aktywna. Mieszkając i w Londynie i w Warszawie udziela się społecznie na wielu polach. Zdobyła się także na opowieść o swoim życiu, którą w formie książkowej opracowała pani Iwona Walentynowicz, notabene synowa wieloletniego z-cy dowódcy pułku lotniczego w Słupsku, a później dowódcy wojsk lotniczych generała dywizji Mieczysława Walentynowicza. W kilka dni po Toruniu nadarzyła mi się kolejna okazja spędzenia kilku godzin z Panią Kaczorowską podczas jej autorskiego spotkania i wydanej na jej cześć kolacji.

Miała zaledwie 10 lat gdy pierwszym transportem z 9 na 10 lutego 1940 roku wywieziona została, wraz z rodzicami i 14 letnim bratem, ze Stanisławowa , aby po 6 tygodniach, w bydlęcym wagonie dotrzeć w okolice Komi na granicy koła podbiegunowego. Rozpoczęła się wieloletnia walka o życie i przeżycie. W dużym stopniu dzięki zaradności matki Rozalii (ojciec trafił na rok do łagru o zaostrzonym rygorze wskutek donosu sąsiada z Polski) i maszynie do szycia, którą udało im się zabrać z domu i która towarzyszyła im przez 8-letni czas tułaczki, przetrwali. A potem kolejna eskapada, liczona w tysiącach kilometrów, do tworzonego z zesłańców Wojska Polskiego. Przez Buzułuk – Aralsk – Taszkient – Aszchabad do Krasnowodzka, aby przez morze Kaspijskie dotrzeć do Iranu. Gdy mężczyźni skierowani zostali na front, wpierw afrykański, a potem włoski, kobiety z dziećmi (w ogromnej części sierotami) wysłane zostały przez Indie, a następnie Kenię do Ugandy. Tam, na afrykańskim lądzie oczekiwała na wieści o ojcu i bracie i tam doczekała się końca wojny.

Z Panią Prezydentową w Toruniu.
Z Panią Prezydentową w Toruniu.

Trzy lata w głodzie, temperaturach od -50 do +50 stopni Celsjusza, brudzie, lęku, niepewności, w kontakcie z chorobami (tyfus, malaria, czerwonka) i ze śmiercią zbierającą obfite żniwo – wytrwała. I jeszcze pięć kolejnych lat oczekiwania na powrót do kraju. Historia nie szczędziła jednak kolejnych brutalnych doświadczeń. Los nie oszczędzał tysięcy uchodźców. Zamiast do Polski przetransportowana została w lutym 1948 roku do Anglii. Tutaj, dzięki aktywności w harcerstwie, szczęśliwie spotkała swoją wielką miłość Ryszarda Kaczorowskiego, z którym i przy którym spędziła życie, aż do jego tragicznej śmierci w katastrofie smoleńskiej. Do Katynia miała lecieć też jedna z córek prezydenckiej pary, ale z braku wizy ocalała.

Mojemu spotkaniu z Panią Prezydentową towarzyszyło wielkie wzruszenie gdyż moi najbliżsi mieli też za sobą podobną gehennę. Szczęśliwie przeżyli tę straszliwą noc zsyłek, wojny i okupacji, co można ocenić tylko w kategorii cudu.

Postanowiłem skreślić tych kilka słów o Pani Prezydentowej, gdyż pomogło mi to spojrzeć z pewnego dystansu na dokonującą się aneksję Krymu przez Rosję Putina. Może tym razem nie będzie zsyłek, głodu i eksterminacji. Bo mamy przecież XXI wiek. Ale tak jak kiedyś jest kłamstwo, buta, naga siła i chęć ekspansji tak mocno nawiązująca do imperialnej polityki carów i Stalina. Znowu lęk, niepewność, przemoc wkroczyły na wydawało się stabilną sytuację Europy. Lecz jak pokazuje historia krótkofalowe zwycięstwa stają się na ogół długofalowymi klęskami. I nigdy nie wolno tracić nadziei.

Jan Król, 20.03.2014.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.