Dokumentalny film Zofii Kunert (scenariusz i reżyseria) pt.. „Budowniczy Mostów” miał swoją premierę w Trójmieście i w miejscu ku temu najwłaściwszemu, w Europejskim Centrum Solidarności (ECS) w Gdańsku. Głównym organizatorem promocji była Fundacja im. Arkadiusza Rybickiego. A film jest w pewnym stopniu syntezą aktywności Władysława Bartoszewskiego, ale głównie w przestrzeni stosunków polsko-niemieckich. Naturalnie nie zabrakło odwołań do istotniejszych wątków biograficznych. Nie da się przecenić roli W. Bartoszewskiego w dialogu i pojednaniu polsko-niemieckim. Oczywiście, jak na profesjonalistę przystało, właściwe było odniesienie do sławnego i zarazem dramatycznego Listu biskupów polskich do biskupów niemieckich, z 1965 roku, z puentą: „Przebaczmy i prosimy o przebaczenie”. Należy wyjaśnić, że ówczesna propaganda reżimu W. Gomułki sytuowała polskich biskupów na krawędzi zdrady polskiej racji stanu!? Zabrakło mi w jednak w tym wartościowym i ciekawym filmie, przywołania układu PRL-RFN, podpisanego 7 grudnia 1970 roku w Warszawie przez premiera Józefa Cyrankiewicza i kanclerza Willy’ego Brandta, o uznaniu granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, co stanowiło podstawę normalizacji politycznej w stosunkach polsko-niemieckich. Za to za w pełni zasadne trzeba uznać skoncentrowanie uwagi w filmie na wystąpieniu naszego Bohatera w parlamencie niemieckim na uroczystej sesji z okazji 50. rocznicy zakończenia II wojny światowej. A mianowicie 28 kwietnia 1995 roku W. Bartoszewski na forum Bundestagu wygłosił ponadgodzinne przemówienie, orędzie nie tylko o stosunkach polsko-niemieckich, ale i o urzeczywistniającej się wizji wspólnej Europy. Było to zarazem pierwsze wystąpienie polityka polskiego w Bundestagu, przypomnijmy w tym czasie Ministra Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej, porównywalne do wystąpienia Lecha Wałęsy (15 listopada 1989 roku) w Kongresie amerykańskim. Wydawało się, że stanowiło ono zarazem zwieńczenie aktywności politycznej i społecznej W. Bartoszewskiego. A tymczasem stała przed nim dłuższa droga, blisko 20. letniej aktywności publicznej. A o ówczesnej roli mowy W. Bartoszewskiego w Bundestagu, wypowiadała się w filmie elita ówczesnej polityki, na czele z przewodniczącą Rita Sussmuth (przewodnicząca Bundestagu w latach 1988-1998), jak też polscy politycy i eksperci. Z tych ważkich wystąpień na czoło wysunęło się jedno, ale jakże ważne słowo: Autorytet. Bliżej i dokładniej filmu „Budowniczy Mostów” nie trzeba opowiadać. Po prostu, należy go obejrzeć. Miejmy nadzieję, że telewizja publiczna (TVP) znajdzie ku temu właściwe warunki i czas. Ale póki co, niestety, nie ma żadnych pozytywnych znaków, ani sygnałów.

Po filmie „Budowniczy Mostów” wywiązała się ciekawa i różnorodna dyskusja. Ton jej nadawali dawni współpracownicy W. Bartoszewskiego, a szczególnie adwokat, b. poseł i minister, a zarazem przyjaciel naszego bohatera, Jacek Taylor. Trafnie zauważył, że prof. W. Bartoszewski był „dobrą twarzą Polski”. Cenne uwagi w kontekście znaczenia międzynarodowego W. Bartoszewskiego wniósł Basil Kerski, obecny dyrektor ECS. Ciekawe uzupełnienia dodał Jacek Starościak, pierwszy demokratyczny prezydent samorządowego miasta Gdańska, i późniejszy wieloletni pracownik polskiej dyplomacji. Szkoda, że w dyskusji nie zabrał głosu Aleksander Hall. A może czasem wystarczy być? Dyskusję rozważnie prowadziła znana i ceniona dziennikarka Barbara Szczepuła, która umiała ją w odpowiednim (może najlepszym) momencie zakończyć. Niewątpliwie film trzeba głośno i zdecydowanie promować oraz domagać się, i to stanowczo, od TVP jego nieodległej emisji.
Trzeba wspomnieć jeszcze o kilku pięknych związkach W. Bartoszewskiego z naszym regionem. A mianowicie, że został honorowym obywatelem Gdyni (2004) i Sopotu (2007). W Sopocie trwają także zabiegi o postawienie pomnika ku Jego czci. Z kolei nasz, Uniwersytet Gdański, nadał W. Bartoszewskiemu w 2005 roku doktorat honoris causa, uzasadniając dobitnie, zwięźle i zarazem wspaniale: „Za krzewienie mądrego patriotyzmu, wolnego od wszelkiej ksenofobii i wnoszenie do świata polityki ducha etyki”. Laudator honorowego doktoratu, prof. Bohdan Dziemidok zaliczył także prof. W. Bartoszewskiego, obok Jerzego Giedroycia i Jana Nowaka-Jeziorańskiego, do grona trzech wybitnych polskich intelektualistów XX wieku, którzy „mają ogromne zasługi wobec naszego kraju i narodu, zarówno jako intelektualiści walczący o naszą kulturę narodową i moralność społeczeństwa, jak i jako politycy walczący o niezależność, wolność i demokratyczność naszego społeczeństwa i państwa”. Przywołano wtedy w mediach, w moim przekonaniu właściwie, konstatację samego Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który przypomniał, że „Prof. Bartoszewski stał się jednym z nielicznych Polaków, których świat uznał za bohaterów ludzkości”.
I na sam koniec. W moim przekonaniu trzeba wyeksponować wzór i przykład Władysława Bartoszewskiego w szlachetnej i bezinteresownej służbie publicznej Ojczyzny, i w posłudze wielkiego dialogu i pojednania: polsko-niemieckiego i polsko-żydowskiego. A politykom i społecznikom należy przypomnieć jego podstawowy drogowskaz: „Warto być przyzwoitym”. I może pracowitym. Przy okazji warto zauważyć, iż W. Bartoszewski w swoim 93. letnim życiorysie, darowanym od Stwórcy, przepracował 65 lat. I również, że na uwagę zasługuje każdy człowiek, jego godność i osobowość. A idee, jak i wiara, oraz pasje społeczne bądź polityczne, nadają głębszy sens i wymiar naszej egzystencji – pro publico bono! A niewątpliwie W. Bartoszewski miał głębokie poczucie misji, aktywności, pracy i poświęcenia na rzecz wolnej, demokratycznej, otwartej i tolerancyjnej oraz gościnnej Polski. I jak się wydaje, miał w sobie znamiona męża stanu.
Jan Kulas
Kiedy USŁYSZAŁEM słowo „MATOŁKI”, skierowane przez pana (nie profesora) W. Bartoszewskiego do przeciwników politycznych, uświadomiłem sobie, że NIE JEST TO PRZEJAW KULTURY I TAKTU, a zwykłe CHAMSTWO. I to ma być ten CZŁOWIEK POJEDNANIA I WSPÓŁPRACY? To ma być ta LEGENDA? Spoglądałem okiem obserwatora rzeczywistości politycznej przez OKRES tzw. POLSKIEJ TRANSFORMACJI. Czasem nie mogłem nadziwić się podłości ludzi zaangażowanych politycznie i to z każdej ze stron. W wielu przypadkach TRUDNO BYŁO MI DOSZUKAĆ SIĘ PRAWDY I PRZEJRZYSTOŚCI W DZIAŁANIACH, więc pewnie nie doczekam się spełnienia mojego marzenia, że PRAWDA BĘDZIE GŁOSZONA NIE TYLKO W KOŚCIELE. Tak już jest w życiu, że na szacunek trzeba sobie zasłużyć, najpierw wśród bliskich. Czasem wielkie pomniki zakłamują historię.