Wojna palikowa to wydarzenia historyczne, do których doszło w lutym 1920 roku na kaszubskich Gochach w powiecie bytowskim. 92 lata temu, w czasie wytyczania granicy polsko – niemieckiej po I wojnie światowej, Kaszubi walczyli o skrawek swojej ziemi.

„My, niżej podpisani, jesteśmy Polakami. Nasi ojcowie byli również Polakami i mieszkali w tych okolicach od czasów niepamiętnych i przynależeli do Polski. Chcemy wraz z naszymi braćmi należeć do wspólnej ojczyzny, do naszej Polski” – pisali Kaszubi w petycji z 1919 roku. W czerwcu 1920 roku podpisano z Niemcami pokój w Wersalu, gdzie zapadły postanowienia o przebiegu granicy Niemiec i Polski powstałej po 123 latach zaborów. Niestety, zaplanowana granica przecinała Kaszubszczyznę na dwie nierówne części. Nie uwzględniała próśb i oficjalnych petycji, kierowanych do najwyższych gremiów w Paryżu przez polskich działaczy. Na Kaszubach ludzie mogli się jeszcze pogodzić z tym, że do nowo powstającej Polski nie zostaną przyłączone powiaty lęborski, bytowski i słupski, ale na samych Gochach (część Ziemi Bytowskiej) Kaszubi nie godzili się na dzielenie ich ziemi. Granica miałaby bowiem odciąć od ich parafii kilka wsi i wraz z nimi pozostawić po stronie niemieckiej tysiące hektarów należących do nich łąk, pastwisk i lasów. Podobny sprzeciw odnotowano w Jamnie koło Bytowa, gdzie granica przebiegać miała w samej wsi. Łąki, pola i stawy jamneńskich gospodarzy trafić miały do Żukówka.
Konflikt eksplodował w lutym 1920 roku. Kaszubi zaczęli się sprzeciwiać takim postanowieniom, tym bardziej, że na tereny przyznane Polsce zaczęły wkraczać polskie oddziały wojskowe. W ślad za nimi przychodzili geodeci i urzędnicy z międzynarodowej komisji, wytyczający granicę. Oznaczano ją wbijanymi w ziemię palikami, które w przyszłości miały być zastąpione słupami granicznymi. Oburzeni Kaszubi zaczęli sami przestawiać oznakowania i stąd nazwa – wojna palikowa.
Tak zdarzenia te opisał historyk Marcin Barnowski:
Gdy 2-go lutego 1920 roku w Konarzynach i Borowym Młynie pojawił się oddział polskich żołnierzy, Kaszubi poczuli się ośmieleni i zaczęli głośno wyrażać swój sprzeciw. Po entuzjastycznym powitaniu wojska, tłum przekroczył zaplanowaną granicę polsko-niemiecką. Polscy żołnierze podobno stracili orientację i dali się powieść tłumowi do sąsiedniej wioski Wierzchociny na terytorium Niemiec. Tam aresztowali Niemców z Grenzschutzu i zamknęli w karczmie – opowiada Zbigniew Talewski, kaszubski regionalista, który stworzył termin wojna palikowa. – 16 lutego rano geodeci przystąpili do wytyczania nowej granicy. Zgodnie z linią wyznaczoną przez komisję międzynarodową. I wtedy nastąpiło apogeum. Ku mierniczym i asekurującym ich z obu stron żołnierzom polskim i niemieckim ruszył pochód miejscowych. Do wystąpienia nawoływał ich ksiądz Bernard Gończ, od 1913 r. proboszcz parafii w Borowym Młynie. Po wsiach były porozlepiane plakaty. Według niektórych relacji, Kaszubi szli na wojsko z kościelnymi chorągwiami, jak podczas procesji. Broni nie mieli. Gdy żołnierze ich odpędzali, tylko odkrzykiwali im, w obu językach. – Jakub Trzeciński z Upiłki zawołał wtedy: Granica jest pod Białym Borem. Tu jest święta ziemia polska!” – relacjonuje Talewski. Żołnierze, zarówno niemieccy, jak i polscy, czuli się związani rozkazami. Polski oficer wydał swoim polecenie, aby Kaszubów odstraszyli salwami strzałów ostrzegawczych. Józef Spiczak Brzeziński z Upiłki, do niedawna żołnierz cesarskiej armii, który 12 października 1918 r. stracił we Francji rękę, tłumaczył oficerowi, że po drugiej stronie wyznaczonej linii leży większa cześć pól i łąk i lasy prywatne mieszkańców, które dla niejednej rodziny stanowią jedyne źródło utrzymania. Polski oficer powtarzał, że ma rozkaz. Na to Brzeziński: – Ja też w 1914 roku dostałem rozkaz od cesarza zajęcia Paryża. Do tej pory go nie wykonałem… – Było niebezpiecznie, bo oficer szarpał się i faktycznie chciał strzelać, ale nawet jego żołnierze nie byli do tego skorzy – podkreśla Z. Talewski
Kaszubscy rolnicy w końcu powyrywali z ziemi paliki wbite przez mierniczych. Nikt nie wystrzelił. Geodeci skapitulowali i odjechali. Ostatecznie po kilku miesiącach do Borowego Młyna przyjechał pewien francuski generał i kilku innych członków komisji. Wtedy właśnie, w połowie 1920 roku, przyłączono do Polski tereny na zachód od Borowego Młyna i Konarzyn.
Co roku w lutym w Borowym Młynie Kaszubi obchodzą rocznicę wojny palikowej. Dzięki determinacji i odwadze mieszkańców Konarzyn i Borowego Młyna udało się powiększyć granice II Rzeczpospolitej. Nie powiodło się to w Żukówku, które w 1929 r. znalazło się w granicach Niemiec.
„Tak zdarzenia te opisał historyk Marcin Barnowski:” a dalej „relacjonuje Talewski.” … o co chodzi? Przecież pan Talewski jeszcze żyje! Czyżby faktycznie pamiętał tamte czasy? A może to jakaś bajka opowiadana przez 3 pokolenia, która ubarwiona weszła już do przekonania społeczeństwa?