Problematyka związków partnerskich jest w polskiej debacie publicznej stosunkowo nowa. Dotychczas była przemilczaną, a dla wielu ciągle jest wstydliwa. A jak się już pojawiła to wyszły upiory w rodzaju pani posłanki Krystyny Pawłowicz. Zresztą nie jest to jedyny problem z którym z takimi kłopotami i oporami bierzemy się za bary. Przywołajmy chociażby problematykę równego statusu kobiet i mężczyzn czy miejsca w społeczeństwie osób dotkniętych różnymi niepełnosprawnościami. Bierze się to stąd, iż jesteśmy społeczeństwem dość konserwatywnym. Tak ukształtowała nas, momentami dramatyczna, historia. Różnego rodzaju badania socjologiczne pokazują, że aż do 70% opinii publicznej jest przeciwna prawnej regulacji związków partnerskich, tak hetero jak i homoseksualnych.

Drugim czynnikiem, kolosalnie wpływającym na opór, i ludzi i polityków, przed podjęciem tej problematyki, jest stanowisko Kościoła katolickiego. To, że ponad 90% Polaków jest chrzczonych nie pozostaje bez wpływu na ich świadomość, mimo letniości polskiego katolicyzmu. Ja w tej chwili nie wartościuję żadnej postawy. Stwierdzam jedynie, że jednoznaczne stanowisko duchownych wpływa na zachowania społeczne tak mocno zakorzenione w katolickiej tradycji.

Wreszcie hamulcowymi są też politycy, którzy  jako posłowie i senatorowie  powołani są, w drodze wyboru, do stanowienia prawa. I bez nich, w systemie demokratycznym, nie uregulujemy kwestii związków partnerskich, gdyż sprawują oni władzę ustawodawczą.

I w tym miejscu odniosę się do ostatniej decyzji większości posłów, którzy odrzucili nawet możliwość pracy nad trzema projektami ustaw próbującymi uregulować tę problematykę. Takie zachowanie większości było skandalicznym, a wystąpienie Jarosława Gowina, bądź co bądź Ministra Sprawiedliwości, było wielokrotnym nadużyciem. Nadużył bowiem lojalności wobec własnego klubu (PO), który złożył jeden z projektów, ponieważ nie poinformował swoich kolegów, że będzie głosował za odrzuceniem również ich propozycji. Nadużył zaufania premiera, gdyż występując w imieniu rządu nie zaprezentował rządowego stanowiska tylko swoje własne. W końcu stwierdzając niekonstytucyjność wszystkich projektów stanął ponad Trybunałem Konstytucyjnym, który jako jedyny organ państwa ma tytuł do stwierdzania zgodności lub niezgodności stanowionego prawa z Konstytucją. A sięgnięcie do argumentu niekonstytucyjności na etapie projektów ustaw, posiłkując się autorytetem Ministra Sprawiedliwości, jest kuriozalne. Takie stanowisko J. Gowina spowodowało, że 46 posłów Platformy Obywatelskiej, deklarującej w kampanii wyborczej uregulowanie statusu związków partnerskich, przekreśliło wiarygodność tych deklaracji.

Tak postrzegam, pani Olu, główne przyczyny dla których problematyka prawnego statusu związków partnerskich została odłożona. Mam nadzieję, że chwilowo.

Czy coś usprawiedliwia takie, a nie inne zachowanie większości posłów?  Senatorowie, póki co, nie musieli zajmować stanowiska, więc nie wiemy jakby się zachowali w swojej większości. Przy całym szacunku dla różnic poglądów w tej i innych kwestiach, zadaniem parlamentarzysty jest rozwiązywanie realnych problemów wszystkich grup społecznych. Polityk winien reprezentować swoich wyborców, ale polityk chcący zapisać się większymi zgłoskami w historii winien mieć też odwagę kreować rzeczywistość i wpływać na społeczne postawy i zachowania. Nie zawsze należy schlebiać dominującym w danej chwili gustom. Nie raz warto pójść pod prąd. Bo demokracja to nie tylko rządy większości, ale także respekt dla praw mniejszości. Jeżeli równowaga w tym miejscu zostanie zachwiana to bardzo łatwo skręcić w kierunku dyktatury większości. A przecież historia nie jest wolna od takich przypadków.

Jan Król, 04.02.2013.

5 KOMENTARZE

  1. „wystąpienie Jarosława Gowina, bądź co bądź Ministra Sprawiedliwości, było wielokrotnym nadużyciem. Nadużył bowiem lojalności wobec własnego klubu (PO)”

    Czyżby przedkładał Pan lojalność partyjną ponad własne sumienie (czy w tym przypadku sumienie ministra Gowina)?

    Naprawdę mamy wiele ważniejszych problemów do rozwiązania niż związki partnerskie. NIKT nie jest obecnie pod tym względem dyskryminowany.

  2. Zgadzam się z Panem w 100%. Pan prezentuje problem bardziej od strony politycznej, a ja społecznej. Tylko ze względu na to, iż z polityką mam mniejszy kontakt na co dzień, a z negatywną opinią ludzi przychodzi mi się zmierzyć każdego dnia.

  3. Pozostaje Pani Olu nadzieja, że będziemy podatni na przyspieszoną edukację a politycy zaczną rozwiązywać a nie stwarzać problemy. A pączka już zjadłem i może wystarczy na dzisiaj, chociaż też jestem łasuchem jan

  4. Nie możemy popadać w kompleksy, z powodu tzw.cywilizowanych krajów. Ta „cywilizacja”, uważana przez niektórych za postęp, wcale nie musi być krokiem we właściwym kierunku. U nas w kraju są ważniejsze problemy od wszelkiego rodzaju związków, stowarzyszeń i partyjnych układów. Najpierw zróbmy porządek z gospodarką i służbą zdrowia, dopiero potem można będzie zająć się „problemem” garstki ludzi, którzy chcieliby się wiązać. A cóż im przeszkadza? Formalności?Prawdziwa miłość nie wymaga biurokracji! Weźmy się do roboty, to unikniemy tematów zastępczych. Prawda wymaga fundamentów w postaci konkretów. Najbardziej szkodliwa jest propaganda…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.