Fot. Muzeum Okrętu Vasa

Bez wątpienia jedną z największych atrakcji Sztokholmu i całej Szwecji jest Muzeum Okrętu „Vasa”, położone na wyspie Djurgĺrden. Całe muzeum poświęcone jest jednemu obiektowi i jego tragedii sprzed 400 lat.

Vasamuseet otwarto dopiero w 1990 r., jednak w ciągu dziesięciolecia stało się jednym z najgłośniejszych muzeów na świecie. W gigantycznym, zbudowanym z betonu, stali i szkła  i naszpikowanym elektroniką „sarkofagu” jest wyeksponowany XVII-wieczny okręt wojenny, który zatonął w porcie tuż po wypłynięciu ze stoczni. Fantastycznie zachowany statek wydobyto z dna morza w 1961 r., dokładnie 333 lata po katastrofie. Jest to prawdziwy unikat, ponieważ, przenosi zwiedzających do początku XVII w. i opowiada o ówczesnym życiu zarówno na okręcie, jak i na lądzie. „Vasa” zachował się na dnie Bałtyku w 95%, a na jego pokładzie, oprócz 25 szkieletów marynarzy, znaleziono aż 14 tysięcy bezcennych przedmiotów.

Fot. Muzeum Okrętu Vasa
Fot. Muzeum Okrętu Vasa

Okręt budowali przez trzy lata holenderscy szkutnicy na zlecenie króla Gustawa II Adolfa. To rekordowo szybko, ale przy jego budowie pracowało aż 400 ludzi. Toczącemu wojny królowi bardzo się spieszyło i ciągle ponaglał wykonawców. Nikt jednak nie przewidział nadchodzącej katastrofy i hańby jaka miała spotkać szwedzką flotę. Zwodowany na oczach tysięcy mieszkańców potężny galeon przepłynął zaledwie 1300 metrów. Nagły podmuch wiatru przewrócił niestabilny i przeciążony zbyt wieloma działami okręt, który w parę chwil poszedł na dno.

Czas zatrzymał się na statku o piątej po południu w niedzielę 10 sierpnia 1628 r.  Tak zanotowali kronikarze – naoczni świadkowie tego tragicznego zdarzenia. Na statku była 145-osobowa załoga, ale uratowało się tylko niespełna stu marynarzy. Wkrótce król nakazał wydobycie z dna morskiego dział, jednak na podniesienie z dna 69-metrowego kolosa nie było żadnych szans. Z biegiem lat o wraku zapomniano. Po 300 latach nikt nie był już w stanie wskazać, nawet w przybliżeniu, jego położenia.

Jednak pewien uparty szwedzki badacz postanowił odnaleźć  sławny okręt. Po pięciu latach poszukiwań , w 1956 r. szwedzkie gazety podały lakoniczną informację, że inżynier Anders Franzén  odnalazł na dnie cieśniny, na  głębokości 30 m. duży wrak i jest to prawdopodobnie „Vasa”. Wówczas niewiele osób wierzyło, że to właśnie ten statek, a już na pewno nikt nie spodziewał się , że okręt zachował się na dnie w idealnym – jak na wrak – stanie wraz z sześcioma, z dziesięciu, żaglami.   Franzén wiedział jednak, że Bałtyk jest morzem niezwykłym. W jego wodach nie występuje bowiem świdrak, niewielki małż, który zazwyczaj niszczy wszystkie drewniane szczątki. Ponadto muł oraz słabo zasolona i uboga w tlen woda w naturalny sposób zakonserwowały wrak. Gdy wiosną 1961 r., po czterech latach przygotowań, okręt wyciągnięto na powierzchnię i przetransportowano do nabrzeża na wysepce Beckholmen, archeolodzy przecierali oczy ze zdumienia. Jeden z naukowców powiedział wówczas: „To prawdziwy wehikuł czasu. W skrzyniach marynarzy nadal znajdował się prowiant, odzież i przedmioty osobiste. Spiżarnię wypełniały beczki z solonym mięsem, a w kajucie admirała stał stół. Na swoim miejscu była też piękna cynowa zastawa stołowa, lichtarze z brązu i latarnie, a także okrętowy kot…”

„Vasa” był najkosztowniejszym i najpiękniejszym szwedzkim okrętem wojennym swej epoki.  Na jego budowę zużyto około tysiąca dębów. Mógł zabrać na pokład 145 marynarzy i 300 żołnierzy. Był uzbrojony w 48 dział 24-funtowych, 8 dział 3-funtowych, 2 jednofuntowe  oraz 6 moździeży. Działa były rozlokowane na dwóch pokładach, co pomniejszało i tak źle obliczoną stabilność kadłuba. Zdaniem współczesnych inżynierów statek musiał zatonąć, ponieważ jego zanurzenie było o 1,5 m za małe.

Dziś pięciopokładowy, przepięknie zdobiony okręt można zwiedzać chodząc po tarasach na sześciu kondygnacjach (nie wchodzi się na pokład). W budynku jest także duże muzeum,  w którym zgromadzono wszystkie wydobyte z wraku eksponaty oraz modele obrazujące historię jego budowy. Jest także kino, w którym na okrągło emitowany jest film o procesie wydobycia i konserwacji wraku (można kupić płytę) oraz restauracja i przyzwoity sklep z pamiątkami. Można tu kupić fajnie napisaną książeczkę o okręcie „Vasa” w języku polskim.

Fot. Muzeum Okrętu Vasa
Fot. Muzeum Okrętu Vasa

 Trochę historii…

Kto zawinił? To ciekawe pytanie Szwedzi stawiają sobie do dziś. „Może byliście pijani ? Może działa nie były należycie umocowane?!”  – grzmiał król Gustaw II Adolf podczas przesłuchań nazajutrz po  zatonięciu okrętu. Kapitan statku, niejaki Söfring Hansson zaklinał się na wszystko, że on , ani nikt z załogi nie zawinił: „Możecie mnie posiekać na tysiąc kawałków, jeżeli działa nie były porządnie przywiązane. I przysięgam przed Bogiem Wszechmogącym, że nikt na okręcie nie był pijany. Okręt przewrócił się pod wpływem lekkiego podmuchu, niemal powiewu wiatru. Okręt był po prostu zbyt wywrotny, pomimo załadowania całego balastu”.

Zeznania załogi potwierdziły to, co powiedział kapitan. Kronikarz zanotował zeznanie bosmana Jörana Matssona: „Góra okrętu, z żaglami i działami była znacznie cięższa niż dół. Już w czasie sprawdzania stateczności, gdy statek stał w porcie, pojawiły się kłopoty. Trzydziestu majtków biegało tam i z powrotem w poprzek pokładu, jednak po trzech nawrotach trzeba było próbę zakończyć, ponieważ „Vasa” o mało się nie przewrócił”. Świadkiem próby był  admirał szwedzkiej floty Klas Fleming. Jednak mimo wątpliwości zgodził się na wypłynięcie okrętu, bojąc się zapewne gniewu króla, który był bardzo niecierpliwy.

Vasa” został zbudowany według projektu zatwierdzonego przez samego króla, zaś jego projektant, Heinrich Hybertsson, zmarł na krótko przed ukończeniem budowy. Tak więc winnego katastrofy nie znaleziono, uznając, że była to „wola Boża”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.