Gdyby to było takie oczywiste to przecież pani Wrzesińska-Żak nie powinna w ogóle objąć stanowiska dyrektora miejskiego szpitala gdyż gabinet (notabene dermatologiczny, a takiej specjalności szpital nie prowadzi) posiada od 2001 roku, i nigdy tego nie ukrywała, a funkcję dyrektora sprawowała od lat czterech. Ale jak to zbyt często bywa w naszym (i pewnie nie tylko) kraju prawo w tym przypadku jest niejednoznaczne i prawnicy prezydenta Poznania nie widzieli przeszkód, aby pani dyrektor mogła równolegle do sprawowanej funkcji mieć swój gabinet. Dlaczego jednak przez 4 lata agenci CBA tej, ich zdaniem, nieprawidłowości nie dostrzegli? Interesujące dlaczego w tym właśnie momencie wkroczyli do akcji? A dlaczego np. dyrektor szpitala klinicznego, podległego Ministerstwu Zdrowia, nie jest traktowany jako funkcjonariusz publiczny i gabinet prywatny od wielu, wielu lat prowadzi?

Znowu mamy do czynienia z sytuacją kiedy w zupełnym oderwaniu od merytorycznej oceny pracy szefa ważnej placówki dochodzi do jego odwołania na podstawie zróżnicowanej i wątpliwej oceny prawa. Prawnicy prezydenta Grobelnego nie parafowali decyzji o odwołaniu. Nie mnie oceniać, którzy znawcy prawa mają rację. Rozstrzygnięcia dokona Sąd Pracy do którego odwołała się pani dyrektor. Rzecz polega w niepewności prawnej w której znajduje się wiele osób sprawujących odpowiedzialne stanowiska. I źle się dzieje, że w takim przypadku to policja antykorupcyjna decyduje kto może, a kto nie może pełnić określone funkcje.

Ale dość marudzenia o bolączkach naszej rzeczywistości. W końcu wydarzyło się coś interesującego na polskiej scenie politycznej. Janusz Piechociński pokonał, wydawałoby się niezatapialnego, Waldka Pawlaka w walce o stanowisko prezesa PSL. Kiedy bez mała rok temu miałem okazję przypadkowo jechać pociągiem z Januszem do Krakowa, przegadaliśmy całe 2,5 godziny. Opowiedział mi wówczas w szczegółach jaki ma plan zawalczenia o głosy delegatów. Z jego pogłębionych analiz wynikało, że nie jest bez szansy. Działacze terenowi są niezadowoleni z sytuacji – mówił. Szczególne pretensje mieli do Pawlaka o potężne zadłużenie partii spowodowane błędami w rozliczeniu jednej z kampanii wyborczych. Odwlekanie spłaty Skarbowi Państwa długu poskutkowało podwojeniem się o odsetki wielomilionowego zobowiązania. Dodatkowo członkowie PSL-u potrzebowali świeżego powietrza. Uważali, że występuje dysproporcja pomiędzy faktyczną siłą partii i jej zakorzenieniem w społeczeństwie, a osiąganymi wynikami wyborczymi.

Dziennikarze i politycy lekceważyli plany Piechocińskiego. Bardziej stawiali na start w wyborach Marka Sawickiego, ówczesnego ministra rolnictwa, mimo iż sam nie deklarował chęci walki o stołek prezesa. Błąd Pawlaka polegał między innymi na tym, że bardziej obawiał się Sawickiego i chyba na rękę była mu tzw. afera nagraniowa, w wykonaniu Wł. Serafina, w rezultacie której stracił ministerialną tekę. A to chyba wzmocniło Piechocińskiego, którego poparli, jak mniemam, zwolennicy Sawickiego.

Jednak główna zasługa przypada Januszowi Piechocińskiemu, który wykonał gigantyczną pracę organizacyjną i merytoryczną, aby przekonać do siebie większość uczestników sobotniego, XI Kongresu. Dał tym samym przykład w jaki sposób należy uprawiać politykę. Ta zmiana oznacza, że PSL przesuwa się w kierunku partii ogólnonarodowej i nowocześniejszej, co było dotychczas jej słabością. Jak w tej roli odnajdzie się nowy prezes? Zobaczymy! Ale życzę mu sukcesu.

Jan Król, 18.11.2012.

1 KOMENTARZ

  1. i może nie powinna objąć stanowiska ? a czy to jakaś nowość, że się stanowiska u nas rozdaje uznaniowo a nie wg profesjonalizmu ???

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.