Przy wszystkich z wymienionych okazji zetrą się poglądy demokratów i autokratów, szczerych i farbowanych europejczyków, uznających obowiązującą Konstytucję i lekceważących ją, zwolenników gospodarki wolnorynkowej opartej na własności prywatnej i etatystów optujących za państwowymi monopolami, przywiązanych do wolności w kulturze i pluralizmu mediów i wspierających upartyjnienie tych obszarów, rzeczników świeckiego państwa i sympatyków państwa wyznaniowego, rozumiejących rolę silnego samorządu terytorialnego i wierzących w moc scentralizowanej władzy. Można by tę listę różnicującą Polaków, partie polityczne i przeróżne organizacje jeszcze mnożyć, ale na użytek bieżącego komentarza może wystarczy.

W ostatnią niedzielę uczestniczyłem w II Kongresie Obywatelskich Ruchów Demokratycznych na którym zebrali się przedstawiciele kilkudziesięciu organizacji, którym bliskie są idee wolności, demokratycznego państwa prawa, dialogu, kompromisu, tolerancji, godnego miejsca naszego kraju w Europie itd. Zebrani zastanawiali się jak, w perspektywie nadchodzących wyborów, wzmocnić prodemokratyczną i proeuropejską reprezentację w wybieranych organach władzy. I starły się dwa poglądy. Jeden mówiący, że rolą ruchów obywatelskich i organizacji pozarządowych jest wspieranie list komitetów wyborczych i tych kandydatów, którym bliskie są idee konstytuujące owe ruchy i drugi opowiadający się za bezpośrednim wpływem na listy startujących. Dał się odczuć też dystans połączony z nieufnością do istniejących partii i ich liderów.

Ale warto zejść na ziemię i po pierwsze uświadomić sobie jak niewiele czasu do wyborów pozostało (a może być jeszcze wariant przedterminowych wyborów), a po drugie zdać sobie sprawę, że to partie polityczne tworzą osnowę systemów demokratycznych. Osobiście też nie jestem entuzjastą istniejących partii, także opozycyjnych, ale „tak krawiec kraje, jak mu materii staje”. Wielu nie podoba się np. Grzegorz Schetyna jako przewodniczący PO, ale gdzie jest jego następca? Gdyby był to wygrałby z nim walkę o przywództwo tego ugrupowania. Póki co jest Schetyna z doświadczeniem, grubą skórą, bez haków, sprawny organizator. A, że ma duży negatywny elektorat? Jarosław Kaczyński też go ma i rządzi. Bo negatywny elektorat tworzą ich przeciwnicy. I jest to naturalne zjawisko. Jacka Kuronia znało i szanowało 90% wyborców, a w wyborach prezydenckich w 1995 roku otrzymał 9,22% głosów. Okazuje się że sama popularność nie przekłada się na wyborczy rezultat.

A wszystkie dostępne analizy socjologiczno-statystyczne podpowiadają, że tylko duży blok, który roboczo nazywam: „POLSKA-EUROPA-DEMOKRACJA” jest w stanie wygrać z blokiem stworzonym przez PiS. Ludzie chcą prostego wyboru i nie chcą zmarnowania swojego głosu przez te ugrupowania, które nie przekroczą 5% progu wyborczego lub 8% w przypadku koalicji. Dowiodły tego odbyte wybory samorządowe pokazujące mądrość wyborców. Grzegorz Schetyna jest tego w pełni świadom i stara się w tym kierunku podążać.

Niestety tworzenie takiego bloku idzie z oporami. Wydawało się, że stworzona na wybory samorządowe Koalicja Obywatelska rozwinie skrzydła. Tymczasem po stronie Nowoczesnej zaczęły się niesnaski, PSL stoi w rozkroku, Robert Biedroń kokosi się zw swoim pomysłem nowej partii, Ryszard Petru z koleżankami ogłosił nową inicjatywę nazwaną „Teraz”, lewica nie może się pozbierać (Razem, SLD i inne), a ruchy obywatelskie nie za bardzo jeszcze wiedzą w jakim szyku mają podążać do zarysowanych przez nie celów. Ambicje poszczególnych polityków i działaczy wydaje się, że biorą górę na potrzebę konsolidacji i mądrych kompromisów, tak programowych jak i personalnych.

Jeśli idzie o płaszczyznę programową to nie powinno być problemu ze sformułowaniem 10-cio punktowego wspólnego programu, a sprawy różniące należałoby pozostawić na czas gdy opinia publiczna dojrzeje do ich rozstrzygnięcia. Co nie oznacza, że poszczególni kandydaci i środowiska ich wspierające nie mogłyby ich prezentować. Ponadto warunkiem efektywnego działania prodemokratycznego i proeuropejskiego bloku winna być zasada, którą kierują się niemieccy politycy, że koalicjanci nie podstawiają sobie nóg czyli, że nie wnoszą pod obrady parlamentu zagadnień co do których nie znaleźli porozumienia. Natomiast w kwestiach personalnych poszczególne partie muszą otworzyć się na ludzi rozpoznawalnych o niekwestionowanym autorytecie, doświadczeniu i dorobku spoza partyjnych aktywistów.

Tylko wówczas wygrana jest możliwa. Oby znana formuła, iż „Polak mądry po szkodzie” nie musiała po raz kolejny się spełnić.

Jan Król, 07.01.2019.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.