Spór jest prosty jak drut. Kwota roszczenia niewygórowana. Nie idzie o zabójstwo, gwałt, pedofilię, molestowanie, zuchwałą kradzież. Obie strony sporu oraz świadkowie są dostępni. Nikt nie stosuje kruczków prawnych w celu przeciągania sprawy. Rozgrzebane poddasze czeka na rozstrzygnięcie i nikt nie ma z niego pożytku. A sprawa się ciągnie i ciągnie. W międzyczasie pozywający może umrzeć, wyjechać za granicę, ciężko się rozchorować. I co? Sprawa umarłaby śmiercią naturalną, a pozwani poczuliby się bezkarni.

1 grudnia br. sędziowie podjęli protest przed Ministerstwem Sprawiedliwości oraz przed sądami okręgowymi. Kilkanaście tysięcy ludzi, zaniepokojonych sytuacją, zgromadziło się w 105 miejscowościach, aby wykazać solidarność z sędziami. Owe demonstrację są wyrazem sprzeciwu wobec trwającego od czterech lat rozmontowywania wymiaru sprawiedliwości – jego upartyjnieniu, podporządkowaniu władzy politycznej i w konsekwencji ubezwłasnowolnieniu. Bezpośrednim impulsem sięgnięcia po uliczny protest (wielu sędziów przybyło w togach) była decyzja ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry (a jakże!) degradująca sędziego Pawła Juszczyszyna z Olsztyna, któremu postawiono zarzut przekroczenia uprawnień i odsunięto od orzekania tylko dlatego, że zgodnie ze swoimi kompetencjami, jako pierwszy w kraju, powołując się na wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE, zażądał od kancelarii Sejmu, pod rygorem grzywny, w związku z prowadzonym postępowaniem, przesłania list poparcia kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa, czego to szefowa kancelarii konsekwentnie odmawia mimo wcześniejszego wyroku NSA nakazującego ujawnienie tych list. Oczywiście, że nie jest to jej decyzja tylko jej mocodawców na czele z jeszcze wszechmocnym prezesem.

Takie zachowanie ministra sprawiedliwości ukazuje z całą mocą jak daleko posunęła się dewastacja Polski jako państwa prawa.

Powstaje pytanie: na ile opisany na wstępie przebieg sprawy mojego znajomego (zapewne jednej z tysięcy) wiąże się z zawinionym przez sędziów i sądy działaniem, co niewątpliwie należałoby poprawić, a na ile z sytuacją w środowisku sędziowskim i w sądach spowodowaną bezpardonowym atakiem jaki rządzący PiS prowadzi w stosunku do sędziów?

Wiadomo, że sądy są przeciążone milionami spraw, które corocznie wchodzą na wokandę, że obsługa administracyjna i biegłych jest niewystarczająca i kiepsko opłacana, że przydaliby się sędziowie pokoju i kontradyktoryjny tryb orzekania (co też zostało zlikwidowane w ramach „dobrej zmiany”), że ciągle niedoceniany jest arbitraż pozasądowy. To wszystko powoduje nagromadzenie spraw i niezdolność do ich sprawnego osądzania. Ale na to nakłada się wojna prowadzona przez władzę wykonawczą (rząd, prezydent) oraz parlamentarną większość z sędziami. Awansowanie sędziów posłusznych, nie mających poczucia godności i przyzwoitości (okazuje się, że tacy zawsze się znajdą) oraz atakowanie tych, którzy bronią niezawisłości sędziów i niezależności sądów.

Ta polityka paraliżuje wielu sędziów, wprowadza lęk przed orzekaniem i wydłuża postępowania. Nie tędy droga do niezbędnej naprawy wymiaru sprawiedliwości.

W tym miejscu pojawia mi się porównanie z sytuacją w naszej służbie zdrowia. Wydłużające się kolejki, braki personelu, likwidacja łóżek szpitalnych (siedem tysięcy w ostatnim roku), galopujące zadłużenie szpitali. Ale dla Zbigniewa Ziobry ważniejsze jest ściganie poszczególnych lekarzy, w ramach osobistych porachunków, aniżeli naprawa systemu.

Tak dalej być nie musi, ale może o ile odpowiedzialni ludzie popierani przez odpowiedzialną część obywateli nie obejmą sterów rządu. Dlatego, doceniając wszelkie formy obywatelskich protestów, marzy mi się co najmniej półmilionowa demonstracja tej części naszego społeczeństwa dla którego wartości państwa demokratycznego i praworządnego są bliskie.

Jan Król, 2.11.2019.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.