fot. K.Rolbiecki/powiatbytowski.pl

Kaszubi mają tyle własnych obrzędów, że mogliby nimi obdarować niejeden region czy kraj. Po wielu latach milczenia Kaszubi stali się dzięki temu naszym najpoważniejszym – obok górali – „folklorem eksportowym”.

fot. K.Rolbiecki/powiatbytowski.pl

Na Pomorzu najważniejsze są oczywiście tradycje zwiazane ze świętami Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Gwiozdkę zwiastują chodzący w adwencie po wsiach gwiżdże. W barwnym orszaku maszerują dziad, baba, muzykant, niedzwiedź,turoń, kozioł, baran, bocian i smętek. Gwiozdka niesie kosz pełen podarków – słodyczy i orzechów, którymi obdziela wiejskie dzieciaki.

W wigilię także chłopi wychodzą ze swych zagród, by na polach i wokół zagrody postawić małe drewniane krzyżyki i inne, czasem „magiczne” znaki, które mają gospodarstwo uchronić przed wszelakim złem: szkodą, nieurodzajem i chorobą, a także gryzoniami niszczącymi plony.Wigilijna wieczerza jest na Kaszubach zazwyczaj skromna. Najważniejsza jest zupa brzadowa z suszonych owoców z kluskami, która z powodzeniem zastępuje barszcz. Są także ryby, grzyby i kuch czyli ciasto (przeważnie drożdżowe). Świąteczne podarki bywają skromne, bo też Kaszubi są oszczędni jak Szkoci. Ciekawostką natomiast jest, że popularna świąteczna choinka na Kaszubach przyjęła się bardzo późno, bo dopiero po pierwszej wojnie światowej. Wcześniej była w wielu zakątkach regionu uznawana za przejaw „germańskiej” tradycji.

Sylwester jest na Kaszubach dniem dowcipów, platania figlów i tak zwanych głupich żartów. Niejednemu chłopu w noc sylwestrową „skradziono” drzwi od chałupy lub wrota od stodoły, albo też zapchano komin.

W Wielkanoc Kaszubi jeszcze dziś, starym zwyczajem, chodzą o świcie do strumienia, nad jezioro lub nad rzekę, aby – symbolicznie – zmyć z siebie grzechy, choroby i… rzucone uroki. Śniadanie wielkanocne połączone jest zazwyczaj z obiadem, jednak nie gości na nim wielkanocny zając. Ci, którzy oczekują od niego podarków, muszą się uzbroić w cierpliwość i przede wszystkim uwić zajęcze gniazdo. Dzieci stawiają gniôzdka zrobione z siana lub słomy w ogrodzie, pod drzewem lub krzakiem. Dopiero nazajutrz, w lany poniedziałek, zając ukradkiem zostawia w nich prezenty. Tymczasem dyngus (deguse) uchodzi Kaszubom na sucho. Zamiast polewać się wodą, Kaszubi tłuką się rózgami z gałęzi jałowca. Przez cały dzień chłopcy uganiają się za dziewczętami i smagają swe ofiary po nogach (niegdyś po goliźnie). Ten prastary zwyczaj słowiański przetrwał jedynie na Kaszubach, toteż warto się tu wybrać także na Wielkanoc, by przeżyć z bliska ten niecodzienny spektakl.

Jednym z najbardziej niezwykłych i prastarych obrzędów na Kaszubach jest Ścinanie Kani. Zwyczaj ten najbardziej znany jest na północy, w okolicach Pucka. Kanię – ptaka drapieżnego,który wyglądem nieco przypomina sokoła – ścinano na św.Jana. Kania od zarania dziejów symbolizuje na Kaszubach wszelkie zło, choć nikt nie potrafi wyjaśnić dlaczego padło właśnie na tego, bardzo pięknego ptaka. Na ceremonię przybywali niegdyś wszyscy mieszkańcy. Wójt i Rada Starszych odczytywali wyrok obwiniając biedne ptaszysko za wszystko i skazywali kanię na śmierć przez ścięcie głowy. Kat czynił swoje, a następnie odbywał się uroczysty pochówek. W niektórych zakątkach Kaszub, gdy brakowało kani, lub nie udało się jej schwytać, ścinano inne ptaszyska, czasem wronę, a nawet …kurę. Cała ta okrutna ceremonia miała być prawdopodobnie przestrogą dla ludzi, bo też odczytujący wyrok zazwyczaj nawiązywał w swej mowie do spraw wiejskich i czynił aluzje do grzeszników i złoczyńców, zapowiadając, że grozi im równie sroga kara, jak Bogu ducha winnej kani. Etnografom nie udało się do tej pory jednoznacznie wyjaśnić pochodzenia, ani znaczenia tego makabrycznego obrzędu.

Ciekawe zwyczaje towarzyszyły do niedawna także kaszubskim ślubom. W dniu zaślubin, jeszcze przed biesiadą weselną, para młoda i rodzice sporządzali zapisy. W zamian za przekazanie we władanie majątku młodym, „dożywotnicy” sporządzali umowy o zabawnej czasem treści. Na przykład teść domagał się na piśmie regularnych dostaw piwa, sznapsu, gęsi i kaczek, a także ziarna i paszy dla swego inwentarza. Teściowa  nierzadko za wczasu ustalała najbardziej odległe kwestie, na przykład… rodzaj własnej trumny i pochówku.

Jeden z najsłynniejszych kaszubskich zwyczajów to zażywanie tabaki. Jeszcze dziś używkę tę stosuje ponad 100 tysięcy mieszkańców regionu. Jak wielu jest tabaczników wyszło na jaw w ostatnich kilku latach, gdy nieprzemyślaną treścią ustawy zakazano w Polsce sprzedaży i produkcji tabaki. Wówczas Kaszubi zaczęli głośno protestować, a gdy to nic nie pomogło zmusili do działania kaszubskich posłów i senatorów. Prawo do powszechnego zażywania tabaki przywrócono dopiero po czterech latach nowelizując ustawę . W czasie tej tabaczanej „prohibicji” Kaszubi przemycali używkę z Niemiec, lub produkowali ją własnym sumptem. Wielu – tak jak przed wiekami – znowu zaczęło uprawiać niewielkie poletka tytoniu. By uzyskać zeń kaszubską używkę, trzeba wysuszone liście tytoniu zmielić na pył, dodając rownież zmielone suszone owoce i liczne przyprawy, między innymi miętę. Tak spreparowaną tabakę Kaszubi z namaszczeniem wsypują do tabakierki zrobionej z rogu i zawsze noszą przy sobie. Przed zażyciem mówią: „Chcemë le so zażec”, sypią szczyptę na rękę (między kciuk i wskazujący palec) i mocno pociągają nosem. Zażywanie tabaki jest nie tylko „nałogiem”. Na Kaszubach ma ono znaczenie znacznie głębsze: jest elementem regionalnej kultury, gestem towarzyskim i przede wszystkim wielowiekową tradycją. W wielu zakątkach Kaszub do dziś tabakę zażywa się w kościele podczas nabożeństwa. Ksiądz z ambony rozpoczyna ów rytuał, a wtórują mu wszyscy mężczyzni. Dopiero, gdy skończy ostatni, ksiądz kontynuuje mszę. Ten sympatyczny zwyczaj Kaszubi przenieśli nawet za granicę, np. do Stanów Zjednoczonych, gdzie w polskich parafiach do dziś kultywują go pomorscy emigranci.

Zażywanie tabaki wiąże się także z inną kaszubską tradycją – rogarstwem. Jest to rzemiosło niezwykle trudne, pracochłonne i niestety wymierające. W nielicznych już warsztatach powstają przede wszystkim tabakiery. Wykonuje się je z rogów bydlęcych, a jest to robota niezwykle paskudna, bowiem zaczyna się od smażenia rogu na rozżarzonych węglach. Prażone krowie rogi cuchną niemiłosiernie, a niestety trzeba ten proces uważnie nadzorować, ponieważ źle spreparowany róg może pęknąć przy wbijanu na kopyto. Właśnie podczas wbijania rogu  na drewniany kołek uzyskuje się jego płaski kształt. Tabakierka jest z jednej strony zamknięta  denkiem, zaś z drugiej ma niewielki otwór, którym wysypuje się tabakę – ów dziób zatykany jest drewnianym kołeczkiem. Dziś warsztaty rogarskie można jeszcze odwiedzić w Sierakowicach, Gnieżdżewie, Głodnicy czy Brodnicy Dolnej.

Jeśli o zwyczajach mowa, trzeba pamiętać, że Kaszubi, którzy słyną ze swego przedniego dowcipu, jeszcze do niedawna wybierali własnych królów. Elekcje „kaszubskich monarchów” odbywały się nawet za komuny, co niektórym „władcom” przysporzyło wiele kłopotów. Tytuł „Króla Kaszubów” przyznawały różne środowiska, wyróżniając popularnych działaczy regionalnych, z których największą bodaj sławę zyskał Antoni Abraham (1869-1923), wielki patriota kaszubski i działacz niepodległościowy. Bywało i tak, że tytuł króla nosiło kilku Kaszubów jednocześnie, co zresztą mało kogo gorszyło. Niepokoił się natomiast pozbawiony humoru gdański aparat partyjny, zarzucając Kaszubom dążenia monarchistyczne, separatyzm i wrogość wobec komunizmu. Sprawą zajmował się nawet Komitet Centralny PZPR i Urząd Bezpieczeństwa.

I jeszcze o władzy: Kluka albo  klëka to tradycyjna kaszubska laska sołtysia – coś w rodzaju symbolu samorządności. Jeszcze na początku naszego stulecia przy pomocy kluki zwoływano wiejskie zabrania. Laska była przekazywana z ręki do ręki, od sąsiada do sąsiada, aż wróciła do sołtysa, co oznaczało, że do wszystkich dotarła wieść. Kluka była oczywiście wykonana z drewna i zazwyczaj zdobiona, na przykład zakończona głową kozła. Często symbolicznie przewiązywano ją wstążką, na przykład czerwoną – zwiastując czyjeś zaślubiny, lub czarną, która donosiła o śmierci jednego z mieszkańców. Dziś „kleką” nazywane są także obwieszczenia lokalnych władz.

Dodać trzeba, że Kaszubi mają również własnych diabłów: najważniejszy to Purtk, ale także: Diôcheł, Lëceper i Smantek (Smętek). W języku kaszubskim są także diabelskie przekleństwa, zresztą tylko takie, bowiem Kaszubi nie znają żadnych wulgaryzmów. Jak chcą zakląć, mówią: „A biej do Smantka”, „Te Diôchle !”, „Te Smantku !”, „Niech cę Smantk wezmie”.

Kaszubskie miesiące:

stëcznik

gromnicznik

strumiannik

łżëkwiôt

môj

czerwińc

lëpinc

zelnik

séwnik

rujan

listopadnik

godnik

Kaszubi mają także swoje tradycyjne imiona. Są one wprawdzie podobne są do powszechnie znanych, jednak mają ciekawe i zabawne zdrobnienia i odmiany. Męskie: Pioter (Piotr), Józk (Józef), Franc (Franciszek), Tona (Antoni), Ignac (Ignacy), Kazi (Kazimierz), Gusta (August), Alojz (Alojzy), Jank (Jan), Boleś (Bolesław), a także Jaromir i Barnim. Żeńskie: Mania (Maria), Jula (Julia), Mońka (Monika), a także Damroka, Dirsla i Milada. Jak podaje „Nowy Bedeker Kaszubski” najwięcej, bo aż 18 zdrobnień ma imię Józef: Józk, Józefk, Józka, Józkola, Józul, Józulk, Józwa, Jófka, Jófk, Jazef, Jop, Jopk, Jopa, Jopka, Jocht, Jocha, Jefk i Jiftk.

2 KOMENTARZE

  1. Są to bardzo zabawne imiona nawet w mojej rodzinie moja Mama mówiła do mojego Taty gdy miała dobry humor JANKU zamiast Jan ,mój najmłodszy brat ma na imię Antoni to mówiła TUNA .wszystko się zgadza teraz po latach sobie przypominamy i opowiadamy o zwyczajach kaszubskich i żartujemy sobie opowiadając wice Kaszubskie jak się wszyscy spotkamy ,a jest nas pokażna rodzinka bo jest Nas siedmioro Rodzeństwa no i nasze połówki i dzieci jest po prostu wesoło jak za dawnych lat kiedy się wszyscy spotykaliśmy u mojej Babci Dziadka na wsi która się nazywa BRAZYLIA koło Kartuz obok Pomieczyna Pozdrowienia AGNIESZKA z Wejherowa

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.