Mieszkaniec Słupska, któremu ukradziono samochód złożył skargę na pracę słupskiej prokuratury. Choć policja odnalazła pojazd i zatrzymała właściciela „dziupli” w której samochód był ukrywany, ku zaskoczeniu właściciela samochodu i policji prokuratura postępowanie umorzyła.

Gdy Pan Andrzej ze Słupska stracił swój samochód nie wierzył, że policji uda się auto odnaleźć. Dla funkcjonariuszy sprawa nie była jednak przegrana. Policjantom najpierw udało się odnaleźć „dziuplę”, w której samochód był schowany. Po trzech dniach obserwacji zatrzymali także jej właściciela. Gdy po schwytaniu prawdopodobnego pasera wydawało się, że kwestią czasu będzie aresztowanie złodzieja samochodu, niespodziewanie dla wszystkich prokuratura umorzyła postępowanie.
Nieoficjalnie wiadomo, że podejrzewany o paserstwo właściciel dziupli tłumaczył się, że przyjął samochód jedynie do naprawy. Nie potrafił powiedzieć śledczym kto zostawił samochód w jego garażu. Nie zainteresował się też faktem, że rzekomy właściciel auta nie miał do niego kluczyków, a samochód miał wyłamaną stacyjkę. Wyjaśnienia mężczyzny wydały się śledczym tak wiarygodne, że podejrzeń prokuratury nie wzbudził nawet fakt, że mężczyzna oficjalnie prowadzi firmę budowlaną.
Łatwowierność prokuratury oburzyła nie tylko policjantów. Piotr Grodzicki ze Słupska od kilkudziesięciu lat prowadzi zakład mechaniczny. Nigdy nie przyjął do naprawy auta bez kluczyków, dokumentów i z „łamakiem” w stacyjce.
Właściciel odzyskanego przez policję samochodu złożył skargę na pracę prokuratorów. Na razie nie wiadomo jaki przyniesie ona skutek i czy śledztwo w sprawie kradzieży samochodu będzie wznowione. XXX