Mimo, że wyjazd zatytułowany był bardzo podniośle, jako „praktyka naukowa” to właśnie w praktyce polegał na wysłuchaniu dwóch wykładów oraz zwiedzeniu dwóch fabryk. Resztę czasu przeznaczaliśmy na plażowanie i kąpiele w Dnieprze, drobny, ale jakże opłacalny handelek i życie towarzyskie, również z zaprzyjaźnionymi kijowianami, których imiona do dziś pamiętam. A byli to: Natasza, Tamara i Sierioża. Nocnym, sypialnym pociągiem przetransportowani zostaliśmy do Leningradu z którego zapamiętałem białe noce, zwodzone mosty, wspaniałe obrazy najwybitniejszych malarzy, m.in.: Rembrandta, Rubensa, Leonardo da Vinci, Rafael, znajdujące się w Ermitażu oraz przepłynięcie wodolotem po Zatoce Fińskiej do Peterhofu, czyli letniej rezydencji Piotra I, z której w pamięci pozostały mi wymyślne fontanny, w liczbie stu pięćdziesięciu, rozmieszczone we wspaniałym ogrodzie zbudowanym na wzór Wersalu.
Nie będę silił się na szczegóły związane z podniosłą, ale i dramatyczną historią tej 5,5 milionowej metropolii. Chcę natomiast podzielić się kilkoma impresjami jakie pozostawiła ta kilkudniowa, wyłącznie turystyczna, wizyta, w zacnym gronie amatorskich miłośników kultury i sztuki. Czynię to tym bardziej, że rodaków pośród wielotysięcznej rzeszy turystów „tyle co kot napłakał” w przeciwieństwie do Chińczyków, Japończyków, Niemców, Włochów i Francuzów, których na każdym kroku było widać i słychać.
Samo powstanie tego miasta robi wrażenie. Piotr I, zwany też Wielkim, po odbytej incognito słynnej podróży do Holandii i Anglii postanowił wybudować gród u ujścia Newy na rozległych trzęsawiskach, aby wyrwać na stałe te tereny z rąk Szwedów oraz aby wybudować port i stocznię, gdyż Rosja na przełomie XVII i XVIII wieku nie dysponowała żadną flotą morską. Za datę założenia Petersburga przyjęto 27 maja 1703 roku, więc jak raz na 315 rocznicę trafiłem. W budowanie miasta w tak trudnych warunkach geologiczno-przyrodniczych, rozłożonego na 40 wyspach, zaangażowanych było setki tysięcy zmuszonych do niewolniczej pracy chłopów, z których tysiące umarło z wyczerpania, nawiedzających chorób, niedożywienia. Pracami kierowali wybitni urbaniści i architekci ściągnięci z Europy Zachodniej.
Dzisiejszy Petersburg, zwany też Wenecją Północy, może z całą pewnością aspirować do roli światowej metropolii. 400 mostów łączy obydwa brzegi Newy ( w tym 19 zwodzonych, aby większe jednostki mogły wpływać do portu) oraz liczne kanały przecinające miasto, które służą też jako drogi wodne dla ludzi i towarów. Wszystkie wodne szlaki są uregulowane, a wielka zapora chroni Petersburg przed powodziami, które przed jej wybudowaniem były przekleństwem mieszkańców.
Wspaniałe katedry pod wezwaniem św. Izaaka oraz św. Piotra i Pawła budzą podziw. Ponowna wizyta w Ermitażu gromadzącego najwybitniejsze dzieła malarstwa, rzeźby, sztukaterii, mebli jeszcze raz zachwyciła. Najdłużej zatrzymałem się przy „Zdjęciu z Krzyża” Rembrandta na którym gra świateł i autentyzm przeżyć ukazanych na twarzach poszczególnych postaci stają się niezapomnianymi. Poza tymi obiektami dotarłem do gustownego muzeum F. Dostojewskiego; muzeum Faberge gromadzącego słynne pisanki wielkanocne wykonywane na zamówienie carów, a także wspaniałe precjoza sztuki jubilerskiej; pałacu Jusupowych, ówczesnych oligarchów pochodzenia tatarskiego, w którym podstępnie zamordowany został Rasputin; teatru Maryjskiego w którym obejrzałem słynne baletowe przedstawieni „Raymonda” oraz do trzech zabytkowych stacji metra, które kazał wybudować Stalin w dzielnicy robotniczej, aby zwycięska klasa też miała swoje pałace, tylko, że podziemne.
Poza Petersburgiem udało się dotrzeć do Pawłowska gdzie latem rezydował car Paweł I i Carskiego Sioła z monumentalną aczkolwiek kiczowatą letnią rezydencją zbudowaną przez carycę Elżbietę, która nie zdążyła w niej zamieszkać, korzystała z niej natomiast Katarzyna II, oraz po latach jeszcze raz do Peterhofu, zwanego też Pietrodworcem, z cudownie położonym pałacem z którego rozpościera się wspaniały widok na Zatokę Fińską.
Osobnego komentarza wymaga współczesna ulica Petersburga po której przewalają się tysiące ludzi, w dużej liczbie młodych, ubranych tak jak my z samochodami takich samych marek jak u nas, z restauracjami i kawiarniami serwującymi smaczne posiłki. Nocną porą Newski prospekt przypominał mi Time Square w Nowym Jorku.
Snując refleksję nad Petersburgiem nie można pominąć jego bolesnej historii z okresu ostatniej wojny kiedy trwała prawie trzyletnia blokada miasta, którą Niemcy zastosowali w celu zdobycia go głodem i chłodem. Pociągnęła za sobą bez mała milion osób skazanych na życie i śmierć w nieludzkich warunkach. Po takich przeżyciach hasło: „nigdy więcej wojny” jest bardziej zrozumiałe, chociaż ciągle nie dla wszystkich.
Petersburg jest najbardziej „zachodnim” pośród rosyjskich miast. To czuje się na ulicy, w metrze, w teatrze, w odwiedzanych zabytkach. Budowali go wybitni Włosi, Francuzi, Holendrzy. Jednocześnie temu zachodniemu klimatowi i tęsknocie za nim towarzyszy nie tylko historia, ale i współczesność samodzierżawia, politycznych, skrytobójczych zabójstw, imperialnych podbojów, zniewalania innych narodów. I tak postrzegam ten klincz w którym Rosja od wieków znajduje się i z którego nie może się wyrwać. A bez Rosji trudno mówić o trwałym światowym pokoju i budowaniu Europy od Atlantyku po Ural. Zamrożone de facto od kilku lat polityczne stosunki polsko-rosyjskie też nie pomagają, ani Polakom, ani Rosjanom. Czy tak już będzie zawsze?
Jan Król, 06.06.2018.