fot. Magdalena Truszkowska

Jedno, dwa, trzy uderzenia, które rozbrzmiewają jak dzwon i rozchodzą się po jeziorach. Woda i przestrzeń niesie je daleko. W każdym punkcie Chmielna słychać, jak upływa czas, odmierzany uderzeniami gongów, które uruchamiają się co kwadrans i nadają tutejszemu życiu regularny rytm. Każdy, kto zagości tutaj dłużej, z czasem dostosowuje się do tej regularności. Zaś w południe i o kilku innych porach odzywają się trzy dzwony, umieszczone na wysokiej wieży chmielnieńskiego kościoła.

fot. mescargot

Wolno, po wąskich kręconych schodkach, wdrapuję się na wieżę kościelną, górującą ponad budynkami. Najpierw pokazuje się przede mną pierwszy poziom. Na tej wysokości oglądam z bliska stary dzwon, najpewniej jeden z tych, które wypełniały przestrzeń wokół kościoła dźwiękami, jeszcze przed jego połączeniem ze strzelistą budowlą wieży. Przy jego górnej krawędzi oraz na płaszczu mosiężnego instrumentu, odlano łacińskie sentencje, zapisane gotykiem i mocno już przetarte czasem. Tylko ten dzwon pozostał spośród trzech, które były tu do czasów ostatniej wojny. Dwa z nich zostały wywiezione i najprawdopodobniej przetopione w niemieckich fabrykach.

„Cała wieś poszła z dymem. Nie trwało długo, a miejsce gdzie znajdowała się pierwotnie wieś Chmielno, porosło gęstym lasem. W ruinach opuszczonego kościoła, okazały jeleń urządził sobie legowisko. Zdarzyło się razu pewnego, że wiatr zatrzasnął drzwi kościoła, w czasie gdy znajdował się w nim ów jeleń. Znalazł się w śmiertelnej pułapce. Daremnie lizał on drewniane drzwi swoim szorstkim językiem. Nie dawało to żadnego rezultatu. Opadł przy tym zupełnie z sił i musiał niestety zginąć. Po wielu, wielu latach, jeden pastuch poszukiwał w tychże lasach krowy, która odłączyła się od stada. Przy tej okazji odnalazł stary kościół. Za drzwiami leżał szkielet jelenia. Wiadomość o tym niezwykłym odkryciu, rozeszła się szybko. Z daleka i zewsząd przybywali ludzie aby oglądać stary kościół i miejsce, gdzie niegdyś znajdowała się wieś.”*

fot. mescargot

„Bicie zatopionych dzwonów, można niekiedy usłyszeć z głębi jeziora, w dni Świąt Wielkanocnych. Jednej dziewczynie, która udała się wczesnym rankiem nad jezioro, udało się nawet zobaczyć owe trzy dzwony na powierzchni wody. Schwyciła najmniejszy, który był najbliżej i wyciągnęła go na brzeg. Wówczas dwa pozostałe dzwony, wydając głuche dźwięki, zatonęły w toni jeziora. O ile wyciągnęłaby ona największy dzwon-matkę, inne podążyłyby za nim. Dzwon, który wyciągnęła dziewczyna, jest dzisiaj największy z trzech w chmielnieńskim kościele.”*

Delikatny chłód, barwnego, jesiennego dnia działa orzeźwiająco, odkrywając przede mną obrazy okolicy i tajemnice starego kościoła. Na szczycie wieży, obok zewnętrznego reflektora, oświetlającego okolicę, znajduje się nowoczesny system gongów, sterowanych elektrycznie, sygnałem z Hamburga. To ich dźwięki roznoszą się po okolicy, co kwadrans, odmierzając czas. Gongi zostały zamontowane 27 lat temu, przez gdańską firmę Turgal i służą sprawnie do dziś. Kiedy występują przerwy w dostarczaniu prądu, wiązka promieni z dalekiego niemieckiego miasta, przywraca biciu gongów regularny rytm.

Światło, wpadające przez łukowato zakończone, witrażowe okna, zalewa wnętrze barwami, które mienią się błękitami, żółciami, czerwieniami i złotem. Pada ono na ściany, które zdobią krzyże celtyckie, udekorowane kaszubskimi motywami. Symbole wiary, będące połączeniem dwóch różnych wpływów zdobniczych, stanowią część drogi krzyżowej, wyrażonej kolorowymi płaskorzeźbami. Wiszą nad nimi ozdobne, ceramiczne świeczniki, wykonane w pracowni Neclów i ozdobione w ich charakterystycznym stylu. Każdy z rzędów ławek, rozpoczyna i dekoruje pojedynczy ornament roślinny. Ot, taki delikatny kwiatek z nóżką, umiejętnie odtworzony z księgi kaszubskich wzorów lub wymyślony przez artystę. Namalowany ręcznie, każdy z nich jest inny i odmiennie prezentuje się na złotym drewnie.

Większość tych wspaniałych wzorów, zaprojektował i wykonał w latach pięćdziesiątych profesor Wacław Szczeblewski, który zajmował się renowacją kościoła. W latach 1980-81, przeprowadzono kolejny remont i pokryto ściany tynkiem. Różne opowieści krążą na ten temat. Według niektórych, ogromne było zaangażowanie mieszkańców w te prace. Młodzi ludzie najmowali się do robót na rusztowaniach. Przynoszono zewsząd jaja, które dodawane do zaprawy, miały wzmocnić jej trwałość. Jeszcze inna historia prowadzi do starego, łacińskiego napisu, opasującego wnętrze, na fragmencie ściany ponad przestrzenią okien. Dziś nikt już nie pamięta, co oznaczał napis, umieszczony w miejscu, gdzie bieleje tynk, ozdobiony kaszubskim freskiem.

fot. mescargot

Dzieje kościoła sięgają co najmniej średniowiecza, zaś historia tego miejsca jest znacznie głębsza, zanurza się bowiem w dawnych czasach, gdy odprawiano tu jeszcze pogańskie rytuały. Niewysokie wzgórze, położone pomiędzy dwoma jeziorami, niewątpliwie miało kiedyś duże znaczenie strategiczne, które wiązało się także z ówczesnymi wierzeniami. Do dziś, wiatr zmieniający wciąż kierunek sprawia, że gasną tu płomienie świec. Najstarsze, odkryte jak dotąd, ślady osadnictwa plemiennego, na tych terenach, pochodzą z IX wieku. Zbudowany na wąskim fragmencie lądu gród, umocniony w XII wieku, funkcjonował do XIV wieku, kiedy to został trwale zniszczony, podczas najazdu brandenburskiego. W XIII wieku, córka Świętopełka, księżniczka Damroka, ufundowała na wzgórzu drewniany, trójnawowy kościółek, który przetrwał co najmniej do XVI wieku. Napisano o tym w księgach. Według legendy, podczas najazdu szwedzkiego, wieża kościoła została zniszczona, zaś trzy wiszące na niej dzwony, uwolniły się same i potoczyły do Jeziora Białego. Ciało pewnej księżniczki, zostało zaś przybite do drzwi spalonego dworu. Prawda historyczna przeplata się tu z baśniowością i okrucieństwem tamtych czasów.

fot. mescargot

Przez trójkątne szybki małego półkolistego okna, prześwituje jesienny krajobraz. Schodki prowadzą w górę, w stronę sufitu, do otworu zasłoniętego ciężką blachą, którą odsuwam, by wydostać się na samą górę. Wokół otwiera się przestrzeń, widoczna poprzez otwory wysokich okien. Zabezpieczone barierkami otwory w ścianach wieży, wychodzą na cztery strony świata, pokazując całą panoramę Chmielna, wraz jego domami, ulicami i mieszkańcami oraz jeziora, Białe i Kłodno, rozlane w dolinie, uwieńczonej lasami aż po horyzont. Zaś po środku, na metalowej konstrukcji, wiszą dwa bliźniacze dzwony żeliwne, poznaczone rdzą. Data na jednym z nich odnosi się do 1958 roku.

Bryła dzisiejszego kościoła, pochodzi z połowy XIX wieku, kiedy to rozebrano pierwotną, drewnianą budowlę świątyni, a na jej miejsce postawiono nową, ceglaną. Wysoka wieża, wybudowana w 1860 roku, przez 17 lat stała wolno, zanim połączono ją z rozbudowanym kościołem. Czy w tym samym okresie odlano trzy mosiężne dzwony? A może były one znacznie starsze? Tylko jeden z nich, ozdobiony intrygującym łacińskim napisem, przetrwał do naszych czasów.

Trzy dzwony, znajdujące się obecnie na chmielnieńskiej wieży, dwa nowe i jeden zabytkowy, używane są jedynie przy określonych okazjach, wyznaczając pory nabożeństw. Przez pewien czas wspomagała je także mała sygnaturka, czwarty dzwonek, umieszczony na ceglanej nadbudówce, na przeciwko wieży. Zatem cztery dzwony oraz system gongów, napełniają co pewien czas okolicę, harmonijną gamą swych dźwięków. Wolno schodzę na poziom chóru, który jest umieszczony na drewnianej konstrukcji, kilka metrów nad posadzką i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że wszystkie instrumenty pozostawały w ciszy, podczas mojego pobytu na wieży. Trafiłam dokładnie w kwadrans przerwy.

fot. mescargot

Kasetony jasnego sufitu, zdobią bardziej regularne wzory, z których większość, wpisana w koło oraz kwadrat, przypomina mandale. W trzech miejscach, przy drewnianych kratkach wentylatorów, pojawiają się cztery symboliczne obrazy, o tematyce ściśle religijnej, przedstawiające, między innymi, światło, Stwórcę oraz anioły. W regularnych odstępach rozmieszczono dwanaście ozdobnych uchwytów, podtrzymujących niegdyś staroświeckie świeczniki, które teraz zastąpiono elektrycznymi żyrandolami. Przestrzeń sufitu, z poprzecznymi belkami stropowymi, w całości podzielona na kwadraty i pomalowana, dopełnia wnętrze delikatnym pięknem dobrze znanych, regionalnych ornamentów, o czystych barwach kaszubskiej tęczy.

Historia tajemniczej sentencji, inspiruje do dalszych poszukiwań. Sprawia, że kościół w Chmielnie, położony w miejscu starodawnych kultów i  będący sercem okolicy, otwarty dla wszystkich, którzy chcą patrzeć, nadal pozostaje zagadkowy i pełen niespodzianek. Bo czyż może być coś bardziej ukrytego, od starej inskrypcji, która została niegdyś zapisana na ścianie, a teraz pozostaje niewidoczna dla oczu? Jest możliwe, że magiczny napis zawiera te same słowa, które zostały pieczołowicie odlane na ściankach starego, mosiężnego dzwonu.

Magdalena Truszkowska
(www.mescargot.com)

*Paul Behrend, Skarbnica legend pomorskich; Chmielno

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.