Pałac Monbijou, Poganice, przy drodze krajowej nr 6. / www.monbijou.agrowakacje.pl

Żółte ściany, grafitowy dach i szachulcowe wieżyczki dworu w Poganicach wyłaniają  się z zieleni parku niczym zamek z Disneylandu. Aż trudno uwierzyć, że kilka lat temu był tak zrujnowany, że planowano jego wyburzenie. Wtedy jednak wydarzył się cud…

Ponad sto lat temu właściciele Poganic postanowili odmienić oblicze wsi. W 1890 r. wznieśli dla swej wygody nowy dwór oraz zabudowania gospodarcze dla 450 zwierząt. Zbudowali też  gorzelnię, która dawała pracę oraz elektrownię wodną na rzece Łupawie, która dostarczała prąd mieszkańcom (dziś mieści się tam restauracja „Nostalgia”). Gospodarstwo rodziny Eggebert miało wówczas ponad 700 ha.

W 1945 r. Niemców wysiedlono, a cały ich majątek przejął PGR. W pańskim dworze przez ponad pół wieku mieściły się biura państwowego zarządcy. Gdy w 1992 r. pałacyk opuścił ostatni dyrektor PGR-u, w ciągu kilku miesięcy złodzieje rozszabrowali całe wnętrze. Najpierw zniknęły piece, lampy i klamki, potem reszta: drzwi, okna, balustrady i wszystkie podłogi. – Po likwidacji PGR-u obiekt został kompletnie zniszczony. Oczywiście przez mieszkańców, którzy potraktowali dwór jako magazyn opału na zimę – wspomina Zdzisław Daczkowski, słupski konserwator zabytków.  Po pół roku zapadł się dach, a budynek wyglądał jak po bombardowaniu i właściwie nadawał się do rozbiórki. Potem Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa dwukrotnie oddawała go wraz z 70-hektarowym gospodarstwem w dzierżawę, ale umowy rozwiązano, a ostatni stróż uciekał w środku nocy przed uzbrojonymi w siekiery złodziejami do odległego o 20 km Lęborka. Na piechotę.

Pałac Monbijou, Poganice, przy drodze krajowej nr 6. / fot. Dorota Hryszkiewicz

 Potem przez kilka lat obiekt nieprzerwanie niszczał. W jego murach odbywały się nocne libacje, płonęły ogniska. Mieszkańcy wsi nazwali go „strasznym dworem”, a większość nawet za dnia bała się tam zaglądać.

Dama w kempingu

Dziesięć lat temu w Poganicach pojawiła się Lucyna Dziecielska, mieszkanka Wejherowa, która po wielu latach powróciła z emigracji w Niemczech. Szczupła, energiczna blondynka, jak mówią miejscowi – zawsze „wystrojona” i grzeczna. I dziwią się, co takiej młodej i atrakcyjnej kobiecie przyszło do głowy, żeby osiedlić się na końcu świata. – To była miłość od pierwszego wejrzenia. Nie zastanawiałam się długo i po prostu kupiłam ten piękny dwór wraz z parkiem, a że trzeba było wziąć go z ziemią – kupiłam całe gospodarstwo – mówi nowa właścicielka dworu.

Remont ruszył pełną parą, ale budynek przez ponad rok nie nadawał się do zamieszkania. – Zaczęliśmy od odbudowy dachu i remontu parteru, a właściwie wysokiej  piwnicy winnej, w której właśnie zamieszkałam. Przez pierwsze miesiące koczowałam w przyczepie kempingowej. Wyglądało to trochę śmiesznie, bo niby mam pałac, a nie mam gdzie mieszkać. Jednak remont zabytkowej budowli jest bardzo kosztowny i pracochłonny.

Kilka lat temu do Poganic przyjechały dwie leciwe damy z Niemiec, które odbywały nostalgiczną podróż po Pomorzu. Gdy zobaczyły Lucynę Dziecielską, jak szykuje się do snu w swym kempingu, rozpłakały się ze wzruszenia.   – Faktycznie na początku trochę się bałam, bo dwór stoi w środku czterohektarowego parku, kilkaset metrów od innych zabudowań i głównej drogi. Ale teraz śpię spokojnie. Mam trzy duże psy i broń, a poza tym często odwiedza mnie rodzina. Najważniejsze jednak, że zaakceptowali mnie mieszkańcy Poganic. Przychodzą mi z pomocą, przynoszą ziemniaki, jajka. Ja z kolei zatrudniam kilku miejscowych mężczyzn do pomocy przy remoncie dworu – mówi Dziecielska karmiąc przez kuchenne okno kucyka, który tupie kopytem w parapet i dopomina się o swoją porcję marchwi.

Kosztowne szaleństwo

Życie w Poganicach jest jednak dalekie od dworskiej sielanki. Remont pochłonął wszystkie oszczędności właścicielki, a banki niechętnie przyznają kredyty na takie „szalone” inwestycje. Tymczasem na dokończenie renowacji zabytku nadal potrzeba pieniędzy. Lucyna Dziecielska każdą zarobioną złotówkę nadal inwestuje w pałac. Po dziesięciu latach uczyniła z niego piękny, stylowy pensjonat. Swego czasu z pomocą przyszedł Wojewódzki Konserwator Zabytków, który wpisał dwór szlachecki w Poganicach na listę obiektów chronionych. – To jeden z nielicznych przypadków w naszym regionie, gdy kompletnie zrujnowany budynek udało się uratować, a nawet odtworzyć jego detale architektoniczne. To, co do tej pory zrobiła pani Dziecielska, daje nam nadzieję, że będziemy mogli cieszyć się urokiem tego zabytku. Jest to wszakże jeden z niewielu u nas przykładów tak zwanej podmiejskiej rezydencji z pocz. XX w.

2 KOMENTARZE

  1. Cudownie , ze sa takie osoby, ktore nie szczedza casu i energii aby dokonywac tak zacnych
    przedsiewziec. Czapka z glowy…. ale tak, czy inaczej – chcialbym na wlasne oczy obaczyc to przeurocze miejsce, tym bardziej, iz okolicznosci , ktore spowodowaly moje zainteresowanie byly wyjatkowo zaskakujace.

  2. Mieszkałam w pałacu w latach 1977-1981 na samej górze. W tamtym czasie pałac był wyposażony np. w piękne żyrandole, czy szafy gdańskie, fortepian. Po kilku latach odwiedziłam to, kiedyś urocze miejsce i zobaczyłam jedną , wielką ruinę. Super ,że nie zniszczono pałacu całkowicie, a teraz to miejsce znów żyje. Zal,że władze w tamtych czasach tak traktowały takie miejsca.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.