Tym razem inne zdanie, chociaż napawające smutkiem, powinno też przejść do historii. Otóż profesor Andrzej Zoll, jeden z najwybitniejszych polskich prawników, były Rzecznik Praw Obywatelskich, były Prezes Trybunału Konstytucyjnego powiedział kilka dni temu, też w telewizji, że Polska jako „demokratyczne państwo prawa” przestała istnieć. Nawiązał w ten sposób do całkowitego ubezwłasnowolnienia Trybunału Konstytucyjnego poprzez serię działań prezydenta i premierkę, inspirowanych przez Jarosława Kaczyńskiego, sprzecznych  z Konstytucją oraz do paraliżu prac parlamentu przez nieodpowiedzialne decyzje marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego (bezpodstawne wykluczenie posła M. Szczerby z obrad oraz niedopuszczenie do zadawania pytań podczas głosowania ustawy budżetowej).

Tego jeszcze nie było w historii naszej wciąż młodej, współczesnej demokracji. Postawienie się władzy ponad prawem oznacza bowiem zmierzanie ku rządom autorytarnym. A smutek jest tym większy, iż w tym celu wykorzystywany jest społeczny mandat uzyskany od 19% uprawnionych do głosowania. Takie zachowania władzy zrodziły naturalny sprzeciw opozycji parlamentarnej i ogromnej części społeczeństwa. Wezwani przez posłów opozycji mieszkańcy stolicy udali się licznie pod siedzibę prezydenta, Sejmu oraz Trybunału Konstytucyjnego, aby zaprotestować przeciwko rządom bezprawia. W wielu innych miastach też doszło do spontanicznych protestów. Po wątpliwych regulaminowo obradach rządowej części posłów w Sali Kolumnowej, do której zostały przeniesione z powodu okupowania Sali głównej przez opozycję, manifestujący próbowali zablokować wyjazd rządzących z Sejmu.  Doszło do przepychanek i pyskówek. Dnia następnego rząd przysłał wzmocnione oddziały policji, rzekomo dla ochrony budynków parlamentu, których nikt nie atakował. Była to po prostu zwykła demonstracja siły. Pojawiła się absurdalna teza J. Kaczyńskiego o próbie dokonania puczu.

Przypominam sobie prace parlamentu z grudnia 1989 roku. Wtedy też pracowaliśmy nocą. Ale po to, aby usankcjonować w konstytucji Polskę jako niepodległe i demokratyczne państwo prawa, aby wprowadzić od 1 stycznia 1990 roku pakiet ustaw stawiających gospodarkę z głowy na nogi, aby przywrócić godność wszystkim obywatelom. Dzisiaj dokonywana jest na naszych oczach, na szczęście przy obywatelskim sprzeciwie, dewastacja tej drogi, którą dotychczas podążaliśmy i za co byliśmy szanowani, a nawet podziwiani i naśladowani, w niektórych rozwiązaniach, przez inne kraje.

 Niestety polityka PiS-u ma swoich wyznawców wśród około 20% Polaków, a w niektórych sprawach, np. stosunku do uchodźców, aż 75% respondentów podziela stanowisko rządu. Interesujący Raport Fundacji Batorego zatytułowany: „Polacy wobec UE: koniec konsensusu”, z którym miałem się okazję ostatnio zapoznać wskazuje, że to prawie 80%-we poparcie dla naszego członkostwa w UE, z którego jesteśmy dumni, posiada jednostronnie interesowny charakter. Chodzi głównie o pieniądze, które szerokim strumieniem popłynęły i płyną na polską ziemię. Ale już w przypadkach  gdy trzeba uszanować system wartości czy wprowadzić rozwiązania do których akcesję zgłosiliśmy, takich jak chociażby uszanowanie trójpodziału władzy, wprowadzenie EURO, prowadzenie wspólnej polityki zagranicznej czy obronnej, nie mówiąc już o dramatycznym problemie uchodźców, to mocno daje znać o sobie nastawienie ksobne, egoistyczne, ksenofobiczne. I chociaż nie ma jeszcze mowy o Polexicie to smuci, że aż 27 % respondentów w wieku 18-29 lat, taką możliwość bierze pod uwagę. Czy jednak w związku z tak sceptyczną wobec UE polityką nie należy brać pod uwagę wariantu w którym to UE zacznie opuszczać Polskę? – zapytują autorzy. Raport mówi o postawie „otwartej” i „zamkniętej” wśród Polaków. I te dwa typy postaw prawie się równoważą. A jedna trzecia  obywateli nie ma na ogół własnego zdania w wielu kluczowych sprawach. Obóz aktualnej władzy odwołuje się do tych „zamkniętych” na świat, nowoczesność, wiedzę, poczucie solidarności z innymi, podszytych lękami i podatnością na wszelakie spiskowe teorie obywateli i cynicznie ich wykorzystuje sięgając do zwykłe korupcji (500+, obniżenie wieku emerytalnego, minimalna płaca), w walce o utrzymanie władzy. Ostatnio prezes Kaczyński zadeklarował, że jest nawet gotów na spadek wzrostu gospodarczego byle jego wizja Polski (?) zwyciężyła. Szczują więc na inaczej myślących, podtrzymują absurd smoleńskiego zamachu, próbują zastraszyć opozycję karną odpowiedzialnością. A w ramach pańskiej łaskawości proponują opozycji wybór swojego lidera oraz możliwość układania porządku co piątego posiedzenia Sejmu. Toż to kpina i rozbój w biały dzień. Stąd jeden krok do tzw. koncesjonowanej opozycji, znanej z PRL, a więc takiej na którą władza zezwala.

Posłowie PO i „Nowoczesnej” podjęli trudną i ryzykowną decyzję nie opuszczania plenarnej sali  Sejmu do 11 stycznia, a więc do dnia zapowiedzianego przez marszałka pierwszego posiedzenia w nowym roku. Tym rozpaczliwym gestem chcą wymusić powtórzenie kolumnowego posiedzenia na którym kadłubowy Sejm uchwalił m.in. budżet państwa. Co więcej, coraz więcej ujawnianych faktów poddaje w wątpliwość legalność tych obrad. Gdyby PiS miał wolę zażegnania obecnego konfliktu to cofnąłby się o krok, tak jak uczynił to w przypadku forsowania ograniczenia dziennikarzy w relacjonowaniu parlamentarnego życia, choć jeszcze nie wiadomo na ile szczerze. Ale jeśli będzie szedł na zwarcie jak choćby w przypadku TK czy likwidacji gimnazjów, to sytuacja polityczna będzie się zaostrzać i to z powodów wyłącznie prestiżowych. Czyż nie szkoda kraju i dorobku jego mieszkańców? Nadzieja w tym, że opinia publiczna przesuwać się będzie w kierunku postaw „otwartych”,  co musiałoby być potwierdzone wpierw w sondażach, a potem przy urnie wyborczej. I nad tym warto pracować. I tego należałoby sobie życzyć w nadchodzącym, już 2017 roku.

Jan Król, 27,12.2016.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.