Barcelona witała mnie o północy na lotnisku Vasco da Gama. Oczywistym było, iż rozmowa w drodze do miasta z taksówkarzem będzie o protestach Katalończyków przeciwko polityce Madrytu. Rozmowa zaczęła się od wyznania, urodziłem się w Barcelonie, to jest moje miasto, no! moja mama jest Katalonką, jednak tata jest z Andaluzji, więc będę mówił za siebie i moją rodzinę. Rząd w Madrycie mówi o solidarności, Unia Europejska o wzajemnej lojalności, a my Katalończycy jesteśmy wykorzystywani. Lojalność jest jednostronna – Katalonii w stosunku do Hiszpanii. Roczny dochód regionu przekazywany do budżetu państwa praktycznie utrzymuje Andaluzję. Katalonia jako region otrzymuje rocznie od państwa 40% swoich wpływów. Jednocześnie daniny płacone przez Katalończyków są wyższe niż np. Andaluzyjczyków. Koszt utrzymania dziecka w Katalonii i Andaluzji jest drastycznie różny, szkoły publiczne w Katalonii są płatne, w Andaluzji nie.