Każdego tygodnia do weterynarzy w Gdyni trafiają postrzelone z wiatrówek koty. Do jednej z lecznic trafił ranny kocur naszpikowany śrutem. Zdaniem lekarzy to już prawdziwa plaga.
Do lecznic trafiają co kilka dni ranne koty, do których ktoś strzelał z wiatrówki. Na pewno nie robi tego jeden szaleniec, bowiem ranne zwierzęta znaleziono ostatnio w kilku dzielnicach, m.in. w Małym Kacku, Redłowie, Orłowie i Obłożu.
– często słyszę świst strzału z broni pneumatycznej na ulicy Kasztanowej w Orłowie – mówi Mikołaj, który mieszka w pobliżu. – Jestem przekonany, że któryś z sąsiadów po prostu strzela do kotów i ptaków, ale robi to przez uchylone okno i nie mogę go namierzyć – dodaje mieszkaniec Gdyni.
Do gdyńskiej kliniki weterynaryjnej przed świętami trafił kot, który miał cztery rany. Po prześwietleniu okazało się, że w ciele cierpiącego zwierzęcia są aż cztery śruty, z czego jeden pocisk przebił na wylot klatkę piersiową. O sprawie wie policja, ale mimo kilkudziesięciu podobnych przypadków zanotowanych w ostatnim czasie, nie udało się jej ustalić winnych. Funkcjonariusze zapewniają, że wszystkie przypadki znęcania się nad zwierzętami są traktowane poważnie i wyjaśniane. Sadysto, którzy znęcają się nad zwierzętami, grozi kara nawet dwóch lat więzienia.