Brak moich komentarzy przez ostatnie trzy tygodnie spowodowany był sentymentalno-studyjną podróżą do Nowego Jorku (NY), Toronto i Vancouver. Zatrzymam się w tym momencie na NY, bo to miejsce niezwykłe. To Frank Sinatra śpiewał w swoim wielkim przeboju „New York, New York”: „Chcę się budzić w mieście, które nigdy nie zasypia i stać się królem, osiągnąć szczyt”. Można je nazwać Wielki Tyglem lub Wieżą Babel. To miasto stworzone od podstaw na skalistej przestrzeni otoczonej wodą. A serce NY czyli Manhattan to wyspa, kupiona w 1626 r. przez Holendra Petera Minuita za 24 dolary od Indian. Dzisiaj to metropolia licząca ponad 8 milionów, a cała aglomeracja liczy ponad 20 milionów mieszkańców.

Dlaczego mój niedawny pobyt w NY skojarzył mi się z wyczynem dzielnego Austriaka? Bo NY to miasto ciągle przekraczające granice ludzkich możliwości. Urzędy muszą być przygotowane do obsługi ludności w 40 językach i tylu mniej więcej jest nauczanych w szkołach, poza obowiązkowym angielskim. Ta mozaika ras i kultur stłoczona tak, że 1 km kw.  zamieszkuje ponad 10 tysięcy ludzi, tworzy jednak całość. Całość funkcjonującą nadzwyczaj sprawnie. Najlepszym tego przykładem jest system komunikacyjny z niezastąpionym metrem. Metro pracuje całą dobę, posiada ponad 1000 km torów tworzących 400 km sieci, 26 linii i 470 stacji. Codziennie metrem podróżuje ponad 5 milionów pasażerów i można dotrzeć nim wszędzie. Komunikacja podziemna uzupełniona jest systemem szybkich pociągów, autobusów, tramwajów i promów. Nieodłącznym oczywiście elementem krajobrazu NY są żółte taxówki. I to wszystko działa. Można by powiedzieć, że NY to świat w pigułce. Z mającymi swoją osobowość dzielnicami: chińską, włoską, indyjską, murzyńską, żydowską, latynoską, grecką i oczywiście polską robi wrażenie mikrokosmosu. I jakoś nikt nikogo nie atakuje z tego powodu. Ludzie obcują ze sobą, pracują robią interesy. Oczywiście, że jedne grupy etniczne trzymają się razem mocniej inne mniej. Tworzą jednak jeden organizm. Już nawet słynny Harlem nie jest tak niebezpieczny dla białych jak kilkanaście lat temu.

Największy, pod względem gabarytów budynek, słynny Empire State Building (443 m wysokości), ukończony w 1931 r. budowano 14 miesięcy. To już wówczas przekraczano te nieprzekraczalne bariery.

NY to nie tylko jedno z głównych centrów finansowych świata, ale także wielkie centrum kultury ze słynnymi teatrami, klubami i muzeami gromadzącymi najwspanialsze dzieła sztuki. Niestety nie udało mi się kupić biletów na co poniedziałkowy występ big-bandu Woody Allena w kawiarni hotelu Caryle. Byłem 141 na liście oczekujących.

Czy wszystko jest tak idealne? Oczywiście nie. Bo nie ma takich miejsc na ziemi. Najmniej przyjemna jest odprawa paszportowa. Kiedy następuje spiętrzenie przylotów trwa do 4 godzin. Mnie udało się odprawić po 3 godzinach. I nie ma tu znaczenia czy wizy są czy nie są wymagane. Tego nie rozumiem w tak dobrze zorganizowanym państwie. Czyżby była to jakaś demonstracja siły wobec przybywających nie obywateli USA?  Widoczne są też duże zróżnicowania społeczne.

Arcyważnym problemem jest bezpieczeństwo mieszkańców tego konglomeratu. Tragiczne doświadczenie z 11 września 2001 nie przestraszyło na szczęście nowojorczyków i dokładnie w granicach fundamentów zburzonych budynków WTC zbudowano symboliczne groby w postaci basenów-fontann ku wiecznej pamięci 3000 ofiar tamtej tragedii. A obok pnie się w górę potężna Freedom Tower, będąca dowodem że Ameryka nie ugięła się pod presją terrorystów.

Dumna Statua Wolności ciągle wita przybyszów z całego świata i potwierdza swoim milczeniem, że człowiek jest stworzony do czynienia rzeczy wielkich.

Jan Król 15.10.2012.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.