I oto te słowa: „z prochu powstałeś…..”. To wielka, na swój sposób wstrząsająca przenośnia, która mówi i o małości i o wielkości ludzkiej egzystencji. Małość mierzyć można zestawieniem jej z potęgą kosmosu, z pojęciem wieczności czy nieskończoności, których nie ogarniamy. Człowiek próbuje zmierzyć się z tymi wielkimi tajemnicami życia i śmierci. Kosmiczne sondy takie jak Voyager 1 i 2 oraz Pioneer 10 i 11 wędrują w przestworzach, aby dotrzeć w pobliże innej niż słońce gwiazdy, co nastąpi za 40 tysięcy lat (tyle ile odnotowano poszukując śladów naszego przodka). A w inne, bardziej jeszcze odległe miejsca, któraś z sond „dopłynie” w ciągu od 300 tysięcy do 4 milionów lat. Te cztery sondy, które niedługo opuszczą układ słoneczny zawierają też butelki z listami od ziemian adresowane do…..? Nie wiadomo do kogo. A może gdzieś tam spotkają inne żywe istoty ? A może zmartwychwstałe postacie? W tym wymiarze czujemy się mali i bezradni.
Lecz w formule o prochu zawarta jest też wielkość człowieka. Stanowi on swego rodzaju mikrokosmos. Ze zdolnością do myślenia, działania, odczuwania, do cierpienia i bólu. Obdarzony, w jakimś stopniu, wolnością może wpływać na swoje życie, aż do jego kresu. I różnie oczywiście z tej wolności korzysta.
Czy zatem grzebanie w trumnach ofiar smoleńskiej katastrofy ma sens. Z punktu widzenia dociekania prawdy o przyczynach tej tragedii i szacunku dla najbliższych oczywiście tak. Ale czynienie z tego, że zaszły nieścisłości w identyfikacji zwłok, przedmiotu politycznej walki jest obrzydliwym świństwem i ogromnym nadużyciem. Nie wierzę, że ktokolwiek świadomie, czy to po stronie rosyjskiej czy polskiej, dopuścił do tego. Wszyscy byli w szoku. Natomiast masakra, która była udziałem ofiar i bałagan u Rosjan zapewne nie pomogły aby ze 100 procentową pewnością zakwalifikować szczątki. Tak zachowują się ludzie małej wiary, którzy piękną i jakże prawdziwą przenośnię, o powstaniu z prochu i powrotu do stanu wyjściowego, nie przemyśleli głębiej.
Panu Bogu nie są potrzebne wszystkie fragmenty ciała złożone w trumnie, aby dokonało się zmartwychwstanie. Tych, którzy decydują się na kremację, a także, i coraz częściej, na rozrzucenie prochów w przestrzeni lub w wodzie, jeżeli żyli godnie, też łaska Pana nie ominie.. Trzeba być jednak człowiekiem wiary, a nie małej wiary.
Sam nie podjąłem jeszcze decyzji o tym czy chciałbym być pochowany tradycyjnie czy przez kremację. A może nigdy jej nie podejmę i zdecydują najbliżsi. Wiem jednak, że od tego moje ewentualne zbawienie nie zależy.
Jan Król, 29.10 2012.