fot. Michał Matuśkiewicz

Kilkadziesiąt kilometrów przeszedł plażą z Ustki do Łeby lęborczanin Michał Matuśkiewicz. Chociaż wyprawę zaplanował na dwa dni, nadmorską trasę pokonał w zaledwie 13 godzin.

fot. Michał Matuśkiewicz
fot. Michał Matuśkiewicz

– Nawet w najbardziej optymistycznych prognozach nie myślałem, że uda mi się w 13 godzin dotrzeć do Łeby – mówi Michał. Na swoją wyprawę zabrał prowiant na dwa dni i śpiwór, mając w planach nocleg na plaży.

Z Lęborka do Słupska dostał się pociągiem, stamtąd busem dojechał do Ustki. Na plażę dotarł tuż po godzinie ósmej rano. – Plecak od samego początku dawał się mocno we znaki, więc podłożyłem między ramię a pasek od plecaka paczkę chusteczek. Ostatnią osobę jaką mijałem w Ustce poprosiłem o zrobienie mi zdjęcia – relacjonuje. Większość trasy pokonał w samotności, ludzie pojawiali się tylko w pobliżu nadmorskich miejscowości.

– Gdzieś między Ustką a Poddąbiem urządziłem sobie śniadanie. Postanowiłem, że następna przerwa będzie dopiero jak opuszczę plażę w Rowach. Korzystając z przymusowej wizyty – musiałem obejść kanał, oddzielający plażę zachodnią od wschodniej – kupiłem pamiątkowy długopis. Dalsza trasa to kompletne odludzie – opowiada Michał. Kolejne pojedyncze osoby spotkał dopiero w pobliżu Czołpina. – Gdy szukałem miejsca na zjedzenie „obiadu” z puszki spotkałem tylko parę w wieku około 40-50 lat. Chyba byli tak samo zaskoczeni moim widokiem jak ja ich – dodaje.

– Gdy minąłem Czołpino po 16 miałem pierwszy poważny kryzys. Chciałem znaleźć miejsce osłonięte od wiatru, żeby odpocząć i ruszyć na drugi dzień. Zastanawiałem się, co będę robił przez resztę dnia. Mimo kryzysu ruszyłem dalej. Nie wiedziałem czy bardziej bolą mnie otarcia od piasku na stopach, czy ramiona od plecaka – relacjonuje Michał. Gdy znalazł się w pobliżu jeziora Łebsko, postanowił że nie odpuści do samego końca.

Koniec wyprawy – dotarcie do Łeby na plażę Agados – 21:14. – Tam na parkingu czekał już na mnie transport do domu. Chciałbym podziękować naturze za dobre warunki pogodowe. Wiatr mi nie wiał w oczy, a to już dużo – podsumowuje.

– Ta wyprawa to amatroszczyzna, szkolny plecak, na nogach zwykłe trampki. Przygotowuję się teraz do przejścia trasy z Helu do Łeby, kompletuję porządny sprzęt – zapowiada Michał i dodaje, że ma nadzieję dopiąć swego jeszcze w te wakacje.

Galeria

5 KOMENTARZE

  1. Ale mi wyczyn….W latach siedemdziesiątych we trójkę ,mając po trzynaście lat przeszliśmy na pieszo z Łeby do Ustki.Zatrzymaliśmy się na noc w czołpińskim lesie we własnoręcznie zbudowanym szałasie.W oddali szczekały psy ,albo wyły wilki,wyobraźnia nastolatków działała..baliśmy się jak cholera!Drugi dzień nocleg w Rowach pod łódką na wydmach wywróconą do góry dnem.Pokąsały nas czerwone mrówki….Zabrakło jedzenia a do Ustki daleko…Złapał nas WOP i chcieli odstawić do domu,ale jakoś nas puścili..Doszliśmy w końcu do Ustki ….Wróciliśmy do Łeby pociągiem ,pełni wrażeń….Ale gratuluję koledze

  2. Gratuluję. Pewnie Marek Kamiński też tak zaczynał. Chciałbym zwrócić uwagę, że taki marsz „na łeb na szyję” szczególnie w końcowej fazie gdy zmęczenie daje się we znaki, zacira wrażenia jakie daje spokojny marsz urozmaicony zaglądaniem w różne ciekawe kąty i częste odpoczynki w ładnych miejscach. Pozdrawiam – były sąsiad Pana rodziców w Łebie.

  3. Udało mi się zgodnie z zapowiedzią pokonać trasę z Helu do Łeby zajęło mi to 34 godziny oczywiście wliczam w to sen.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.