To już 30 lat minęło. Ostatni raz widzieliśmy się podczas I Komunii Marty na którą przyjechali moi rodzice. W kilkanaście dni po tej uroczystości, około 3 nad ranem zadzwonił telefon, poprzez który szwagier poinformował mnie, że tato nie żyje. Nie pytając o szczegóły wsiadłem do samochodu i popędziłem ze ściśniętym gardłem i ze łzami w oczach. Po 3,5 godzinie byłem w rodzinnym Mielcu. Wówczas dowiedziałem się o szczegółach śmierci. Tato był na brydżu u swojej siostry gdyż zwykle gdy przyjeżdżali siostrzeńcy oddawali się tej rozrywce, którą lubił i nieźle grał w brydża i w szachy. Były to bowiem zajęcia, którym trochę czasu poświęcali oficerowie II Korpusu w przerwach pomiędzy kolejnymi bitwami. Wracając piechotą do domu przed północą nie dotarł tym razem do oczekującej go, z coraz większą niecierpliwością, mamy. Upadł tuż przed klatką schodową doznając wylewu (wcześniej przeszedł zawał). Wyglądający przez okno sąsiad zaalarmował mamę. „Dziadziu zmarł jak żołnierz na polu bitwy” - powiedziała wówczas 9-cio letnia Marta.
Przez trzy tygodnie miastem rządzić będą kupcy i artyści. W Śródmieściu Gdańska staną setki kramów i stoisk gastronomicznych. Na odwiedzających będzie czekała też Uliczka...