W kampanii wyborczej 2015 roku politycy PiS prezentowali się jako skromni i prospołeczni kandydaci na posłów i senatorów. Po przejęciu władzy absolutnej (25.10.2015) zdawali się troszczyć o sprawy społeczeństwa, chociaż program 500 plus nie był już na każde dziecko, co wcześniej zapowiadała wyraźnie Beata Szydło. Nieoczekiwanie w zaledwie kilka miesięcy sprawowania rządów, politycy PiS wystąpili z projektem ogromnych podwyżek dla przedstawicieli rządu oraz posłów i senatorów. Kiedy pierwsza próba nie powiodła się, złożono drugi projekt ustawy podwyżek dla ekipy rządzącej i pani Prezydentowej. Ale po kolei.  

W ostatnim tygodniu przed wakacyjną przerwą (od 23 lipca 2016) posłowie PiS przystąpili do ofensywy w sprawie podwyżek uposażeń dla rządzących, w tym i parlamentarzystów oraz żony Prezydenta RP. Z podstawowej faktografii wynika, że 18 lipca 2016 roku posłowie partii rządzącej złożyli projekt ustawy podnoszącej miesięczne uposażenia elity rządzącej po kilka tysięcy złotych. Dnia 19 lipca głosami posłów PiS, w tym Prezesa, projekt ustawy z zaskoczenia wprowadzono na bieżące posiedzenie Sejmu. Zapewne liczono właśnie na efekt zaskoczenia i rozpoczynające się wkrótce wakacje parlamentarne. Szef Klubu Parlamentarnego PiS poseł Ryszard Terlecki wydawał się rozwiewać wszelkie wątpliwości: „jesteśmy zdeterminowani, żeby te zmiany przyjąć”. I w istocie tak się sprawy początkowo  rozwijały. We wtorek wieczorem (19.07.2016) przeprowadzono pierwsze czytanie projektu ustawy o wynagrodzeniach dla osób sprawujących kierownicze stanowiska w państwie. Pensja Pani Premier miała wzrosnąć o 7-8 tysięcy złotych, ministrów 5,5 tys. zł, wiceministrów 5 tys., Prezydenta RP 4,5 tys., plus pensja dla jego żony oraz podwyżki dla posłów i senatorów po ok. 2,7 tys. zł. Pomimo wieczornych prac, sprawa horrendalnych podwyżek stała się głośna i kontrowersyjna. Nie udało się większości rządzącej zamknąć ust opozycji parlamentarnej.  Nade wszystko dokonało się głębokie poruszenie opinii publicznej, szokowała wielka skala podwyżek i bezceremonialny sposób ich forsowania. Działo się to w sytuacji kilkuzłotowej! (średnio po 4,20 zł) waloryzacji emerytur i rent. Politycy PiS często i usilnie reklamowali program 500 plus, a tu nagle, dla siebie rządzący zaproponowali średnie podwyżki płac na poziomie 4-5 tysięcy złotych. W dodatku wówczas rządzący przepracowali zaledwie 8 miesięcy. Zresztą, wcześniej w żaden sposób nie sygnalizowali swoich potrzeb i  planów podwyżek. Co więcej, będąc w opozycji parlamentarzyści PiS krytykowali pewne przywileje i styl uprawiania władzy przez polityków PO i PSL. A tu nieoczekiwanie i niespodziewanie, powiedzmy wprost taka pazerność i wielkie podwyżki płac, nie ukrywajmy, ponad stan i możliwości finansowe państwa, rażąco niesprawiedliwe, w sytuacji gdy brakuje środków finansowych m.in. dla pielęgniarek i położnych oraz na rzetelną waloryzację emerytur i rent. Warto też zauważyć, że przeciwko „podwyżkom dla polityków” zaprotestowała „Solidarność”.

Przypomnijmy, w środę 20 lipca 2016 roku Klub Parlamentarny PiS wycofał projekt ustawy podwyżkowej. Ale jeszcze nie rezygnowano z samego planu narzucenia części programu podwyżek. W czwartek (21.07.2016) PiS złożyło drugi projekt podwyżek pensji dla członków rządu i dość nieoczekiwanie dla żony Prezydenta. W tym czasie oburzenie faktem i skalą podwyżek dla osób sprawujących kierownicze stanowiska w państwie, było już powszechne. Media alarmowały coraz skuteczniej opinię publiczną. Nawet zdecydowali zwolennicy partii rządzącej, nie kryli zdziwienia i zaskoczenia. Nic więc dziwnego, że we wspomniany czwartek po południu,  PiS wycofało drugi projekt podwyżek. Na jak długo, tego nie wiadomo?

Jakie zatem podstawowe wnioski wypływają z swoistej afery podwyżkowej? Po pierwsze, dobrze, że jednak Prezes PiS skutecznie zareagował. Pomijam fakt znajomości przez Prezesa projektu samej ustawy podwyżkowej. Po drugie, ażeby domagać się podwyżek płac, powinno się co najmniej 2 lata  popracować i wykazać się naprawdę konkretnymi rezultatami. Po trzecie, tym bardziej rządzących powinna obowiązywać zasada umiaru i sprawiedliwości społecznej. Po czwarte, nikt dotychczas w PiS nie poniósł konsekwencji z tytułu … jednak afery podwyżkowej. Po piąte, wpierw trzeba zadbać o potrzeby i interesy ogółu społeczeństwa, a przypomnę, że np. pracownicy sfery budżetowej od 7 lat czekają na podwyżki. Nie ukrywam, że w 2015 roku powinna była zająć się tym koalicja rządząca PO-PSL. Po szóste, ze strony rządzącej należałoby przygotować i przedłożyć całościowy plan wzrostu płac i uposażeń pracujących w sektorze publicznym. Obecnie czas ku temu jest bardzo dobry, z uwagi na wzrost gospodarczy i spadające bezrobocie. Po siódme, niech politycy PiS wyraźnie i odpowiedzialnie sformułują swoje oczekiwania i potrzeby płacowe. Po ósme, po raz kolejny wyborcy mają prawo czuć się zawiedzeni i zlekceważeni. Po dziewiąte, trzeba w parlamencie przywrócić dobre procedury i obyczaje, w tym systemy należnych konsultacji społecznych.  Dość już mamy inicjatyw nagłych i z zaskoczenia, dość nocnego debatowania. I po dziesiąte, trzeba powrócić do idei pro publico bono (dobra wspólnego) i służby własnemu społeczeństwu. Tak wiele i głośno mówiło się o tym, będąc całymi latami w opozycji.

Historia podwyżek dla klasy rządzącej miała swój epilog w grudniu 2016 roku. Jak informowały media, w Sejmie i Senacie wypacano podwyżki i premie. Na przykład w Senacie marszałek otrzymał 33 4000 zł brutto, a wicemarszałkowie po 22 500 zł brutto. Powiadomiono również nas, że niektórzy wicemarszałkowie parlamentu zapowiedzieli przekazanie tych pieniędzy na cele społeczne. Naturalnie indywidualne gesty, choć potrzebne, nie usprawiedliwiają zasady (a właściwie brak zasad) horrendalnych podwyżek i premii.  Nawet zwycięskie wybory prezydenckie i parlamentarne, nie usprawiedliwiają obecnego stylu sprawowania władzy.

Jan Kulas

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.