Kiedy białoruskie kobiety masowo wyszły na ulice i stanęły na czele trwających tam protestów, przeciw reżimowi Łukaszenki, pomyślałem o naszych paniach i, że tylko one mogą rozkruszyć pisowską skamielinę rządzenia. I stało się. Absurdalny „wyrok” nielegalnego Trybunału Konstytucyjnego (TK)rozsierdził ogromną rzeszę Polek. W obronie nie tylko swojej wolności i godności wyszły na ulice i place miast i miasteczek, mimo ograniczeń jakie narzuca pandemia. Wreszcie odbywane demonstracje zdominowała młodzież. To jest Wasze 5 minut w historii. Pokolenie demonstrujące pod szyldem KOD swoje pięć minut już miało w latach 80-tych i 90-tych i z powodzeniem je wykorzystało. Teraz czas na pokoleniową zmianę oczywiście wspieraną przez kombatantów walki o wolną, niepodległą i demokratyczną.

Co dalej? Z całą mocą jawi się to pytanie. Jak długo da się wytrzymać w ulicznych protestach na przeciw policji i żandarmerii wojskowej? Rząd może jeszcze wprowadzić stan nadzwyczajny odwołując się do potrzeby walki z koronawirusem. Ale byłby to akt desperacji porównywalny z wprowadzeniem stanu wojennego w grudniu 1981 roku. Władza nie ma zbyt dużego pola manewru, bo nie wierzę w nieopublikowanie wydanego orzeczenia w powiązaniu z uznaniem obecnego składu TK za nielegalny, co w swojej szlachetności proponują byli prezesi TK Marek Safian i Andrzej Zoll. Pozostaje walka, albo przez domaganie się referendum, albo przedterminowych wyborów, albo solidne przygotowywanie się do wyborów już za niecałe 3 lata.

Poziom determinacji protestujących symbolizuje wykorzystanie oryginalnego liternictwa, użytego do nazwy SOLIDARNOŚĆ, do wypisywanego obecnie na transparentach wulgarnego słowa WYPIERDALAĆ. Fakt ten ukazuje regres w jakim znaleźliśmy się wobec tak niedawnej przeszłości i jest bardzo smutny, ale i wymowny. Drugim nowym elementem, który pojawił się jest wkraczanie demonstrantów na teren kościołów podczas odprawianych mszy. Jest to reakcja nie tyle na fundamentalistyczne stanowisko hierarchów, bo mają do tego prawo, ile na posługiwanie się władzą świecką do jego wdrażania, w prawie obowiązującym wszystkich obywateli.

Niespotykane wezwanie Jarosława Kaczyńskiego skierowane do członków PiS i tych, którzy go wspierają do obrony kościołów, za wszelką cenę, tylko zaognia sytuację i upolitycznia Kościół. Jeśli władze kościelne jednoznacznie nie odetną się od takiej deklaracji to będzie to tylko kolejne potwierdzenie pełnego sojuszu ołtarza z tronem.

Kiedy już w 1991 roku pojawiła się w Sejmie ustawa zakazująca aborcji, wówczas jako sekretarz Klubu Parlamentarnego Unii Demokratycznej 15 maja tamtego roku udałem się razem z posłankami Józefą Hennelową i Marią Stolzman do Prymasa Józefa Glempa. Spotkanie miało na celu poinformowanie Prymasa o inicjatywie Klubu polegającej na przygotowaniu projektu uchwały zmierzającej do zawieszenia prac Sejmu nad sprawozdaniem Komisji Nadzwyczajnej rozpatrującej projekt ustawy antyaborcyjnej oraz uchwały o przeprowadzeniu referendum w tej sprawie. Inicjatywa pojawiła się w ostatniej chwili, a jej promotorem był prof. Geremek. Prymas stwierdził,że gdyby miała być uchwalona zła ustawa to może jeszcze odczekać. Wypowiedział się również zdecydowanie przeciw referendum mówiąc, że nawoływałby do jego bojkotu (z notatki poczynionej po spotkaniu).Wszystko to działo się przed przedterminowymi wyborami i uważaliśmy, że samo rozpatrywanie takiej ustawy rozerwie społeczeństwo, a do referendum nie jesteśmy jeszcze gotowi. Uchwała znalazła poparcie sejmowej większości. Dziś po 30 latach znaleźliśmy się w punkcie wyjścia, a obecny Przewodniczący Episkopatu arcbp Stanisław Gądecki nawet ucieszył się z prowokacji uczynionej przez PiS rękami powolnemu mu TK i jak Piłat umył ręce mówiąc, że to przecież nie Kościół stanowi prawo. Jego poprzednicy mieli więcej taktu, rozsądku i wyobraźni, a tzw. kompromis aborcyjny uchwalony przez parlament w 1993 roku znalazł de facto ciche poparcie Kościoła.

W moim odczuciu jedynym docelowym rozwiązaniem problemu aborcji w Polsce jest pójście śladem katolickich Włoch i Irlandii, czyli przeprowadzenie referendum. Jeżeli zwolennicy liberalizacji prawa do aborcji mówią, że 69% respondentów jest ZA, to czego się obawiają. Dziwi mnie zatem stanowisko zaprezentowane przez Martę Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, przeciwstawiające się referendum jako rozwiązaniu, które w wyniku rządowej, zmasowanej propagandy i agitacji Kościoła może zmienić proaborcyjne nastawienie Polaków i dać rezultat niezgodny z oczekiwaniem protestujących. Czy zatem przytaczane badania opinii publicznej są mało wiarygodne? W moim odczuciu dominuje w społeczeństwie zgoda na aborcyjny kompromis, z lekką jego liberalizacją. Ale tego też nie akceptują radykalnie nastawione środowiska. Rezultat więc jest taki jaki mamy na chwilę obecną, czyli w praktyce zakaz aborcji. Często też protestujący wypowiadają się w imieniu wszystkich kobiet obarczając mężczyzn za istniejący stan rzeczy. I w tym przypadku uważam, że gdyby zdecydowana większość kobiet, bo nigdy wszystkie, podzielały pogląd protestujących to nigdy ani PiS, ani Andrzej Duda nie zdobyliby władzy, a referendum byłoby wygrane. Zachęcam więc kobiety do przekonywania przede wszystkim kobiet. Kartka wyborcza daje Wam taką samą siłę jak facetom. I wtedy tych spod znaku ciemnogrodu możemy odwołać.

Często słyszymy, głównie ze strony przedstawicieli Kościoła, że spraw moralnych nie poddaje się głosowaniu. A w jakim trybie parlament czy TK podejmują decyzje, zapytuję? Przecież w trybie głosowania, również o sprawach mających swoje moralne oblicze. A taką sprawą jest zagadnienie aborcji.

Jan Król, 26.10.2020.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.