fot. E. Pryczkowski: "Młodzëzna" na Jarmarku Gryfitów w Słupsku

Na marginesie dyskusji o muzyce w kaszubskich mediach: przedstawiamy opinię Eugeniusza Pryczkowskiego i Jerzego Stachurskiego.

22 stycznia br. wpłynęło na ręce prezesa Zarządu Radia Gdańsk Dariusza Wasielewskiego pismo od twórców kaszubskich w sprawie wykorzystywanej muzyki w kaszubskim magazynie „Na bôtach i w bòrach”. Jego treść jest następująca:

Jako twórcy związani z kaszubskim ruchem muzycznym, w poczuciu troski o przyszłość języka kaszubskiego, chcemy wyrazić swoje niezadowolenie z kierunku obranego w audycji „Na bôtach i w bòrach”, zwłaszcza dotyczącego jej warstwy muzycznej. Utwory w niej emitowane są częstokroć bardzo słabe pod względem językowym i literackim. Niweczą dokonania Rady Języka Kaszubskiego, a zwłaszcza pracę pokoleń twórców kaszubskich, którzy od wielu już lat dbają o odpowiedni poziom pieśni kaszubskiej zarówno pod względem językowym, jak i muzycznym. Również przesyt muzyki klezmerskiej – aczkolwiek pięknej – względem kaszubskiej budzi poważne wątpliwości.

W ostatnim dziesięcioleciu, za sprawą i wielkim wysiłkiem przede wszystkim właśnie twórców, powstało sporo bardzo udanych płyt, które stały się głównym źródłem materiałów muzycznych dla liczących się konkursów o randze wojewódzkiej, są obecne na festiwalach, w szkołach, a zwłaszcza wchodzą do repertuarów wielu grup wokalnych regionu. Niestety, w magazynie są traktowane marginalnie, bądź wręcz nieobecne. Wielokrotne próby rozmów z redaktorami i propozycje pozostawały bez echa.

Upominamy się o sprawiedliwe traktowanie wszystkich nurtów muzycznych regionu, a zwłaszcza tych, które wypływają z jego kulturowej specyfiki i oddają pełnię piękna języka kaszubskiego, zgodnego z jego tradycją i teraźniejszością starannie pielęgnowaną przez współczesnych twórców i znawców kaszubszczyzny.

Pod pismem podpisali się: Tadeusz Dargacz – kompozytor, kierownik zespołu „Koleczkowianie”, Wacław Kirkowski – kompozytor, autor tomu „Le z tobą bëc”, Edmund Lewańczyk – poeta i kompozytor, kierownik zespołu „Redzanie”, Henryk Musa – poeta, członek Stowarzyszenia Autorów Polskich, Eugeniusz Pryczkowski – poeta, członek Związku Literatów Polskich i ZAiKS i Jerzy Stachurski – poeta i kompozytor, członek ZLP i ZAiKS.

Pierwszą informację o tym fakcie podano na portalu „Gazeta Kaszubska”. Stąd przeniesiono ją na łamy portalu „Nasze Zasoby”, dawniej znanego z napastliwych ataków na różne osoby. Po zmianie moderatora sytuacja zmieniła się na lepsze. Ukazało się tam jednak znów kilka komentarzy nie wznoszących nic do dialogu, poza tradycyjną zjadliwością, typu: Wiadomo że to chodzi o GENIALNE utwory GENIALNEGO autora, członka Rady Języka Kaszubskiego, jedynego PRAWDZIWEGO następcy pokoleń kaszubskich tfurców. Lista sygnatariuszy nie jest długa. To rodzina i współpracownicy! Ten „ambitny” tekst podpisany jest pseudonimem „lorbas”. Oczywiście, nikt rozsądny nie zwraca nawet uwagi na tego rodzaje frustracyjne wypowiedzi anonimów nie mających szacunku ani do innych, ani do siebie, skoro nie potrafią się podpisać. Ten przykład jednak dobrze charakteryzuje poziom portalu sprzed miesięcy, kiedy to zajadle atakował telewizyjny program „Rodnô Zemia”, dlatego go przytaczamy.

Za sprawą portalu sprawą zainteresowała się red. Anna Cupa. Tak temat przeniósł się do programu „Tedë jo”. Wypowiadali się w nim trzej z sześciu sygnatariuszy pisma Dargacz, Stachurski i Pryczkowski oraz Leszek Szmidtke i Tatiana Kuśmierska – redaktorzy audycji „Na bôtach i w bòrach”, a także telefonicznie przedstawiciel zespołu „Bubliczki”. Dla niewtajemniczonych należy wyjaśnić, że konfrontacja opinii była efektem montażu, nie bezpośredniego spotkania. Stąd też różne były poziomy ekscytacji rozmówców. Sygnatariusze pisma mówili spokojnie, podkreślając ważność problemu, oponenci zaś wyraźnie nerwowo i często daleko od tematu.

Głównym wątkiem poruszonym w piśmie była kwestia języka kaszubskiego. Niestety, zarówno red. Cupa, jak i redaktorzy radiowi całkowicie pominęli tę najważniejszą kwestię. Trudno się dziwić. Trzeba by przeanalizować język stosowany w piosenkach, np. zespołu „Bubliczki”. Nie jest to nawet język gwarowy – południowokaszubski. Jest to polszczyzna zaledwie okraszona fonetyką i leksyką kaszubską. W efekcie radio nagminnie emituje piosenki, które utrwalają gwarowy status języka kaszubskiego, a raczej ukazują, że kaszubski jest zepsutą polszczyzną. Wracamy więc do tego, co było bardzo popularne w czasach socrealizmu. Znacznie lepszy język prezentuje Damroka (tu wielki plus, dlatego że jeszcze na płycie „Kòmpanija wãdzëbôków” był on bardzo mierny). Niestety, literacka jakość jej tekstów jest wielce wątpliwa, a już zwłaszcza nokautuje słuchaczy fragment: „Jidã do wëchódkù, bò móm wszëtkò w slôdkù”. Ciekawe, że ten passus jest najbardziej zrozumiały, no i ciekawe, że ten utwór nagminnie puszczany jest zarówno w Radiu Gdańsk, jak i Radiu Kaszëbë (tu nawet kilka razy dziennie). Łatwo sobie wyobrazić, do czego sprowadza się kaszubszczyznę w oczach słuchaczy spoza regionu, niekoniecznie nam przychylnych. Szkoda, że te kwestie zostały pominięte w wypowiedziach radiowców.

Tymczasem próbowali oni zepchnąć dyskusję na zupełnie inne tory. Szczególnie nie popisał się skądinąd znany i zasłużony red. Leszek Szmidtke, który zasugerował, że autorom pisma zależy wyłącznie na tantiemach (chyba, że ten wątek sztucznie wywołała redaktor „Tedë jo”?). Natychmiast ripostował Jerzy Stachurski, kompozytor i kierownik muzyczny Teatru Miniatura, członek rzeczywisty Związku Autorów i Kompozytorów Scenicznych i Związku Literatów Polskich. Jest to osoba, która w życiu napisała grubo ponad sto muzyk teatralnych, czyli blisko 3000 utworów, które przeszły próbę sceny w kilkudziesięciu teatrach całej Polski. Były one prezentowane m.in. w Hiszpanii, Rosji (w Moskwie w słynnym na cały świat Teatrze Obrazcowa), Meksyku, Serbii, Pakistanie. Pisanie piosenek kaszubskich traktuje, jako realizację swej misji. Jest przecież Kaszubą, bardzo oddanym sprawom Małej Ojczyzny. W odpowiedzi podał, że za dziesięć lat emisji jego piosenek w audycji „Na bôtach i w bòrtach” otrzymał 150 zł (słownie: sto pięćdziesiąt zł).

 

fot. E. Pryczkowski: "Młodzëzna" na Jarmarku Gryfitów w Słupsku

– Takie insynuacje są niedorzeczne. Służą tylko oddalaniu tematu od rzeczywistych problemów – stwierdził Stachurski, który jest ponadto dyrektorem Zespołu Szkół w Czeczewie.

Należy w tym miejscu dodać, że przez wiele lat redaktorzy audycji „Na bôtach i w bòrach” w ogóle nie wykazywali piosenek autorstwa duetu Pryczkowski – Stachurski pisząc, że jest to muzyka ludowa. Te fakty łatwo można sprawdzić porównując archiwalne audycje z wykazami dostarczanymi do ZAiKSu. Jest to fatalny przykład traktowania autorów kaszubskich piosenek.

Niestety, podobnie potraktowane zostały treści poruszone w piśmie do prezesa Radia Gdańsk. Nie było w nim wcale mowy o zespołach „Prôwda” i „Spiéwné kwiôtczi”, tymczasem red. Tatiana Kuśmierska przywołała je podkreślając, że prezentują niski poziom. Na łamach „Gazety Kaszubskiej” mowa była o „Prôwdzie” i „Czad”. Są to laureaci Grand Prix niejednych konkursów muzycznych. Dla radiowców jednak ich poziom jest niewystarczający. Należy zaznaczyć, że oba zespoły śpiewają w pięknej literackiej kaszubszczyźnie. Tymczasem o „Spiéwnëch kwiôtkach”, które zdaniem Kuśmierskiej nie nadają się do emisji, nikt nie mówił. Skoro jednak zespół został wywołany, to przypomnijmy, że jest to laureat wielu konkursów wokalnych. Niejeden raz zdobywał pierwsze miejsca. Między innymi Tatiana Kuśmierska była wśród jurorów Festiwalu „Współczesne aranżacje” w Bytowie, gdzie „Spiéwné kwiôtczi” zdobyły I miejsce.  Skąd taki zwrot w ocenie tego zespołu? Czyżby dlatego, że autorem większości piosenek jest Pryczkowski i Stachurski, a może dlatego, że w zespole śpiewa córka tego pierwszego, no i w ogóle, że zespół jest z Banina. Podobnie rzecz dzieje się w przypadku grupy „Młodzëzna”. Także ta grupa śpiewa wyłącznie nowe utwory. Wśród solistek jest Iga Fierka – laureatka „Szansy na sukces”, jedna z najbardziej utalentowanych kaszubskich wokalistek ostatnich lat. Jednak, widocznie dla radiowców zespół prezentuje niski poziom, gdyż nigdy nie zagościł w audycji „Na bôtach i w bòrach”, mimo bezpośrednich rozmów i deklaracji ze strony red. Leszka Szmidtke. Gdzie zatem tkwi faktyczna przyczyna dyskryminacji „Młodzëznë”? Nietrudno się domyślić.

Podobnie rzecz ma się w przypadku nowej płyty „Piãkné Kaszëbë” nagranej przez zespół „Koleczkowianie”. W 2010 roku odbyła się piękna promocja, płyta przyjęta została owacyjnie. Są na niej w większości nowe utwory. Mimo osobistych starań kierownika zespołu Tadeusza Dargacza, żadnego z utworów nie emitowano na antenie radia. W tym przypadku przyczyną jest ogólny dystans radiowców wobec kaszubskiego ruchu folklorystycznego. Problem jest jednak bardziej złożony. Kiedyś bardzo trafnie ocenił go Wojciech Bieszk, młody Kaszuba, również zajmujący się muzyką, z wykształcenia prawnik, świetnie wpisując się w myślenie osób decydujących o charakterze muzyki emitowanej w „Na bôtach i w bòrach”, a także w Radiu „Kaszëbë”: Młodzi Kaszubi są studentami z Miasta albo owymi miastowymi chcą być i realna kaszubskość znajdująca swój wyraz w pekaesie i małej wiejskiej parafii jest rzeczywistością od której uciekają, bowiem wiedzą, że w tym Mieście takie rzeczy są wyśmiewane. Aby nic im tej wstydliwej ich zdaniem rzeczywistości nie przypominało, najchętniej zlikwidowaliby Rodną Zemię a z Bôtów i Bòrów wyrzucili muzykę ludową (co notabene chyba się już stało).” Niestety, Bieszk okazał się nazbyt dobrym prorokiem, gdyż zniknęła już „Rodnô Zemia” z anteny i to być może na zawsze, o czym szerzej w innym artykule.

 

fot. E. Pryczkowski: "Spiéwné kwiôtczi" zajęły I miejsce w Bytowie

Tymczasem właśnie dla wielu z osób, o których pisze Bieszk, ten program stał u początku kaszubskiej drogi. Paradoksalnie, również wielu z nich stykało się z folklorem w dawniejszych latach. Dziś odcinają się od jednego i drugiego stawiając jeszcze niedawno znak równości pomiędzy „Rodną Zemią” i folklorem, gdy tymczasem właśnie ten program pierwszy przecierał drogę do współczesnej muzyki kaszubskiej realizując mnóstwo teledysków i lekcje języka kaszubskiego dla dzieci z wykorzystaniem nowych piosenek. Niegdyś redaktorzy programu byli nawet za to krytykowani przez animatorów folkloru. A dziś wszyscy oni ustawieni są w jednym szeregu przez radiowców i aktywnych uczestników portalu „Nasze Zasoby”. Próbują wręcz uczynić z duetu Pryczkowski – Stachurski rzeczników folkloru i jedynych inicjatorów listu artystów w sprawie muzyki, gdy tymczasem jest ich faktycznie znacznie więcej. Są nimi także Tadeusz Dargacz z Bojana i Edmund Lewańczyk z Żukowa wraz z małżonką, i Regina Szczupaczyńska z Lęborka, Irena Warmowska z Sierakowic, dr Benedykt Karczewski z Kościerzyny, poeta i kompozytor Jerzy Łysk z Pucka, Franciszek Kwidziński z Kartuz, poeta Henryk Musa – laureat „Skry Ormuzdowej”, Jerzy Nacel i Teresa Subocz z Gdańska, Teresa Kopania z Pruszcza Gdańskiego i wielu innych.

– Członkowie zespołu mnie nieustannie pytają, dlaczego nasze piosenki nie lecą na antenie kaszubskich programów – wyznaje Dargacz stając w imieniu całego zespołu.

Dziwne, że jeszcze przed kilkoma laty piosenki w wykonaniu zespołów folklorystycznych były emitowane. Teraz wcale. Taki stan może istnieć chyba tylko na Kaszubach. Górale i Ślązacy nie znają takich problemów w ogóle. Po prostu tamci animatorzy kultury by na to nie pozwolili. A przecież kaszubski ruch folklorystyczny jest bardzo rozwinięty. Mówi się, że istnieje około stu zespołów ludowych. Jednak ruch ten nie ma swojej reprezentacji. Nie potrafi nawiązać partnerskiego dialogu ze stacjami nadawczymi. Wydawane są co rusz nowe płyty. Ostatnio ukazały się płyty „Lewina” z Lęborka, „Redzan”, „Rumian” i innych. Na antenie nie ma nawet wzmianki o nich, nie mówiąc już o wyemitowaniu choćby fragmentu utworu. Problem ten jest często poruszany w prywatnych wypowiedziach liderów grup oraz słuchaczy. Jednak na szerszym forum wypowiedzieli się dotychczas tylko Dargacz i Lewańczyk. Być może niektórzy po prostu się boją. Przed kilkoma laty uczynił to Franciszek Kwidziński na łamach „Nordy”. Wówczas internetowe fora aż huczały odsądzając od czci tego zasłużonego animatora kultury kaszubskiej. Od tego czasu Kwidziński milczy.

Znając dotychczasowe doświadczenia to pewnie i tym razem dyskusja – o ile w ogóle jakaś zaistnieje – skoncentruje się na osobistych niechęciach skierowanych w prywatne osoby, jak uczynił to przywołany na początku „lorbas”. A może jednak jest jeszcze jakaś siła w społeczności kaszubskiej, która – jak zawsze bywało – czerpie ją z korzeni pielęgnując rodzime wartości, pogłębia znajomość swego języka i zachowuje swą bogatą tradycję dla następnych pokoleń, a nie niczym torpeda niszczy przeszłości ołtarze samemu nie mając dokładnie nic w zamian.

Eugeniusz Pryczkowski, Jerzy Stachurski

3 KOMENTARZE

  1. Bardzo obszerny i słuszny w swej treści artykuł. Przykre jest, ze media tak drastycznie zamknęły się na wspomniane gatunki muzyczne. Pozostaje mieć tylko nadzieje ze sytuacja muzyki kaszubskiej (w tym także prężnie działającego folkloru) ulegnie zdecydowanej poprawie. Bardzo proszę dyrekcje rozgłośni radiowy tudzież tv by jednak spojrzeli szerzej na rynek muzyczny i pozwolili by dotychczas niedoceniani przez nich artyści poczuli wiatr w żaglach swojej, jakże bogatej i bardzo często – znakomitej twórczości.
    Pozdrowienia dla Was, kochani radiowcy prezenterzy, dziennikarze, słuchacze i widzowie.

  2. Dawno nie czytałem równie kuriozalnego tekstu! Nie ma w nim chyba zdania, z którego nie wyzierałaby frustracja. Aż chciałoby się zacytować fragment dziełka Marka Tercza: „… a w ogóle to świat mnie nie rozumie / i jednostki nie potrafi znaleźć w tłumie…” Skoro twórczość podpisanych pod tekstem panów jest taka wybitna, to powinna obronić się sama. Dziwi tylko fakt, że autorzy nie mają tej świadomości choć – jak wnoszę z międzywiersza – lat na osiągnięcie mądrości i równowagi im nie brakuje. Przeciwnie – czytając odnosi się wrażenie, że to ambitni, w miarę wykształceni, ale nie wiedzący jeszcze czego chcą młodzieńcy… usiłujący „ugryźć starych”. Z drugiej strony niepokoi jednotorowość w myśleniu o języku i kulturze – ujmując rzecz w dużym skrócie: „wszyscy kaszubscy twórcy mają się bezwględnie podporządkować się zamkniętym formom językowym i odnosić wyłącznie do tradycji!” Wyznacznikiem tego będzie lista nagrodzonych na festiwalu w Bytowie (a jak w Bytowie się nie uda, to w Luzinie) To już nawet nie kuriozum w świecie sztuki, to na nią zamach! Zaściankowość przekraczająca wszelkie granice, choć – gdybyśmy mieli rzecz potraktować z matematyczną logiką … nieprzekraczająca żadnych granic… Nawet komuniści byli bardziej tolerancyjni.
    Znam tylko jeden przypadek z okolic świata sztuki, który w miarę adekwatnie oddaje stanowisko osób podpisanych pod artykułem. W latach 70-tych i 80-tych odbywał się w Katowicach ogólnopolski konkurs teatralny, recytatorski i poezji śpiewanej „O śląską paproć”. Jury pracowało tam w sposób… niebywały! Po każdej otóż prezentacji jurorzy podnosili – jak na zawodach sportowych – tabliczki z liczbą punktów…
    Trwało to trochę, ale w końcu Ślązacy zrozumieli, że nie tędy droga…
    Na zakończenie pozwolę sobie przypomnieć szanownym autorom, że język i kultura, które nie rozwijają się – umierają. Podobnie jak artysta, który nie podejmuje nowych wyzwań. Uderzcie się w piersi i zapytajcie siebie – czy przypadkiem świat już Was nie wyprzedził. Łatwiej przyjdzie odpowiedź na pytanie, dlaczego w 21-wiecznym radiu nie chcą puszczać 19-wiecznych utworów, a chętnie puszczają 21-wieczne, które inspiracji szukają w wiekach wsześniejszych.

  3. 24 – 26 września odbył się w Kielcach IX Kongres Regionalnych Towarzystw Kultury. W Kongresie wzięła udział blisko 250-osobowa rzesza przybyłych z Polski, a także z zagranicy ( Litwa, USA) uczestników.Kongres kultury niezależnej – takim mianem można określić IX Kongres, który obradował pod hasłem ” Od dziedzictwa ku przyszłości”. Zastanawiano się nad problemami edukacji regionalnej, współdziałaniem samorządów z lokalnymi towarzystwami regionalnymi, rolą nauki w służbie regionu, problemami ochrony krajobrazu i środowiska, znaczeniem kultur mniejszości narodowych, matecznikami małych ojczyzn, muzeami jako miejscami pracy regionalisto, literaturą małych ojczyzn i jej wartościami patriotycznymi, korzeniami polskiego regionalizmu.
    Dyskutanci zwracali uwagę na brak zainteresowania władz centralnych problematyką kultury regionalnej. W wielu przypadkach również władza samorządowa nie podejmuje współpracy z lokalnymi organizacjami, czy stowarzyszeniami kulturalnymi. Wikizródeł takiej niechęci upatrywano we wszechogarniającej komercjalizacji życia, co jednak nie powinno mieć przełożenia na kulturę. Ta bowiem, skomercjalizowana, przestaje być niezależną.
    Zaangażowanie uczestników w ochron naszego dziedzictwa narodowego, jak wynikało z ich wystąpień, było ogromne, co może napawać optymizmem, mimo rzucanych im często pod nogi ogromnych kłód. Świadczy o tym fakt, że w żadnym ogólnopolskim programie telewizyjnym nawet nie wspomniano, że taki Kongres się odbył. Widocznie dlatego, że był to Kongres kultury niezależnej. Spotykam się z rożnymi regionalistami, działaczami kultury. Wszyscy mówią jednym głosem – jest ciężko, nie zawsze własnym sumptem można coś zorganizować.Henryk Musa

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.